Paluch "Lepszego życia diler". Najpierw nauka, potem chłosta (recenzja)
Samozwańczy król syntentycznego hip-hopu zamknął swoją płytą 2013 rok. Dobre bity, dobrzy goście i dobre rady przyciągają uwagę. Ale czy udaje się ją utrzymać do końca?
"Dziesiąty album, fani mają wersy w sercach / ty, k***a, nie masz fanów, bo brakuje serca w wersach" - rapuje Paluch, całkiem zgrabnie przedstawiając krążek "Lepszego życia diler". Poznaniak ma ten staroszkolny w przekazie i nowoczesny w brzmieniu styl określany przez siebie mianem "nowego trueschoolu". Dla słuchaczy - zgodnie z terminem - jest prawda, dla hip hopu dużo miłości, a dla konkurencji mnóstwo ofensywnych linijek.
Siłą płyty jest przekaz, zgodnie z tytułem edukujący młodych i na starcie przez życie skrzywdzonych, ale zarazem pozbawionych banalnie wyłożonych, oczywistych prawd tak irytujących odbiorcę starszego. Niegłupi nauczyciel to też surowy sędzia. Grunt, że sprawiedliwy, bo dostaje się po uszach pokoleniu swagu ("Nawet nago mam więcej stylu niż ty w koszulce Obey"), ale też rapowym muzealnikom wzdychającym do lat 90. czy utopii zjednoczonej sceny.
Paluch ma bardzo dobrą rękę do bitów. Na płycie meldują najlepsi w kreatywnym przeszczepianiu rozwiązań amerykańskiego rapu głównego nurtu - od ascetycznej elektroniki po wściekły trap. Jako, że gospodarz nie od dziś gustuje w takiej muzyce i jak mało kto wie co w niej piszczy, to wybory takie jak Donatan, Matheo, SoDrumatic czy SherlOck wydają się po prostu oczywiste. Nie zabrakło naczelnego niegdyś paluchowego producenta Julasa, zaproszono Chrisa Carsona (Kaerson), a zwolenników brzmień tłustszych, bardziej klasycznych ucieszy zapewne udział White House i Siwersa. Uwaga, bowiem obecność wielu przebojowych, melodyjnych kompozycji nie wyklucza dawki srogiej, syntetycznej chłosty. Zdradzający ogromną pewność siebie głos przeżera się przez te bardziej inwazyjne podkłady, a nie zawsze przystępne kawałki opatrzone są nieraz zaraźliwymi, na popową miarę szytymi refrenami.
Choć wszystko się zgadza, to flow jest tyle surowy, co przewidywalny, przyspieszeniom daleko do ideału, a i wybijających się, dodających pieprzu linijek sporo mniej niż poprzednim razem. Pomagają goście. Siwersa gubi dykcja i średni tekst, Haja brak dostatecznie wyrazistego stylu, dlatego Te-Tris ze "śmietanką opłakującą swe rozlane mleko" bez trudu wychodzi w "To co istotne" na pierwszy plan. Lepiej zbilansowany "To nie życie zmienia nas" z Peją i Bilonem to nośny, bezpretensjonalny utwór bez choćby odrobiny pustosłowia.
Proszę nie myśleć, że Paluch potrzebuje wsparcia. Singlowe "Bez strachu", ciężkie działa wytoczone do ciężkiej perkusji w "Szumie", czy czołowe zderzenie z jadącym pełną parę bitem w "Wracam do domu" obalają tę tezę. Niestety, gdzieś na wysokości dziesiątego numeru "Lepszego życia diler" zaczyna nużyć. Oczywiście trzeba doczekać do końca - to co mistrz ceremonii rapuje w kawałku "Król" na innych ustach byłoby chełpliwością, tu jest przekonującą deklaracją własnej wartości. A ona nie bierze się z powietrza. Nawet jeśli słuchacz polskiego rapu tej płyty mieć nie musi, to powinien wyrobić sobie o niej zdanie.
Paluch "Lepszego życia diler", B.O.R.
7/10