Stawiając wyłącznie na orkiestrowe aranżacje Peter Gabriel nie tylko okroił gitary i perkusję, ale przy okazji także emocje.
Rockowy weteran i wizjoner namawia w tytule płyty, byśmy podrapali go po plecach. Ja jednak podczas słuchania "Scratch My Back" z zafrasowaniem drapię się po głowie, zastanawiając się, co też za dzikie podszepty sprawiły, że Gabriel nagrał tak nieprzekonujący album. Mamy tu bowiem utwory innych, kojarzonych głównie ze sceną rockową wykonawców, w dość oszczędnych, akustyczno-orkiestrowych wersjach. Nie słyszymy basu i Chapman Sticka Tony'ego Levina (pamiętacie wstęp do "Sledgehammer"?), ani etnicznych bębnów Manu Katché. Charakterystyczny, przejmujący głos Gabriela często też chowa się pod gęsto utkanymi aranżami orkiestry, ledwo mrucząc zza zasłony smyczków i dęciaków.
60-letni wokalista ma czujne ucho, bo nie sięgnął po zakurzone klasyki, lecz w większości przypadków zmierzył się z twórczością młodszych kolegów po fachu: siedem z 12 nagrań ma maksymalnie 15 lat, z czego aż pięć powstało w ostatniej dekadzie. Plus także za działalność pedagogiczną: jeśli pojawiają się wielkie nazwiska (jak Neil Young, Paul Simon, Talking Heads), to są to numery raczej mniej znane, gdzie oryginałów trzeba się trochę naszukać - a warto! Jedyny wyjątek stanowi otwierający płytę, ponadczasowy przebój "Heroes" Davida Bowiego.
Oryginalne wersje kipiały od emocji, bardziej (przy dudniącym Afryką "The Boy In The Bubble" Paula Simona ciężko było usiedzieć w miejscu) lub mniej rozbuchanych, lecz Gabriel je gdzieś zagubił w swoich melancholijnych interpretacjach. Owszem, jego głos doświadczonego faceta wciąż robi wrażenie, ale całość jakoś ze sobą się nie zgrywa. Wspólnym mianownikiem tych kompozycji pozostaje jedynie monotonny, senny klimat, przy którym zacierają się kontury, a powieki opadają.
Pamiętacie przejmująco-niepokojący "Street Spirit (Fade Out)" grupy Radiohead, przy którym można było zwątpić, czy po nocy nastanie dzień? "Tu nie ma światełka w tunelu" - mówił Thom Yorke, określając "Street Spirit" mianem jednego z najsmutniejszych utworów w dorobku Radiohead. U Gabriela nadal mamy tunel, ale nic nam nie grozi. Wystarczy zapalić światło. Wielbiciele muzyki filmowej pewnie znajdą tu coś dla siebie (myślę, że płyta sprawdziłaby się w jakimś kameralnym melodramacie), ale jeśli chodzi o soundtracki, to bardziej przemówiła do mnie muzyka Gabriela do "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Martina Scorsese.
W przygotowaniu jest rewanż - płyta "I'll Scratch Yours", na której znajdą się utwory Gabriela w interpretacji wykonawców ze "Scratch My Back". Wydaje mi się, że "Wallflower" w wersji Radiohead czy klasyczny "Biko" zaśpiewany przez Paula Simona mogą być znacznie ciekawsze, niż murmuranda starszego, siwobrodego pana.
5/10