Nie jest super, ale o to chodzi

Piotr Kowalczyk

T.Love "Old Is Gold", EMI Music Poland

"Old Is Gold" to hołd dla 40-letniej fascynacji Muńka muzyką rockową
"Old Is Gold" to hołd dla 40-letniej fascynacji Muńka muzyką rockową 

T.Love to grupa, które nie musi już nic udowadniać. Obok kolejnych projektów Kazika Staszewskiego, Myslovitz i Kasi Nosowskiej są chyba jedyną polską formacją okołorockową, która radiowe przeboje i pełne sale koncertowe potrafi połączyć z niezłym poziomem artystycznym - i to już od ponad 20 lat.

Z drugiej strony po płycie "Chłopaki nie płaczą" (1996) zespół częściej się gubił niż podejmował dobre decyzje. Od albumu "Model 01" nie nagrał właściwie żadnego większego przeboju. Tym razem panowie naprawdę mocno spróbowali nawiązać do czasów świetności.

Powrót do surowego grania jest w przypadku gitarowego zespołu dość prostym sposobem, żeby wyjść z twórczego impasu - być może nawet zbyt oczywistym, ogranym, podejmowanym w przeszłości przez niezliczoną ilość kapel zmagających się z kryzysem wieku średniego. W dodatku w erze retromanii, analogowego fetyszyzmu, pełnej dostępności starej muzyki, misja "pokazywania korzeni rock'n'rolla" (to słowa samego Muńka) przypomina trochę zasilanie rzeki wodą zakupioną w sklepie.

Do dwupłytowego albumu "Old Is Gold" podchodziłem z umiarkowanym entuzjazmem. I bardzo miło się rozczarowałem. Nie chodzi tylko o kwestie produkcyjne, choć one również zwracają uwagę. W końcu od początku było wiadomo, że zespół wykona skok na głęboką wodę - nagrywać będzie w legendarnym Rogalowie Analagowym Wojtka Czerna oraz w archaicznych wnętrzach S3 Polskiego Radia, "na setkę", na sprzęcie sprzed kilkudziesięciu lat.

Efekt wart był tych starań (choć rejestracji muzyki dokonywano w pośpiechu, większość materiału umieszczono na taśmach w ciągu zaledwie tygodnia). Brzmienie jest organiczne, instrumenty doskonale współbrzmią w miksie. Aranże - jak piosenka "Orwell Or Not Well" z afro-karaibskimi smaczkami (bardziej calypso i afrobeat niż czyste reggae) czy soulowe chórki w singlowym "Poeci umierają" - wypadają naturalnie i wzbogacają materiał.

Bez dobrych piosenek i zwyżki formy Muńka Staszczyka jako tekściarza nawet najładniej wyprodukowany materiał byłby jednak tak samo nieistotny jak kilka poprzednich płyt zespołu. Zygmunt tymczasem okazuje się bardzo mocnym punktem tej płyty. Słyszymy go tutaj w najwyższej od lat formie wokalnej. Choć piosenki dostarczało na ten album kilka osób (m.in. Lesław z Komet), a nad produkcją i całym procesem nagrania czuwał gitarzysta Maciej Majchrzak, to wkład Staszczyka, jego linie wokalne i teksty, wydają się dla kształtu tego albumu najważniejsze.

"Old Is Gold" nie jest, jak chcieliby niektórzy recenzenci, albumem genialnym czy najlepszym w dyskografii T.Love. To płyta złożona z wielu poprawnych, ale niespecjalnie porywających numerów. Nie brakuje tu momentów zwyczajnie topornych - kwadratowo wykonanej americany i banalnej publicystyki rodem z "Uważam Rze" ("Stanley" jest m.in. o tym, że celebryci bywają głupi i powierzchowni, a żarliwy katolicyzm nie jest szczytem lansu - dzięki Muniek, nie wiedziałem!).

Są jednak na "Old Is Gold" kawałki przepiękne, które na pewno wejdą do T.Love'owego kanonu. Z jakiegoś powodu są to głównie ballady. Najmocniej daje po głowie siódma piosenka z pierwszej płyty - liryczne, powolne, staromodne "Jak nigdy" - ni to piosenka o śmierci, ni o rozstaniu, z Muńkiem brzmiącym, jakby miał 75 lat. Walczykowaty "New York" to folk z celtyckimi smaczkami i poetyckim, świetnie zaśpiewanym słodko-gorzkim tekstem o metropolii za Atlantykiem, w której ma się spełnić amerykański sen: "bo New York is New York is New York / jak piekło, jak czyściec, jak raj / koszmarnie zaspane twe oczy / odległy koszmarnie twój kraj / tu musi się przecież odmienić twój los / włóczędzy w wierze swej tkwią / tu musi przecież wydarzyć dziś coś / pieniądze są zmieszane z krwią".

"Tamla Lavenda" nawiązuje z kolei do brzmienia z lat 60. soulowej wytwórni Motown. Choć to numer o depresji, to T.Love dawno nie brzmiało tak radośnie - ostatnio chyba w piosence "Stokrotka". Muniek pocieszający główną bohaterkę piosenki, przechodzący w refrenie z falsetu w przerysowaną, bluesową chrypę, brzmi jak jej jedyny, najlepszy kumpel. Trudno mu nie uwierzyć.

"Lucy Phere" to folkowa ballada spopularyzowana przez Boba Dylana pod nazwą "Huck's Tune". T.Love "kradnie" Dylanowską wersję i robi z niej swój autorski numer. Muniek trafia tutaj w poruszający rejestr, w którym nie był ładnych kilkanaście lat. Jego rozmowa z Lucyferem ("więc Lucyfer rzekł do mnie / pogadajmy spokojnie / hej chłopaku, jak chcesz dźwigać swój los? / nawet głupi ci mówi / nie podskoczysz królowi / lepiej ze mną nabijaj swój trzos") nawiązuje do jednego z pierwszych mitów rock'n'rolla - historii bluesmana Roberta Johnsona, który na rozstaju dróg sprzedał diabłu duszę.

"Old Is Gold" to rozliczenie z przeszłością Muńka - hołd dla jego 40-letniej fascynacji muzyką rockową i awanturniczym okresem z połowy lat 90. "Old Is Gold" to również hołd dla rock'n'rolla jako stanu świadomości - stąd często politycznie niepoprawne refleksje o śmierci, Bogu, cenie hedonistycznego życia, seksie i wierności. I jak to na płycie rock'n'rollowej nie mogło zabraknąć słownej chuliganerki - np.niewybrednych, choć pełnych uczucia epitetów pod adresem kobiety życia podmiotu lirycznego ("ja pod katedrą zgwałcić chcę najlepszą z moich żon" w "2005" i "moja kobieta psychodrama / najlepsza pi..a z wszystkim dam / jest tak je....ta jak jej mama / dobrze ją znam / niestety dobrze ją znam" - to utwór "Moja kobieta"). Dostaje się też np. portalom społecznościowym ("25 milionów wejść / zupełnie wali mnie (...) p....lę Fejsa / p....lę mocno go" w "Skomplikowanym Nowym Świiecie").

Muniek bywa toporny i mało interesujący, gdy bierze w obronę religijną żarliwość czy wygłasza tyrady przeciwko internetowi. Czym byłby jednak T.Love bez zgrywy i braku intelektualnej głębi? Ważne, że para nie poszła tylko w gwizdek, a zapowiadana podróż do korzeni rock'n'rolla nie okazała się blefem. Są piosenki i emocje, jakich kompletnie nie czułem przy ostatnich kilku płytach T.Love. Jeśli ktoś dał sobie spokój z tym zespołem przy którymś z albumów "Chłopaki nie płaczą"/"Antyidol"/"Model 01"/I Hate Rock'n'roll" (niepotrzebne skreślić), teraz powinien dać mu jeszcze jedną szansę.

6/10

Zobacz teledysk "Poeci umierają":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas