Nick Cave & The Bad Seeds "Ghosteen": Piękny ból [RECENZJA]

Co prawda "Ghosteen" zrodziło się z wielkiej tragedii, ale niewątpliwie to najpiękniejszy album w całej obszernej dyskografii Nicka Cave'a.

Okładka płyty "Ghosteen" Nicka Cave'a & The Bad Seeds
Okładka płyty "Ghosteen" Nicka Cave'a & The Bad Seeds 

Strata dziecka to największa tragedia w życiu rodzica. Kiedy w 2015 roku 15-letni syn Nicka Cave'a, Arthur, spadł z klifu i zmarł w wyniku poniesionych obrażeń, od początku było wiadomo, że znacznie wpłynie to na twórczość muzyka lubującego się już wcześniej w depresyjnych, pozbawionych wyrazistego światła klimatach.

"Skeleton Tree" wydane po tym wydarzeniu było albumem zupełnie innym aniżeli poprzednie pozycje sygnowane nazwą Nick Cave & The Bad Seeds: czuć było z niej ból, zmęczenie, gniew, ale towarzyszyły temu bardziej wyciszone kompozycje. Nawet jeżeli sam lider zespołu zarzekał się, że piosenki napisane zostały w większości jeszcze przed tragicznym wydarzeniem, trudno uwierzyć, że faktycznie wpływ wypadku był mniejszy niż sugerują to piosenki i atmosfera. Zresztą, gdy już wydawało się, że artysta nie nagra nic bardziej intymnego, pojawiło się "Ghosteen" i... po prostu wow.

Łatwo oskarżyć ten album o bycie następcą "Skeleton Tree", ale to spora krzywda. Jasne, inspiracje ambientowe zostały przesunięte do maksimum, przez co Cave'owi zaskakująco blisko teraz do twórczości ś.p. Scotta Walkera (posłuchaj!) oraz Davida Sylviana (byłego wokalisty Japan - zespołu uznawanego za prekursorów stylu new romantic, posłuchaj!) na ich ostatnich albumach: zdecydowanie dojrzalszych i kierujących się w stronę minimalistycznej awangardy. Tu również wokal jest przede wszystkim nośnikiem emocji, a muzyka, choć zachwycająca mistyczną atmosferą, użytymi środkami, raczej kierunkuje niż ma skupiać na sobie uwagę.

Ta atmosfera to zresztą to, co różni "Ghosteen" od "Skeleton Tree". Z poprzedniego krążka Nicka Cave'a rozpacz wydzierała się z każdej strony. Najnowsza pozycja to już ten późniejszy okres żałoby: trudne godzenie się z losem, próba zrozumienia bólu. Być może dlatego mimo wiszącej nad albumem depresyjnej atmosfery, podkreślonej jeszcze powolnymi tempami, całość emanuje cieplejszymi barwami niż poprzednik.

Te smugi światła widoczne są szczególnie w drugiej połowie płyty. Na przykład w tytułowym utworze, który od ambientowej kompozycji (z dawką podniosłych smyczków) kieruje się w stronę orkiestralnego rocka space rocka kojarzonego z zespołem Spiritualized, by potem znów się wyciszyć.

W kończącym album "Hollywood" Nick Cave przywołuje historię Kisy Gotami - uczennicy Buddy, której zmarło dziecko - aby ostatecznie przełożyć tę opowieść na swoje życie. Z jednej strony śpiewa, że długa jest droga, aby odnaleźć spokój ducha, z drugiej: wierzy, że ten czas nadejdzie. Gdy pod koniec piosenki nawiązuje dialog z utworem rozpoczynającym płytę, śpiewając, że czeka na ten moment, trudno nie uwierzyć, że naprawdę jest z nim lepiej.

Pierwsza połowa albumu jest bardziej przejmująca. Już w "Spinning Song" nawiązującym klimatem do pamiętnego "Jesus Alone", po przedstawieniu opowiastki z Elvisem Presleyem w jednej z ról, Cave rzuca powtarzane kilkukrotnie "I love you, I love you" rozdzierające słuchacza na kawałki.

W fortepianowym "Bright Horses" czy "Galleon Ship" oraz "Sun Forest" słychać ducha post-rocka w stylu Sigur Rós (nie mówcie zresztą, że nie słyszycie tam w chórkach Jónsiego, sprawdź!). "Waiting for You" to przejmująca, emocjonalna ballada na fortepian. Miejscami słychać w tych kompozycjach quasi-gospelowe nawiązania, co uwidacznia się jeszcze bardziej, gdyby wziąć na warsztat pojawiające się repetycje. Jednak dalej to głos Cave'a gra główną rolę.

Cave, podobnie jak na "Skeleton Tree", brzmi jak człowiek zmęczony, przeciążony bagażem doświadczeń, szukający ukojenia. Mimo to nigdy nie brzmiał aż tak głęboko: począwszy od pojawiających się zewsząd recytacji, aż po regularny śpiew, kończąc na falsecie w "Spinning Song" i "Hollywood", który to - jeżeli nie myli mnie pamięć - na albumach Nicka Cave'a nigdy do tej pory się nie pojawiał.

Nick Cave skończył 60 lat. Zobacz go na starych zdjęciach

Nick Cave Steve Richards / Rex FeaturesEast News
To zdjęcie Nicka Cave'a zostało zrobione przez znaną australijską fotografkę, Polly Borland, w 1988 roku.Mary Evans Picture LibraryEast News
W takiej pozie uchwycono Nicka Cave’a w Melbourne w grudniu 1996 roku.John Feder/Newspix / Rex FeaturesEast News
To zdjęcie pochodzi z 1975 roku. Na fotografii z kolegami i koleżankami ze szkoły średniej Nick Cave opuścił spodnie, co – jak widać – wzbudziło niemałe zainteresowanie… News Ltd/Newspix / Rex FeaturesEast News
Takie sceniczne akrobacje Nick Cave wyczyniał podczas koncertu ze swoim zespołem The Birthday Party w Australii, w latach 70.News Ltd/Newspix / Rex FeaturesEast News
W swojej charakterystycznej, mrocznej twórczości Cave poetycko porusza tematy miłości, przemocy, religii czy śmierci. Ten ostatni boleśnie doświadczył muzyka, który mając 21 lat stracił ojca wypadku samochodowym. O jego śmierci dowiedział się od matki, która wyciągała go z aresztu, gdzie trafił za pijaństwo, kradzież i wandalizm. Już jako nastolatek Nick miał kłopoty z prawem (wówczas zaczął eksperymentować z heroiną). Traumatycznym przeżyciem dla Cave’a było także odejście jego 15-letniego syna, Arthura, który zmarł w lipcu 2015 roku, na skutek poważnych obrażeń poniesionych po upadku z 18-metrowego klifu na plażę w Brighton. Sekcja zwłok wykazała, że chłopak przed skokiem przyjmował narkotyki – w jego organizmie znaleziono ślady LSD. To, jak Nick Cave i jego żona Susie Bick radzą sobie z żałobą po utracie dziecka, zobaczyć można w dokumencie "One More Time with Feeling" w reżyserii Andrew Dominika. Twórca zdradził, że poprzez realizację filmu Cave chciał uniknąć medialnych dyskusji na temat śmierci jego syna. Rex FeaturesEast News
Kobieta obejmowana na zdjęciu przez Nicka Cave'a to Kylie Minogue. Zdjęcie zrobiono podczas ich wspólnego występu w Londynie w 1996 roku.Bleddyn Butcher/REX FEATURESEast News
Nick Cave i PJ Harvey razem na scenie w 1996 roku. Współpraca między muzykami przy płycie "Murder Ballads" zaowocowała romansem. Rozstanie pary miało być dla Cave'a jedną z inspiracji podczas prac nad kolejnym albumem jego grupy, "The Boatman's Call".Bleddyn Butcher/REX FEATURESEast News
Najnowszym albumem Nicka Cave'a & The Bad Seeds jest "Skeleton Tree", który ukazał się 9 września 2016 roku. Dzień wcześniej premierę miał towarzyszący albumowi wspomniany dokument "One More Time with Feeling". Promocji płyty towarzyszy trasa koncertowa, której europejska część obejmuje także Polskę. W jej ramach Nick Cave & The Bad Seeds wystąpią na jedynym koncercie w Polsce - 24 października na Torwarze w Warszawie. Koncertowy skład Nick Cave & The Bad Seeds tworzą: Nick Cave, Warren Ellis, Martyn Casey, Thomas Wydler, Jim Sclavunos, Conway Savage, George Vjestica i Larry Mullins. Ostatnia do tej pory trasa zespołu po Europie miała miejsce w 2014 roku. Na zdjęciu Nick Cave w 1992 roku.Bleddyn Butcher/REX FEATURESEast News
22 września 2017 roku Nick Cave kończy 60 lat. Z tej okazji prezentujemy galerię starych fotografii australijskiego muzyka. Zobaczcie, jak kiedyś wyglądał "Książę ciemności". Cave znany jest przede wszystkim z występów w zespole Nick Cave and the Bad Seeds, ale zanim to się stało, Australijczyk założył zespół The Boys Next Door, który później zmienił nazwę na The Birthday Party. Grupa przetrwała aż do 1984 roku, a po jej rozwiązaniu Nick Cave oraz inny jej członek – Mick Harvey zainicjowali zespół Nick Cave and the Bad Seeds. Formacja zdobyła rozgłos na całym świecie, do czego mocno przyczyniła się zwłaszcza płyta "Murder Ballads" z 1996 roku. To na niej znalazły się duety Cave’a stworzone z wokalistkami. Jedną z nich była Brytyjka PJ Harvey, która zaśpiewała w piosence "Henry Lee". Drugi utwór – nagrany z australijską aktorką i piosenkarką Kylie Minogue – "Where the Wild Roses Grow" stał się jednym z największych przebojów grupy. Przy muzycznym portfolio Nicka Cave’a wspomnieć należy również o jego pobocznym projekcie Grinderman stworzonym w 2006 roku wraz z kilkoma kolegami z zespołu (Warren Ellis, Martyn P. Casey, Jim Sclavunos). Współpraca ta zaowocowała dwoma albumami. Rex FeaturesEast News

Ostatecznie to przerażające, że tak złe doświadczenia rodzą tak wspaniałe albumy. Chciałbym co prawda, żeby Nick Cave & The Bad Seeds nagrywali zawsze takie pozycje, przy czym mocno bałbym się o zdrowie psychiczne lidera zespołu. Cóż, niezależnie, co się stanie w przyszłości, Nick Cave & The Bad Seeds pozostawili nam płytę, o której w przyszłości będziemy mówić, używając sformułowania "ponadczasowy klasyk". Zapamiętajcie moje słowa.

Nick Cave & The Bad Seeds "Ghosteen", Mystic Production

10/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas