Monika Borzym "My Place": We właściwym miejscu (recenzja)

Daniel Wardziński

W wieku 23 lat ma na koncie współpracę z wielkimi postaciami współczesnego jazzu, wyróżnienia w wokalnych konkursach, platynową płytę czy występ w Sali Kongresowej u boku Michała Urbaniaka. Jest gwiazdą polskiego jazzu i jeśli "Girl Talk" dla kogoś nie było wystarczającym dowodem, "My Place" będzie nim na pewno.

Monika Borzym na okładce płyty "My Place"
Monika Borzym na okładce płyty "My Place" 

Produkcją po raz drugi zajął się Matt Pierson, człowiek, który pracował z Joshua Redmanem, Patem Metthenym czy Chickiem Coreą. Nie ma tu mowy o przypadku. Słuchając nowego albumu nie dziwię się w ogóle, że w trakcie organizowanego przez niego jamu głos Moniki oczarował producenta na tyle, żeby podjąć współpracę, która owocuje drugim, znakomitym materiałem. Muzycznych znakomitości jest tutaj więcej, ale drugą osobą, którą trzeba wyróżnić na początku jest Marcin Obijalski, odpowiedzialny za napisanie większości utworów z "My Place". Po "Girl Talk" opartym na jazzowych interpretacjach utworów takich wokalistek jak Erykah Badu, Amy Winehouse, Dido czy Fiony Apple, autorski album jest wyzwaniem, ale i nowym polem do popisu.

Efekt jest naprawdę urzekający. Zaskakująca w takim wieku wokalna dojrzałość i spokój, idą w parze z wyczuwalnym na płycie bezkompromisowym charakterem i charyzmą Moniki. Słuchając nie chce się wierzyć, że nagrywanie materiału trwało mniej niż tydzień. Rozbudowane, pięknie ubrane w instrumenty kompozycje niosą olbrzymie jak na współczesny jazz pokłady melodyki, nie starają się na siłę poszukiwać fajerwerków w postaci niepotrzebnych solówek czy niepasujących ozdobników.

Całością rządzi klimat, a jego głównym składnikiem jest głos artystki. Płyta przyjemnie zlewa się w całość - często może być to zarzut, ale z pewnością nie w tym wypadku. Nie czuje się potrzeby śledzenia tracklisty, każdy kolejny kawałek logicznie wypływa z poprzedniego i subtelnie przechodzi w następny. Płyta się kończy i ma się ochotę włączyć ją ponownie. Powtórzyłem ten proces wielokrotnie i jak dotąd nie zanotowałem wad.

Oczywistym jest, że płyty inaczej wyglądają w głośnikach, a inaczej na papierze, ale wystarczy spojrzeć na obsadę tego albumu, żeby zdać sobie sprawę o jakim poziomie mówimy. Tutaj John Scofield na gitarze, tam Chris Potter na saksofonie, w zespole Larry Campbell czy Tony Scherr. Ludzie, którzy współpracowali z Bobem Dylanem, Paulem Simonem, Norah Jones... Wszystko nagrane w nowojorskim Sear Sound pod okiem Chrisa Allena. Pewnie niejeden zapyta jak to możliwe w tak młodym wieku, ale odpowiedź jest banalnie prosta, wystarczy włączyć materiał i usłyszeć jak to brzmi.

Monika Borzym doskonale czuje jazz, potrafi wydobyć ze swojego głosu maksimum emocji bez popadania w przesadę. Jest spokojna i nastrojowa, ale jednocześnie nie nazbyt grzeczna i ugłaskana. Nawet, kiedy znowu bierze się za covery (na płycie są trzy takie przypadki), robi to w taki sposób, że nie poznalibyście tych kawałków.

W przeciwieństwie do wielu jazzowych albumów, "My Place" jest stosunkowo łatwe w odbiorze, przyjemne nawet dla mniej wprawionego ucha. Mniej tutaj miejsca na improwizacyjny bałagan, a więcej na staranne i umiejętne budowanie atmosfery. Autorka materiału dała się poznać nie tylko jako smakosz jazzowych aranżacji, ale też jako osoba otwarta na inne gatunki, potrafiąca szukać inspiracji dla swojej muzyki bez klapek na oczach. W jej piosenkach czuć sporo soulowej duszy, skłonność do znajdowania melodii atrakcyjnych dla każdego odbiorcy, który lubi muzykę kobiecą, nawet w bardziej popowej odsłonie. Jednocześnie wyczucie smaku, na które z pewnością wpływ miała edukacja muzyczna po obu stronach Oceanu, nie pozwala na jakiekolwiek pójście na łatwiznę.

Bez owijania w bawełnę - to świetny album, jeden z najlepszych jakie słyszałem w tym roku. Zrealizowany w sposób w pełni profesjonalny, ale jednocześnie nie pozbawiony wyrazu, duszy i charakteru. Nie ma sensu wymieniać sekcji instrumentów i wokalu na które warto zwrócić uwagę w poszczególnych kawałkach, bo tak naprawdę trzeba zwrócić uwagę na wszystkie, póki co nie znalazłem ani jednej, którą uznałbym za słabą albo chociaż przeciętną. Wynikiem współpracy bezdyskusyjnie wybitnych talentów jest wybitny album, który polecam każdemu.

Monika Borzym "My Place", Sony Music

10/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas