Roman Wróblewski (Daltonists): Jest kilka przepisów na sukces [WYWIAD]
Jednym z uczestników tegorocznej edycji Next Fest był Roman Wróblewski, który zagrał koncert z zespołem Daltonists. Jaki jest przepis na sukces i czy w Polsce udało się odczarować jazz?

Oliwia Kopcik: Zamykamy powoli nasze interiowe, nextfestowe studio, ale z nami jeszcze Roman Wróblewski, który tym razem występuje z projektem...
Roman Wróblewski: - Daltonists.
Graliście na Next Feście, będziecie grać też na OFF Festivalu, jak robiłeś Roman Wróblewski Trio to też promocja była prześwietna i tutaj moje pytanie: jak to się robi? Jaki jest przepis na to, żeby mieć zawsze sukces?
- Dobre pytanie. Przepisów jest kilka, myślę, natomiast my mamy swój - na pewno działamy najpierw lokalnie, staramy się jak najwięcej ognia rozbudzić w miejscu, gdzie stacjonujemy, czyli w Trójmieście, a później promocja PR-owa, czyli wysyłanie do mediów. Następny etap, trochę taki DIY-owy etos, czyli koncerty, koncerty, koncerty... Za każdym razem, jak się gdzieś gra, to trzeba napisać też kilka albo kilkanaście maili do lokalnych mediów, zaprosić tych ludzi koniecznie. Ja jeszcze wyznaję metodę radia. Tak jak kiedyś byłem może przekonany, że to nie jest konieczne, tak teraz jestem przekonany, że to jest bardzo konieczne. Bo jest teraz tyle muzyki, że ten przesiew jest istotny. Ale wydaje mi się, że jak się ma dobrą muzykę, to warto pisać, uderzać i zawsze się znajdą osoby, które są chętne pomóc. Powolutku, małymi kroczkami, a później trochę większymi.
Wrzucałeś też ostatnio serię filmików wciągających fabularnie, które zawierały informacje przydatne dla młodych artystów. Myślisz, że jest nadal za mało takich edukacyjnych miejsc?
- Myślę, że tak. Ja jestem uczestnikiem "Tak Brzmi Miasto", programu z 2021 - bardzo dziękuję Michałowi i Tomkowi za to. To był moment, kiedy wróciłem z zagranicy do Polski, trochę nie wierząc, że coś się tutaj da zrobić, a tu nagle wyskoczyły chłopaki i pokazały mi, jak to się robi. Tam się nauczyłem podstaw. Później te kolejne cztery lata pracy i doświadczeń nauczyły mnie, jakich błędów nie popełniać. Myślę, że jak się bardzo chce, to z każdą muzyką da się dotrzeć do swoich ludzi, tych, którzy docenią tę muzykę. To zawsze było moim celem - ta grupka osób, najpierw 5-10, potem 50, 100, do których piszę czasem bardzo intymne maile... Ta więź ze słuchaczem jest w dzisiejszych czasach możliwa do stworzenia, tylko trzeba robić to ciągle i ze swoim pomysłem.
Dla tych, którzy nie wiedzą, pracujesz też z Ewą Bujak nad stowarzyszeniem, które będzie czuwać nad zdrowiem psychicznym w branży muzycznej. Powiedz mi, na jakim jesteście etapie.
- Miałem móc się już pochwalić naszą stroną, ale nie chcieliśmy robić falstartu. Mamy nazwę - to będzie Fundacja Brzmi Zdrowo. Mamy logotyp, identyfikację zrobioną przez wspaniałą artystkę Zuzę Rogalę. Strona, myślę, że za miesiąc powinna być już gotowa, będziemy mieli tam przede wszystkim bardzo dużo materiałów samopomocowych, jak sobie radzić z mediami społecznościowymi w zdrowy sposób, o uzależnieniach, co zrobić przed trasą i dużo, dużo informacji przydatnych dla muzyków. Później prawdopodobnie powstanie seria podcastów, to byśmy chcieli w lato publikować, a na jesieni mieć już takie finansowanie, które pozwoli nam uruchomić specjalną telefoniczną linię wsparcia. A na sam koniec, plany są bardzo ambitne, żeby była darmowa terapia dla każdego, kto jest w stanie kryzysowym.
Mamy też bardzo duże podstawy do tego, żeby to budować, bo zrobiliśmy ankietę wśród profesjonalistów branży muzycznej, opublikowaliśmy ją w grudniu, będzie też dostępna na stronie. Z tej ankiety wyszło nam bardzo jasno, jakie są potrzeby i w jaki sposób możemy pomóc. Mamy dużo do zrobienia, ale mamy też małe zasoby, bo jestem ja, Ewa i niedawno dołączył do nas Grzegorz Stabeusz, więc na razie skupiamy się na tym, żeby było miejsce, w którym ludzie już będą mogli uzyskać pomoc, a potem będziemy to rozszerzać.
Już to mówiłam, ale powiem jeszcze raz do mikrofonu: dziękuję, że się tym zajmujecie.
- Też się cieszymy, że się tym zajmujemy. To nas napędza i... Sami potrzebujemy czasem pomocy, więc tym bardziej warto takie coś robić.
A tymczasem wrócę do muzyki, bo chciałam spytać cię o jazz. Jest coraz więcej takich wydarzeń jazzowych w Polsce, z młodym jazzem, festiwale dodają do oferty sceny stricte jazzowe. Myślisz, że w końcu odczarowaliśmy tę muzykę?
- Zdecydowanie. Myślę, że to zaczęło się od trójmiejskiego zespołu Immortal Onion, trochę też Błoto, EABS. Myślę, że ta scena tak z 8-10 lat temu zaczęła powoli kwitnąć, zespoły zaczęły się skupiać na pracy nie tylko w Polsce. Oni budowali swoje relacje też na zagranicznych rynkach i tam się trochę zaczęli rozpychać, a do Polski wracali już z feedbackiem, że to jest spoko. Ta scena teraz rozrasta się niesamowicie. Na szczęście przekuliśmy te straszne jazzowe akademie na coś dobrego i ludzie po nich grają po swojemu, szukają swojego głosu. Aktualnie ciekawych projektów w Polsce jest tak dużo, one prężnie próbują działać i budują tę scenę. Mega fajnie jest to obserwować, bo wydawałoby się - jeszcze jakiś czas temu - że jest to niemożliwe. A jazz to coś na styku różnych stylów, jest to ciągłe poszukiwanie. My w daltonistach mieszamy afrobeat, dub, z jakąś pojechaną elektroniką, z jazzem, improwizacją i wydaje mi się, że jest to na tyle obszerne, że można tam bardzo dużo fajnych rzeczy zmieścić.
Mam wrażenie, że wcześniej było takie myślenie, że jazz grają starzy ludzie, dla innych starych ludzi i zupełnie nie wiadomo, o co w tym chodzi.
- Oj tak, to było bardzo niszczące. To, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, to też jest taka rewolucja. Scena tam jest naprawdę prężna. Pokazują tam po prostu, że nie ma żadnych limitów.
To jeszcze powiedz mi na koniec, czyj koncert podobał ci się najbardziej na Next Feście?
- Na pewno węgierskie Boebeck, rewelacja. Jakbym miał grać muzykę gitarową, to tak by brzmiała. Bardzo dziwne rytmy, wokal jest niesamowity, poniosło mnie to totalnie. A druga rzecz to set DJ-ski Holly North w Schronie, bujałem się jak dziki.