Reklama

Młodzi bogowie czy ofiary mody?

D4D "Who's Afraid Of?", Mystic

Dick4Dick odchudzili nazwę, ale pozostają tak samo jurni jak kilka lat temu.

Lata tras koncertowych i setki fanek wyraźnie służą chłopakom z D4D. Jak przystało na samców alfa sceny niezależnej, już w pierwszym kawałku deklarują, że są młodymi bogami, a w drugim, że przyszli "skopać nam tyłek". Jednocześnie zespół dowodzony przez Michała Skroka (znanego bardziej jako M.Bunio.S) zorientował się, że estetyka electro-pop z domieszką 80'sowego kiczu, kabaretu i kampowego "przegięcia" dawno przestała być ekscytująca. Na czwartej płycie stara się rozszerzyć środki wyrazu i zagrać bardziej na poważnie. Album dzięki temu jest naprawdę różnorodny. W dodatku każdy utwór został urozmaicony głosem wokalistki (m.in. Gaby Kulki, Julii Ziętek i Marsiji).

Reklama

Szczególnie w pierwszej części płyta brzmi bardzo świeżo. "Don't Park In The Dark" i "Now We're Young" z pogiętym bulgoczącym basem bezpośrednio nawiązują do dubstepu. "Love Is Dangerous" ma wokale poprawione przez autotune (czyli zabieg, który stosują wszyscy - od Cher po Akona). "Hello, My Name Is Jerk" miesza klimaty nowofalowe ze słodkimi 80'sowymi klawiszami (odrobinę spod znaku Prince'a), a "Don't Park In The Dark" miesza hałas electro z podskórną słodyczą. Sporo tu eksperymentów takich jak nielinearne, post-punkowe basy, hałaśliwe eksplozje gitar i wsamplowane plemienne bębny.

Płyta jednocześnie wydaje się celować w foldery mp3 z piosenkami na karnawał. Nie mam wątpliwości, że D4D zdają sobie sprawę, że najłatwiej zdobyć nowych fanów (i fanki), dostając się w obieg klubowych remiksów, granych przez didżejów na "grubych" imprezach. Takie właśnie wrażenie sprawia ten album - jest to 10 piosenek chcących być gorącymi tanecznymi remiksami. To samo dotyczy recenzowanego niedawno przeze mnie albumu Out Of Tune, którego producentem jest zresztą muzyk D4D, Krystian Wołowski/Goodbye Khris (na perkusji zaś zagrał dla Out Of Tune etatowy bębniarz D4D, Jacek Frąś). To chyba nie tylko zbieżność personalna, tylko pokrewieństwo priorytetów.

Dwie rzeczy nie pozwalają mi zachwycić się "Who's Afraid Of?". Pierwszy sygnał ostrzegawczy to pewien koniunkturalizm - np. wzmianka w jednym z tekstów o Facebooku. Odbieram to jako raczej mało wyszukane puszczanie oka do grupy docelowej D4D, słuchaczy w wieku 15-25. Druga obiekcja to przerost nowinek w stosunku do jakości piosenek. Modnych, designerskich patentów znanych z klubów, takich jak tnące razy syntetyzatora a la artyści z wytwórni Ed Banger jest tutaj pełno, za to zapadających w pamięć melodii - nie tak wiele. Im dalej w głąb albumu, tym fascynacji Justice i francuskimi electro-bangerami jest więcej - a "Dracula Is Bleeding" przyprawia już o krwawienie uszu.

Doceniam dźwiękowe poszukiwania D4D. Eksperymenty są na pewno lepsze niż stagnacja, a samo brzmienie i pomysły aranżacyjne na płycie D4D są jej bardzo mocnym punktem. Ale należy z tym uważać - przez chwilę ci "młodzi bogowie" stają się po prostu jeszcze jednymi "ofiarami mody".

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: młode | Bogowie | Dick4Dick | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama