Reklama

Miauczenie, warczenie i eksplozja

Dziun "A.M.B.A.", My Music

Co powstanie jeśli dodać wokalistkę Dziun do produkcji Rafała Malickiego? Jak najbardziej współczesna, elektroniczno-popowa płyta ze słodko-gorzkimi tekstami. Debiut, który nie ma może wdzięku Furii Futrzaków, niemniej trzyma poziom.

Nie ufam śpiewającym modelkom. Jakieś pięćdziesiąt płyt r'n'b temu nauczyłem się, że nie wzbudzające ogólnego pożądania ciało, zmusza artystkę do większego wysiłku. Wtedy też wiem, że ta naprawdę chce publiczności coś powiedzieć, a nie tylko zrealizować na boku swój gwiazdorski foch. Bałem się więc albumu Dziun, i to mimo tego, że kawał czasu temu słyszałem ją na urodzinach wytwórni Prosto, gdzie pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Ale materiał na premierę czekał długo, w rezultacie wypuściło go zaś inne wydawnictwo. Czyżby podrzucane z gniazda do gniazda kukułcze jajo?

Reklama

W żadnym razie, inaczej efekt nie byłby więcej niż solidny. O dystansie do siebie Dziun przekonuje już na okładce - ile modelek wystąpiło by z dorysowanymi wąsami, w wyciągniętej bluzie i jeszcze w jakimś komicznym wykroku? Pierwszy numer na płycie sprzyja zresztą takiemu myśleniu, bo na tych ustach ironia wersów "tak bym chciała mieć torbę z najpopularniejszym logo świata, a w niej małego psa chihuahua" brzmi szczególnie dobrze. Piosenka zachęca czymś więcej niż przekaz. Porwany dancehall z dobrze wyciągniętym basem i rihannowym zaśpiewem naprawdę może się podobać.

"A.M.B.A." w ogóle jest dobra, miejscami wręcz znakomita. Sprawdzają się zbudowane na mocnym rytmie, bąblującej elektronice i opatrzone cukierkowym, perfekcyjnie naiwnym refrenie z lat 80. "Dobre chęci". Kawałek tytułowy jako przykład rutynowego, amerykańskiego r'n'b głównego nurtu w zderzeniu z klimatami electro np. La Roux? Jak najbardziej. A tu jeszcze zostały dwa najsmaczniejsze kąski: "Coś nie tak" - śpiewano-deklamowany duet z Szymonem Goldbergiem w świetnym stylu zbliża się do UK funky. Gdy zaś Dziun wyznaje, że wytatuuje sobie na plecach twarz swojego kochanka, tak by mężczyźni, którym będzie się oddawać za pieniądze mogli patrzeć mu w oczy... Cóż, tego szybko się nie zapomina. Drugim rarytasem jest "Wiem" - kawałek leniwie reggae'ujący, ujmujący tak od niechcenia rzuconymi na drugi plan dęciakami i doprowadzony do porządku dubstepowymi wobble'ami, bardzo przyzwoicie przy tym napisany. Aż człowiek pyta sam siebie - to nad Wisłą tak się w ogóle da? Brawa, zwłaszcza dla Rafała Malickiego.

Niestety im bardziej gorzko i mądrzej Dziun pisze, im więcej warczenia w miauczeniu, tym bardziej oczywiste staje się nawiązanie do Kasi Nosowskiej. W takim "O tobie" jest na tyle silne, że nie można się już tym numerem w pełni nacieszyć. Szkodzi też - jakże polska - potrzeba zrealizowania płyty totalnej. Za stuprocentową klęskę uznać należy "Dobrze jest". Te gitary, smyczki, temperatura nagrań godna Patrycji Kosiarkiewicz sprzed lat i zmysłowość enerdowskich pływaczek daje w rezultacie przaśność nad przaśnościami, a przy wersach "na głowie nieład panuje / gęsia skórka na mych rękach, zaraz eksploduje" pozostaje tylko śmiać się szyderczo. Tego kalibru grzechów więcej jednak nie ma. Owszem, "Razem" chce być numerem tanecznym, a zarazem czymś ambitniejszym. Ciągnie na parkiet, w połowie tracąc do tego entuzjazm, idzie w finezyjnie rozmycie zamiast w przebój, z każdą chwilą traci początkową wyrazistość. Również słuchając robotycznie wyklepanych zwrotek "Ściemnionego" i czekając na mocny refren od Afromental ma słuchacz wrażenie, że nie wszystko na tym krążku przemyślano czy wręcz dokończono. Ale i tak udało się bardzo wiele.

7/10

Zobacz teledysk "Dobrze jest":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dziun | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy