Małach/Rufuz "MetRyka": Głosy warszawskich podwórek [RECENZJA]

Niech pierwszy rzuci (byle nie w radiowóz!) kamieniem ten, któremu łatwo przychodzi wskazanie dobrego, osiedlowego rapu. No to rzucam.

Okładka płyty Małach/Rufuz "MetRyka"
Okładka płyty Małach/Rufuz "MetRyka" 

Pod wieloma względami polski rap ma się więcej niż przyzwoicie i nie zapowiada się, żeby w najbliższym czasie dobra koniunktura miała się zakończyć. Wydaje się jednak, że trochę traci jego uliczna odmiana, która w ostatnim czasie jakby trochę odsunęła się w cień. A to błąd, bo przecież dobre osiedlowe mordeczki, niekoniecznie z dziwnymi skrótowcami w ksywie, trzymają się całkiem nieźle.

W tym klimacie prym zawsze wiodła stolica. Nawet ostatnio dobrą passę mają starzy wyjadacze, a przykładem jest Hemp Gru z solidnym "Eterem", kolejne nagrania Resta i oczywiście Sokół, który według wielu już zgarnął tytuł płyty roku dla siebie. A młodsi? Ci też nie próżnują, a stawce przewodzą Małach z Rufuzem. Zainspirowany stołecznymi klasykami duet, któremu udało się zdobyć sympatię nie tylko miłośników Czarnej Strefy, ale i panów narzekających na codzienne korki w warszawskim Mordorze. 

Uniwersalność czasami jest najlepszą drogą do celu - prosty rap, bez kombinowania i zbędnych fajerwerków, ale za to pełen pasji i z własnym stylem. Samo życie na beatach i zaproszenie do trudnego świata dla tych, którzy na co dzień nie mają styczności z osiedlową etykietą i panującymi zasadami. To właśnie oferuje duet Małach/Rufuz. Kontynuatorzy najlepszych tradycji ulicznego rapu (przecież taka "Pomoc", jeden z najjaśniejszych momentów nowej płyty, to nasza klasyka pełną gębą), których piąty album jest jedną z najlepszych podwórkowych produkcji w ostatnim czasie. A kluczem do tego jest nie tylko autentyczność i miłość do rapu, o której mowa niemalże na każdym kroku.

Ciężko nie wierzyć w ich każdy wers. Ich uniwersum jest pełne marzeń (świetny, reminiscencyjny "Dzięki hip hop", genialna zwrotka Rufuza w "Może trzeba było"), miłości do bliskich i ziomali oraz sytuacji, o których ciężko jest nawet pomyśleć. Mało jest tak poruszających utworów jak "Podwójna moralność", która każe przez chwile się zastanowić, czy podobne sytuacje nie dzieją się wokół nas. Co ważne, raperzy nie boją się refrenów. Te są integralną częścią numerów i żaden z nich nie jest zrobiony na siłę.

"MetRyka" na szczęście nie jest przesiąknięte twardymi, opartymi tylko na próbkach pianina podkładami. W muzyce jest pełno melodii i chwytliwości, chociażby w świetnych "Palimy ropę" i "Czy czasem masz tak?". Za lwią część albumu odpowiada 2Check, wiele dał Małach, który przygotował najlepsze beaty w swojej karierze, a przecież zawsze miał wyczucie przy wyborze dobrego sampla (żeby tylko wspomnieć o tym, że muzyka była najmocniejszą stroną jego solowego, wydanego rok temu "Proverbium"). Olbrzymią pracę wykonał gitarzysta Mikołaj Grzywacz, który ubarwił wiele kompozycji. Zarzut można mieć tylko do Flame'a, którego podkład w "Z małej chmury duży deszcz" kompletnie nie pasuje do reszty płyty i jest wręcz nijaki.

"MetRyka" to czysty, warszawski hip hop. Prawdziwy, wierny klasyce i taki, z którym można się utożsamiać niezależnie od miejsca pochodzenia. Nie marginalizujący roli DJ-a, bo operujący na deckach Shoodee jest tu cichym bohaterem, bez beatów robionych na jedno kopyto i nie kręcący się wokół zlepku tych samych fraz. Rap tak dobry, że chociaż przez chwilę pozwala poczuć się tak, jak na osiedlowej ławce. To, niby takie łatwe, dla wielu jest niewykonalne. Im się udało.

Małach/Rufuz "MetRyka", MR Crew 

8/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas