Lana Del Rey "Ocean Blvd": Lukier na zepsutym ciastku [RECENZJA]

Lana Del Rey wydała 9. album studyjny, "Did you know that there's a tunnel under Ocean Blvd" Lany Del Rey /Neil Krug /materiały prasowe

Dziewiąty album Lany Del Rey ma własny puls. Żyje, oddycha i zaprasza na wspólną podróż po z pozoru znanych, ale wciąż odkrywanych na nowo emocjach.

W momentach jak ten żałuję, że nie mam na imię Andrew, nie urodziłem się gdzieś w Georgii (USA) i nie mam turkusowego Cadillaca Eldorado, którym mógłbym wypuścić się w nostalgiczną podróż Atlantyk-Pacyfik z dźwiękami "Did You Know That There’s a Tunnel Under Ocean Blvd" płynącymi z radia. Szukałbym przy tych dźwiękach motelu z wolnym pokojem. Tankowałbym na zakurzonej stacji benzynowej. Zwalniałbym, żeby przepuścić toczące się w poprzek drogi chamaechory. To wszystko przy akompaniamencie tej na wskroś amerykańskiej, choć niewesołej muzyki. To uczucie towarzyszy mi wprawdzie zawsze, kiedy słucham Lany Del Rey, jednak teraz jest jeszcze silniejsze, bo u nowej Lany jest jeszcze bardziej nostalgicznie, jeszcze bardziej niż zwykle noir. Bardziej lepko i sensualnie.

Reklama

Lana Del Rey. Recenzja "Did You Know That There’s a Tunnel Under Ocean Blvd"

Album "Did You Know That There’s a Tunnel Under Ocean Blvd" dowodzi, że Lana absolutnie niczego dowodzić nie musi. Brzmi trochę jakby siadła w pokoju, zaczęła opowiadać historie, które przerodziły się w piosenki i ktoś to ukradkiem nagrał. Jakbyśmy słuchali cudzych opowieści przez ścianę, co zostawia posmak pewnej łechcącej nieprzyzwoitości i lekkie uczucie wstydu. Wszystko jest surowe, ale nie w garażowym a naturalistycznym sensie. Wystarczy posłuchać "Paris, Texas", by usłyszeć oddech Lany wtórujący przygaszonym dźwiękom pianina. Leniwe zaśpiewy w "Let The Light In" sprawiają wrażenie, że wpadło się na kameralny koncert do zadymionej knajpy. Nie ma tu grama przesady. Jest tylko muzyka i słowa.

Zdarzają się oczywiście numery bardziej w swojej formie skomplikowane (Peppers), czy nawet okraszone trapowym bitem jak "Taco Truck x VB". Pojawia się też niemal trip-hopowe (ze wskazaniem na trip) "Fishtail", ale wszystko utrzymane jest nadal w lynchowskiej stylistyce zachmurzonej i lamentacyjnej americany.

Lukier na zepsutym ciastku

Nastrój na "Ocean Blvd" jest, zwłaszcza w warstwie słownej, mocno fatalistyczny, ale to przecież znak rozpoznawczy Lany Del Rey. Jeżeli bywa choć trochę słodko, to zwykle z pozoru. Słodyczą jest tylko warstewka lukru na zepsutym ciastku. I nic dziwnego, bo Lana tymi skrajnościami grała zawsze i gra nadal. Mam przeczucie, że ten album będzie jednym z tych, który odkrywać się będzie latami. To ten rodzaj muzyki, która może zatętnić inaczej i co innego nam podarować w zależności od pory roku i momentu, w jakim jesteśmy. Z jednej więc strony "Ocean Blvd" nie jest zaskoczeniem, jednak zostawia obietnice niespodzianki, co ekscytuje.

Wiele twarzy Lany

Czy ten album jest rewolucją? Nie jest. Czy Lana Del Rey mogła zrobić go lepiej? Nie sądzę. Czy historia pokaże, że "Did You Know That There’s a Tunnel Under Ocean Blvd" będzie najlepszym albumem Lany? Wątpię. Tu rozbija się bowiem o to, że każdy album Lany opowiada w gruncie rzeczy te same historie, jednak za każdym razem opowiada je inna Lana Del Rey i każdy kolejny album Amerykanki jest zupełnie nową i ekscytującą wędrówką. Nazywanie więc tej czy innej płyty Lany Del Rey najlepszą lub najgorszą jest więc w tym przypadku nieadekwatne.

Lana Del Rey "Did You Know That There’s a Tunnel Under Ocean Blvd", Universal

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lana Del Rey | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama