Lana Del Rey "Chemtrails Over the Country Club": Taniec na linie [RECENZJA]

Kasia Gawęska

Jednym z największych - jeśli nie największym - wyzwań dla każdego artysty jest ciągłe balansowanie nad przepaścią pomiędzy odkrywaniem siebie na nowo i spełnianiem oczekiwań fanów, których najmocniejszym pragnieniem jest nadal móc utożsamiać się z tym, co tworzy. To niesamowite, że lata temu świat był przekonany, że Lana Del Rey wiecznie będzie odcinała kupony od swojego świetnego, ale mocno zdefiniowanego debiutu (jeśli nie liczyć "Lana Del Rey"), a dzisiaj widzimy, jak bez opamiętania tańczy na linie nad opisaną powyżej przepaścią.

Okładka płyty "Chemtrails Over the Country Club" Lany Del Rey
Okładka płyty "Chemtrails Over the Country Club" Lany Del Rey 

Mogłoby się wydawać, że Lana Del Rey to tylko kolejna postać na scenie muzycznej, rola, w którą wciela się Elizabeth Grant, gdy chce stworzyć kolejny album lub stanąć przed publicznością i wykonać swoje piosenki. Tyle że tej persony wyjątkowo nie da się oddzielić od jej muzyki. "Chemtrails Over The Country Club" jest na to świetnym dowodem.

Nie można oprzeć się wrażeniu, że "Chemtrails..." nie jest w pełni nowością. Jeśli opisałabym tę płytę po prostu jako "płytę w stylu Lany Del Rey", nie kłamałabym, a większość osób dobrze wiedziałaby, co mam na myśli. Amerykański sen, seks, papierosy i inne używki, Bóg, podróże, wiatr we włosach, zapierająca dech w piersiach miłość, granicząca z autodestrukcją i całkowitym oddaniem się drugiej osobie, poezja, diamenty, taniec, ikony muzyki, bogactwo, powalające piękno, wolność, przemoc, szaleństwo, "Lolita", mrok, śmierć, depresja... Del Rey już na początku swojej kariery stworzyła swoją własną estetykę, która przewija się przez wszystko, co robi.

Czy w takim razie można powiedzieć, że "Chemtrails Over The Country Club" to szósty taki sam album w wykonaniu Del Rey? Absolutnie nie! Zresztą, wbrew pozorom, Lana nigdy nie stworzyła dwóch takich samych płyt. W swojej karierze była już przecież "gangsterską wersją Nancy Sinatry", rockową groupie, zgorzkniałą celebrytką, pełną życia i radości marzycielką, świadomą siebie dojrzałą poetką. Tym razem wraca do tych wcieleń we wspomnieniach, na nowo je ożywiając, ale sama jest już o krok dalej.

Na "Chemtrails..." Del Rey zastąpiła Los Angeles Środkowym Zachodem, jazz - muzyką folk/country (to nie przypadek, że w "Breaking Up Slowly" nawiązuje do Tammy Wynette razem z Nikki Lane), a zamiast tekstów sugerujących, że "nie potrafi dogadać się z Bogiem" ("Gods & Monsters" z "Born to Die"), dostaliśmy chociażby utwór "Tulsa Jesus Freak". Lana nie rezygnuje z tworzenia wokół siebie mitologii, ale tym razem zdaje sobie sprawę z tego, że chce pozostać sobą. W końcu "ma dzikość w sercu", więc ludzie zawsze będą ją za to kochali, a sława jest "mroczna, ale to tylko gra", cytując jej producenta, Jacka Antonoffa.

Szósty oficjalny album Lany to także melodie, w których nigdy nie była tak mocna, jak teraz. Być może ma to coś wspólnego właśnie ze wspomnianym Antonoffem, który od lat jest jednym z najbardziej rozchwytywanych producentów, głównie ze względu na sukcesy osiągane przez niego z Taylor Swift. Nie można zaprzeczyć, że ten człowiek jest absolutnym geniuszem, ale da się odnieść wrażenie, że czasami nie wie, z kim właśnie pracuje, dlatego od jakiegoś czasu podobieństwa między Swift a Del Rey pojawiają się coraz częściej. Na szczęście Lana ma tak silną osobowość, że ryzyko związane z kopiowaniem kogokolwiek jest minimalne.

"White Dress", pierwsza (i jedna z najlepszych) piosenka na "Chemtrails Over The Country Club", stanowi tak naprawdę idealne podsumowanie całej płyty. To opis początków kariery nastoletniej wówczas Elizabeth, wyidealizowany obraz zagubionej, naiwnej dziewczyny, który znamy głównie z "Born to Die".

Melodyjnie jest to jednak majstersztyk, zupełna nowość w repertuarze Del Rey i jej wokal, którego nigdy wcześniej nie było nam dane usłyszeć. To już nie tylko niski głos i "góry", które dobrze znamy. To Lana w najlepszym wydaniu, dochodząca do granic swoich możliwości, wychodząca spoza swojej strefy komfortu, żeby po chwili płynnie do niej wrócić. To Lana pełna niedoskonałości, które sprawiają, że jest idealna.

Lana Del Rey "Chemtrails Over the Country Club", Universal Music Polska

8/10

Lana Del Rey kończy 35 lat

Piękna i smutna - tak wielu krytyków mówi o Lanie Del Rey. Amerykańska wokalistka znana z przebojów "Video Games", "Born to Die", "Summertime Sadness" i "Don't Call Me Angel" (z Miley Cyrus i Arianą Grande) mocno inspiruje się latami 50. XX wieku.

W wieku 14 lat Lana Del Rey uzależniła się od alkoholu, więc rodzice wysłali ją do prywatnej szkoły z internatem w Connecticut. To wtedy przyszła gwiazda muzyki pop zaczęła myśleć, że umrze w młodym wieku. "Wpadłam w filozoficzny kryzys. Nie mogłam uwierzyć, że wszyscy jesteśmy śmiertelni. Byłam mocno nieszczęśliwa, dużo piłam, miałam kłopoty" - wspominała później.Andrew Chin Getty Images
Po ukończeniu Kent School przez rok mieszkała z wujkiem i ciocią na Long Island w Nowym Jorku. Pracowała wtedy jako kelnerka. To opiekujący się nią wujek nauczył ją pierwszych chwytów na gitarze. Zorientowała się, że znając sześć akordów na krzyż, może napisać "milion piosenek". Wówczas zaczęła występować w nocnych klubach Nowego Jorku pod takimi szyldami, jak m.in. Sparkle Jump Rope Queen i Lizzy Grant and the Phenomena. Pierwsze akustyczne piosenki zarejestrowała jako May Jailer w latach 2005-2006. Na zdjęciu Lana Del Rey składa autograf w 2011 r. w Paryżu.Marc Piasecki/FilmMagicGetty Images
We wrześniu 2020 r. do sprzedaży ma trafić płyta "Chemtrails Over the Country Club". Wokalistka szykuje też zbiór poezji "Violet Bent Backwards Over the Grass" (taki sam tytuł ma nosić poetycki album). Na zdjęciu Lana Del Rey z Seanem "Sticks" Larkinem. Ich związek przetrwał raptem pół roku. Para rozstała się w marcu 2020 r., choć raptem dwa miesiące wcześniej wokalistka potwierdziła związek ze starszym o 12 lat Larkinem, sierżantem policji, ale także ekspertem telewizyjnym. Widzowie znają go z takich programów, jak "LivePD" oraz "PD CAM" (tu występuje jako prowadzący). Wcześniej Del Rey spotykała się z m.in. włoskim fotografem Francesco Carrozzinim (2014-15), wokalistą i kompozytorem Barrie-Jamesem O'Neillem (2011-14) i producentem Stevenem Martensem. Dwaj ostatni byli także związani zawodowo z wokalistką.David Crotty/Patrick McMullan Getty Images
Lana Del Rey urodziła się 21 czerwca 1985 roku na Manhattanie w Nowym Jorku jako Elizabeth Woolridge Grant. Gdy miała rok, razem z rodziną przeniosła się do Lake Placid. Tam zaczęła śpiewać w chórze kościelnym.Tim Mosenfelder/WireImageGetty Images
Lana Del Rey nazywana bywa "gangsterską Nancy Sinatrą". Wśród swoich inspiracji wokalistka wymienia m.in. gwiazdy połowy XX w. (jak Frank Sinatra, Nina Simone, Billie Holiday, Elvis Presley), a także Kurta Cobaina, Eminema, Britney Spears, Leonarda Cohena i Bruce'a Springsteena. Do jej ulubionych filmów należą gangsterskie klasyki "Ojciec chrzestny" i "Ojciec chrzestny II", a ulubioną aktorką była Lauren Bacall, żona Humphreya Bogarta, z którym grała w takich filmach, jak m.in. "Mieć i nie mieć", "Wielki sen" i "Mroczne przejście". Lana Del Rey w 2020 r. na gali Grammy.Gabriel Olsen/FilmMagicGetty Images
W muzyce Lany Del Rey niezwykle istotny jest klimat, przywodzący na myśl popkulturę lat 50., 60., stare "Hollywood", elegancję i glamour. Kluczem do sukcesu jest jednak wymieszanie ich ze współczesnymi elementami: hip hopem, samplami, produkcją, a przede wszystkim siłą mediów społecznościowych. Kolejne single, "Born to Die" czy "Blue Jeans", potwierdziły gwiazdorski status młodej wokalistki, a jej długogrający debiut stał się jedną z najważniejszych i najlepiej sprzedających się płyt 2012 roku. Na "Born to Die" (ponad 12 mln sprzedanych egzemplarzy) Lana zdefiniowała się jako amerykańska dziewczyna zakochana w przeszłości, ale świetnie rozumiejąca teraźniejszość, a na kolejnych dwóch albumach - "Ultraviolence" (2014) i "Honeymoon" (2015) skutecznie ten obraz utrwaliła. Lana Del Rey na filmowym festiwalu w Cannes w 2012 r.Andreas RentzGetty Images
Sukces płyty "Born to Die" sprawił, że śledztwo rozpoczęli internauci. Szybko odkryli, że ojcem wokalistki jest milioner Rob Grant. To on miał zasponsorować wydanie albumu z 2010 roku. Z sieci zniknęły wcześniejsze nagrania Lizzy Grant, co dało powód do komentarzy, że komuś zależy na ukryciu prawdziwej historii Lany. Według oficjalnej biografii Lana miała za młodu mieszkać w przyczepie, a rodzicom ledwo co starczało na płatki śniadaniowe dla ukochanej córki. Jak to możliwe, skoro jej tata jest bogaty? - pytali oburzeni komentatorzy. Warto uzupełnić, że Rob Grant dorobił się na handlu domenami internetowymi. Lana Del Rey w 2012 r.Jason LaVeris/FilmMagicGetty Images
Lana Del Rey jest ikoną stylu, o której atencję zabiegają zarówno muzycy, filmowcy jak i projektanci mody. Artystka współpracowników wybiera starannie i niezwykle dużo czasu poświęca pracy nad swoimi płytami. Lana Del Rey w 2012 r.Dave M. BenettGetty Images
W 2008 roku - jako Lizzy Grant - wydała swoją pierwszą EP-kę zatytułowaną "Kill Kill", a dwa lata później przeprowadziła się do Londynu. W 2011 roku światło dzienne ujrzał teledysk "Video Games" do jej debiutanckiego singla pod pseudonimem Lana Del Rey. Klip, który sama zrealizowała (z fragmentów filmików znalezionych na Youtube) przyniósł jej globalny rozgłos, a do dziś zanotował ponad 233 mln odsłon. Na zdjęciu Lana Del Rey w 2011 r.Andy Sheppard/RedfernsGetty Images
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas