Kanon czarnej muzyki to za wysoki próg na nogi Craiga Davida. On nie sięga go nawet rękami. Ale bezbłędnie napisane numery trudno zepsuć.
Wytwórnia Motown wydała w latach 60. ogromną ilość płyt pełnych błyskotliwego soulu, który właściwie do dziś się nie zestarzał. Nic dziwnego, że wielu artystów spoza tej zasłużonej firmy postanowiło wziąć te nagrania na warsztat. Lista jest długa i imponująca, nie brakuje na niej wielkich nazwisk - Elli Fitzgerald, The Beatles czy Barbrze Streisand nikt tego miana przecież nie odmówi. Teraz do tego zacnego towarzystwa dołączyć usiłuje Craig David - Pan "Walkin' Away" i To-ja-nagrałem-duet-ze-Stingiem. Nie wiadomo, po co.
Niestety, niewiele wyróżnia Davida spośród czeredy podobnych do siebie gwiazdeczek r'n'b. Jeżeli cokolwiek, to sięgające UK garage korzenie, czego niestety na "Signed, Sealed, Delivered" nie usłyszymy. Głos ma, owszem, ładny, ale przy Steviem Wonderze czy Marvinie Gaye'u to jednak tylko głosik. Osobowość? Charyzma? Że co przepraszam?
Brytyjczyk otwiera płytę w sposób nie pozostawiający złudzeń. Na "One More Lie (Standing in the Shadows)" składa się refren z oryginału The Four Tops i nędzna, eurowizyjna, połatana housem dyskoteka. Jeżeli chcemy pamiętać wersję inną, niż oryginalna, to polecam tę Barry'ego White'a. Koncepcję Davida wyrugujmy z głowy jak najszybciej.
Szczęśliwie na tym zniewagi i profanacje się kończą. Producencka ingerencja w "Stop, Look, Listen" jest harmonijna, w dawnej manierze Kanye Westa. Utwór tytułowy, czy "For Once In My Life" ma się do Wondera tak, jak ekranizacja "Miasta Grzechu" do komiksowego pierwowzoru - to interpretacje robione na kolanach, ale nie na kolanie. "I Heard It Through The Grapevine" ugotowane na miękko da się przełknąć. "Let's Stay Together", choć błaga o elektryczną energię, jaką zapewniła mu Tina Turner, nie irytuje. Mimo, że "I Wonder Why" i "Mercy Mercy Me" dzielą dwie dekady, oba nieźle wpisują się w przypomnianą konwencję r'n'b z lat 90.
Jak zatem widać, gospodarz nie szkodzi. W dwóch momentach nawet imponuje. Pierwszym jest "Papa Was A Rollin' Stone" - ostre, nerwowe, zaaranżowane z troską o każdy detal, precyzyjnie zagrane i obdarzone urywającym głowę groovem, pozwala dostrzec rozpiętość wokalu Craiga. Finezja i wigor zarazem. Drugim wyjątkiem jest utwór "This Could Be Love". To jedyna autorska piosenka w zestawie i choć dopchanie jej na koniec wydaje się niestosowne, niemniej mogłaby wyjść w starym Motown. Naprawdę.
Brytyjczyk zepsuł mi tym samym plan. Nie mam już ochoty bić w niego jak w bęben za przekuwanie przebojów w radiowe, fajne przez pierwsze półtorej minuty zapychacze. Gniew pozostawiam Philowi Collinsowi, który przygotowuje własne interpretacje tego samego repertuaru i musi się martwić tym, że sporo młodszy krajan wszedł mu w paradę.
5/10