Karaś/Rogucki "Czułe kontyngenty": refleksyjne przeboje [RECENZJA]
"Ostatni bastion romantyzmu", pierwszy longplay grupy, był całkiem przyjemnie wypełnioną luką w rodzimym popie, więc naturalnym krokiem była kolejna współpraca Kuby Karasia i Piotra Roguckiego. Czy na drugiej pełnoprawnej produkcji udało im się utrzymać poziom?
Jak najbardziej, jednak warto mieć na uwadze, że "Czułe kontyngenty" w żaden sposób nie wywracają polskiej muzyki i nie przedstawiają artystów w innych szatach. To ciągle solidny pop bez żadnego elementu zaskoczenia, mrugający w stronę ejtisowej estetyki. Doskonale wyprodukowany, z chwytliwymi numerami i refleksyjnymi tekstami, w których wątki miłosne mieszają się ze smutkiem, które mogą podziałać na tych bardziej wrażliwych.
Przede wszystkim będę chwalił Kubę Karasia za jego uniwersalność. The Dumplings to było coś, co wnosiło duży powiew świeżości, a w dobie ówczesnej popularności electropopowych duetów, często takich samych i niczym się nie wyróżniających, Karaś i Justyna Święs rzeczywiście byli inni. I lepsi od reszty. Tutaj jest podobnie - razem z pozostałymi muzykami cofa się o cztery dekady, grając przy tym nostalgią i nutą romantyzmu, a jednocześnie przywołując na myśl gigantów naszej piosenki.
"Czułe kontyngenty" to udany hołd w stronę lat 80. w polskiej muzyce, w której dominowały syntezatory przeplatające się z gitarami, a rytm nadawały automaty perkusyjne, chociażby jak w "Resztę zostawmy na jutro", które całościowo pada najbliżej republikowo-maanamowego stylu. Pulsujący "Zapasowy tlen", w którym pojawiają się gitary, ale i samplowana rozmowa na samym końcu, stanowią idealną wizytówkę całości, chociaż niewiele ustępują im delikatna, pop-rockowa "Marianna", w której pojawia się flet, czy otwierający "Carmex", mechaniczny, chłodny, uderzający pogłosem. No i ten stylowy "Brunatny", który swoim wstępem przywołuje na myśl dzieła Jana Hammera i nakazuje przypomnieć sobie "Miami Vice".
Dużo dobrego dzieje się też w pozostałych kompozycjach. "Zobacz jak ładnie się pali" to już delikatne spowolnienie, od pierwszych taktów uśmiechające się w bardziej rozmarzone rejony, aby wkrótce się przełamać i uderzyć słuchacza bardziej alternatywnym brzemieniem. Podobnie jest z "Mniej niż więcej", zachęcającym przydługim pasażem syntezatora na początku, zgrabnie przełamanym gitarą elektryczną, która po chwili dogaduje się z bębnami. Plus końcowe solówki - miłe urozmaicenie dość jednostajnej produkcji.
O ile kompletnie nie można mieć zastrzeżeń do producenta, to już mieszane uczucia można mieć wobec Piotra Roguckiego, który na "Czułych kontyngentach" przedstawia swoje uniwersum miłości i niepewności. Największą zaletą jest głos, który dobrze współgra z podkładami, nawet przeraźliwie przeciągane "Życie nabierze blasku, tylko nie przejmuj się aż tak" może się podobać, jednak pozostaje jeszcze kwestia treści, którym tak samo daleko do grafomanii, jak i prostych, chwytających tekstów.
I tu, między tymi wszystkimi ogromnymi łososiami, folderami znikającymi z dysku, spokojnymi oceanami, snopami iskier i pokojami na najwyższym piętrze z widokiem na centrum Warszawy, jest największy problem. Piosenki są wielowymiarowe, niekiedy trudne do interpretacji i wydaje się, że specjalnie odstawiające prostotę, bo często koncentrują się na zawiłych analogiach i wątpliwych przenośniach. "Nocne ptaki rozbijają się o szyldy / Miasta kładą się do snu jak smutne psy", "Posłuchaj ciszy / Tutaj zaczyna się świat / Na pewno słyszysz", czy "Pstryka mi w nos / Ładunkami pachnącego powietrza" to tylko jedne z wielu przykładów, ale... jest w tym pewien urok, który w połączeniu z muzyką tworzy jedną, niemalże nierozerwalną całość.
Nie ma The Dumplings, nie ma Comy. Są za to Kuba Karaś i Piotr Rogucki, których dzielnie wspomagają Wiki Jakubowska oraz Kamil Kryszak, kontynuując to, co rozpoczęli dwa lata temu. Bez zbędnej wolty stylistycznej i nowych pomysłów, które wywracają polski alternatywny pop do góry nogami, jednak z klasą, która powinna zadowolić piewców bardziej wymagającego grania, jak i zwykłego Kowalskiego, bo "Czułe kontyngenty" okazały się albumem, z którym warto spędzić nie jedną, ani nie dwie chwile. Do chłonięcia w całości, więc to ceni się jeszcze bardziej.
Karaś/Rogucki "Czułe kontyngenty", Kayax
7/10