Reklama

Jazzowi chuligani

Pink Freud "Monsters Of Jazz" Universal Music

Pink Freud wreszcie nagrali płytę, która ma szansę zmierzyć się z ich renomą doskonałego zespołu koncertowego.

Choć sam Wojciech Mazolewski swojej muzyce nigdy nie lubił nadawać specjalnie intelektualnego sznytu, to na "Monsters Of Jazz" znajdziemy kilka takich mniej lub bardziej spodziewanych kontekstów. W maju zespół udał się z promocją nowego materiału na trasę po krajowych filharmoniach, co zinterpretowałem jako przejście z młodzieńczego, postyassowego do "progrockowego" okresu działalności - monumentalnego i nastawionego na realizowanie wyszukanych ambicji. Na to wskazywałby też tytuł płyty, mimo autoironicznego zabarwienia.

Reklama

Drugi kontekst to liczne hołdy dla polskiej kultury lat 60. składane przez Pink Freud na nowej płycie - choćby tytuły piosenek ("Polański", "Warsaw") czy wzmianki Mazolewskiego w wywiadach o polskiej szkole jazzu i wpływie klasyków na jego twórczość. Widma serii Polish Jazz wciąż krążą nad muzyką Pink Freud.

Nowy studyjny Pink Freud pokazuje dwa oblicza kolektywu Wojtka Mazolewskiego. Jeden to kompozycje niszczące schematy big-bandowe, mieszczące się dość blisko tradycji jazz-fusion-funkowej. Otwierający płytę "Pink Fruits" sterowany jest potężnym klangującym basem i narastającą paranoją próbujących się przekrzyczeć dęciaków. Jeszcze bardziej zadziorny jest "Pierun", którego monumentalny drive uzasadnia tytuł płyty. A w utworze tytułowym standardowy pozornie jazz-funk obraca się w końcu w niezłą chuliganerkę.

Drugie oblicze Pink Freud jest mroczne i dużo bardziej eksperymentalne. "Warsaw" to napędzany plemiennymi bębnami swing przenoszący nas w jazzowe katakumby stolicy lat 60. W środkowej części utworu zmienia się klimat i nagle znajdujemy się na planie zapomnianego PRL-owskiego dreszczowca. Podobnie "Little Monster", gdzie z chaotycznego tła wyłania się jakaś nie do końca jasna historia. Dyskretna paranoja "Polańskiego" również wydaje się nawiązywać do atmosfery klasycznych filmów reżysera.

Są też hołdy dla zupełnie innych stylistyk. Elektronika Autechre zyskała akustyczną (i dość wierną) interpretację w postaci coveru kompozycji "Goz Quarter", na płycie znalazł się też hołd dla klasyka awangardowych krańców jazzu Anthony'ego Braxtona. Piąty album Pink Freud to więc historia pełna interesujących detali - to najbardziej odróżnia go od poprzednich, mocno nierównych płyt, które najczęściej wszystkie swoje atuty wykładały na stół po pierwszym przesłuchaniu. "Monsters Of Jazz"? Z pewnością. Ale do bycia dinozaurami jazzu gdańszczanom jeszcze bardzo daleko.

7 / 10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jazz | Pink | Pink Freud
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy