Jazz Band Młynarski-Masecki "Płyta z zadrą w sercu": Moja miła, ja ci zagram! [RECENZJA]
Stare jest piękne. Jazz Band Młynarski-Masecki "Nocą w wielkim mieście" pokazał, że dawne piosenki można interpretować z należytą im gracją, nadać im jeszcze więcej uroku i sprawić, że unosi się nad nimi nowa, magiczna aura.
Własne, żyjące we własnym świecie kompozycje, w których ważne było samopoczucie pana Browna, a Abduł Bey zajadał daktyla i bujał w obłokach. Od tamtej pory minęły dwa lata, a Janek Młynarski i Marcin Masecki znowu czarują, udowadniając również, że ich recepta na przywracanie do życia zakurzonych utworów ma sens. To właśnie ta obrana ścieżka sprawiła, że muzyka sprzed dobrych kilkudziesięciu lat staje się na swój sposób jeszcze bardziej fascynująca.
"Płyta z zadrą w sercu", następczyni doskonale przyjętej poprzedniczki, jest doskonałym przykładem na to jak wiele może zmienić jeden "szczegół". Pierwotny, siedmioosobowy zespół powiększył się o kolejnych dziesięć osób i tym samym obcujemy z prawdziwą, jazzową orkiestrą. Jazz Band zyskał sekcję skrzypiec oraz kolejne instrumenty dęte: puzony i trąbki, dzięki czemu orkiestra przenosi nas do innego, jakby lepszego świata. Pełnego stylu, klasy i elegancji. Tajemniczego, wciąż nieodkrytego, gdzie jest miejsce nie tylko na melancholię, ale i latynoską zabawę i taniec z chwilą przerwy na małego drinka.
Taka jest właśnie "Płyta z zadrą w sercu". Zbiór przedwojennych utworów, głównie z przełomu lat 30. i 40., które rozgrzewały stołeczną (i nie tylko) elitę. Znajdziemy tu kompozycje m.in. Zygmuntów Karasińskiego i Wiehlera, a także Cliffa Frienda. Ich szlagiery, dobrze znane w dawnych czasach, współcześnie zapomniane, sprawiają, że porwanie się na ich granie nie jest zadaniem łatwym. Zwłaszcza żeby wszystko brzmiało tak jak kiedyś. I tutaj zaczyna się najlepsze - znowu im to się udało. Marcin Masecki swoimi aranżacjami nie tylko tchnął w piosenki kompletnie nowe życie, ale również sprawił, że przez niewiele ponad godzinę przebywamy w zupełnie innym wymiarze.
Imponująco brzmią fokstroty i tanga w wykonaniu Jazz Bandu, gdzie główną rolę odgrywa genialny pianista (świetne solowe popisy, ale na szczególną uwagę zasługują tu krótkie formy "Miss Mary", w których lider genialnie koresponduje z pozostałymi sekcjami). Wrażenia potęguje świetnie rozpisana sekcja dęta, która nadaje "Płycie z zadrą w sercu" jeszcze więcej stylu. Urokliwe są smyczki ubarwiające "I zawsze będzie czegoś ci brak" i "Gdzieś musi być świat", rozpływa się "Dla ciebie", a odrobina egzotyki w "Warszawo, moja Warszawo" daje chwilę wytchnienia, idealną na sam koniec.
Pięknem imponują wokale, za które największe brawa, co oczywiste, należą się Jankowi Młynarskiemu. Ten przy pomocy starych, zakurzony mikrofonów z lat XX. (!) i swojej specyficznej, jak na współczesne czasy intonacji i modulacji głosu, jeszcze lepiej oddaje ducha tamtych lat (cudowne "I zawsze będzie czegoś ci brak", a również i boskie "Dla ciebie" to tylko pierwsze lepsze przykłady). Mniej jest jednak treści jest trochę mniej niż ostatnio, a same przerwy pomiędzy kolejnymi zwrotkami są czasami wyjątkowo długie. Jednak bez obaw - jest ciekawie, bo jest co podziwiać, zwłaszcza, że wśród autorów figurują nie tylko Henryk Rostworowski czy Zenon Friedwald, ale i Julian Tuwim, który napisał "Abram, ja ci zagram!".
Całość dopełniają genialne chórki, te z "Yo yo", które dają jeszcze więcej radości. W ten oto sposób otrzymaliśmy najbardziej klimatyczną produkcję tego roku. Wyjątkową, niepodobną do innych, będącą własnym manifestem i podróżą w nieznane. Jasne, można włączyć stare płyty, najlepiej na wysłużonym gramofonie, a sama "Płyta z zadrą w sercu" może być uzupełnieniem starszych nagrań, jednak trzeba ją mieć. "Mnie właśnie wzrusza ta płyta / Przez środek rozbita / Jej jednej słucham co dzień i znów" - pyta w tytułowym utworze Młynarski. Czy to nie jest wspaniałe?
Jazz Band Młynarski-Masecki "Płyta z zadrą w sercu", Toinen Music / Agora
9/10