Habilitacja z thrashu

Łukasz Dunaj

Exodus "Exhibit B: The Human Condition", Nuclear Blast

"Exhibit B" to thrashmetalowa orgia dla najtwardszych maniaków gatunku
"Exhibit B" to thrashmetalowa orgia dla najtwardszych maniaków gatunku 

Jeszcze w uszach piszczy po niedawnych popisach Wielkiej Czwórki, a już nadciąga Exodus. Dosłownie, czyli z koncertami w Polsce i w przenośni, z nowym albumem. Tym razem zespół dowodzony przez Gary'ego Holta przygotował monumentalne dzieło, wymagające nie lada przygotowania fizycznego.

Podczas koncertu Anthrax na festiwalu Sonisphere, pewien jegomość, będący wyraźnie pod wpływem, w niewybrednych słowach żegnał schodzącą ze sceny ekipę Scotta Iana, mamrocząc do siebie: "Nie powinno was tu być! Exodus, tylko Exooodus...". Resztę transmisji zakłócił hałas, ale w tej przypadkowo zasłyszanej przeze mnie wypowiedzi, jest coś znamiennego.

To zespół, który na tle całej thrashowej ekstraklasy miał bodajże największego pecha. Na samym starcie, Metallica podebrała im młodego, zdolnego Kirka Hammetta, co wpłynęło negatywnie na karierę Exodus - debiutancki "Bonded By Blood" ukazał się w kwietniu 1985 roku, kiedy bezpośrednia konkurencja miała już na koncie dwie płyty: wydane (Metallica) lub nagrane (Slayer) i było po jabłkach. Zespół nękany był ponadto poważnymi problemami o podłożu alkoholowo-narkotykowym, a to jeszcze nie wszystko... W 1992 roku wydali wydumany i kompletnie niezrozumiany przez fanów album "Force Of Habit", po którym nie wypadało im nic innego, jak tylko z honorem się rozpaść.

Powrócili kilka lat później, jednak wskutek m.in. wspomnianych złych nawyków i niesubordynacji oryginalnego wokalisty Paula Baloffa, nie udało im się wydać nic ponad koncertowy album "Another Lesson In Violence". Wrócili jak bumerang jeszcze raz, w 2003 roku, tym razem na dobre. W międzyczasie przyszło im pochować Baloffa, który zmarł na wylew, rozstać się z drugim wokalistą Stevem "Zetro" Souzą i przejść szereg pomniejszych zmian personalnych. Co ich jednak nie zabiło...

Exodus na swoim czwartym - nie licząc remake'u debiutu - albumie po reaktywacji brzmi po profesorsku. "Exhibit B" to thrashmetalowa orgia dla najtwardszych maniaków gatunku. Chyba nikomu innemu nie uda się wytrzymać konfrontacji z blisko 80-minutowym albumem, wypchanym po brzegi kompozycjami, o przeciętnym czasie trwania 6-7 minut! Muzycy nie wykazują humanitarnych odruchów, jak z rękawa sypią morderczymi kaskadami riffów, inkrustując utwory gitarowymi dialogami najwyższej jakości, w wykonaniu spółki Holt -Altus. Rob Dukes rozgrywa również swoje najlepsze zawody jak do tej pory, udowodniając, że jest wokalistą dość wszechstronnym, a nie predestynowanym wyłącznie do siłowego wrzasku.

Przez większą część płyty Exodus naciera bezkompromisowo do przodu, tworząc bardzo monolityczny materiał. Wyłomy są nieliczne, acz efektowne. Na przykład "Nanking" mający sporo wspólnego, pod względem budowania dramaturgii, na przykład z "Dead Skin Mask" Slayera. Również najdłuższy na płycie "The Sun Is My Destroyer" można nazwać wszystkim, tylko nie jednostajną, thrashową młócką.

Ale tak jak nie sposób czepiać się niepodważalnych kompetencji zespołu, jego znakomitego warsztatu, tak trochę zniechęca jednak homogeniczność ich propozycji. Na tej płycie thrash thrashem pogania. Nie ma w tym wszakże nic złego, ale szkoda, że Exodus zagalopował się w tworzeniu przytłaczających kolubryn, a trochę za mało tu zdrowych czadów na miarę "Burn, Hollywood, Burn". O hitach na miarę klasycznych "Strike Of The Beast", "Piranha" czy chociaż "Toxic Waltz" nie wspominając... Udana to rzecz, jednak o 20 minut za długa, by słuchać "Exhibit B" z prawdziwą przyjemnością.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas