Grabek "Imagine Landscapes": Wszystko gra [RECENZJA]
W ciągu dwóch lat od poprzedniego albumu Grabek zaliczył kolejną artystyczną woltę. Nie tak wyrazistą jak przy "Day One", ale w dalszym ciągu oferującą niespodzianki, których nie można było spodziewać się po wcześniejszych dokonaniach artysty. Zresztą, niespodzianki niespodziankami – tutaj dostajemy po prostu kawał świetnie skomponowanej muzyki.
Wydane dwa lata temu "Day One" Wojtka Grabka niespodziewanie stało się jednym z największych zaskoczeń muzycznych roku. Po 6 latach nieobecności na scenie muzyk wrócił krążkiem, w którym dokonał totalnej redefinicji artystycznej. I szok był całkiem zrozumiały: muzyka elektroniczna ze skrzypcami czy fortepianem w roli smaczków, została zastąpiona przez twórczość utrzymaną w duchu muzyki post-klasycznej.
Wydane własnym sumptem "Day One" nie osiągnęło co prawda sukcesu komercyjnego, ale zapisało się dużymi zgłoskami w tworzonych przez pasjonatów podsumowaniach muzycznych rodzimej sceny, a nawet doczekało wydania na płycie winylowej. Z "Imagine Landscapes" - mimo wsparcia wydawniczego ze strony Mirzy Ramica, kojarzonego z Arms and Sleepers - pewnie będzie w miarę podobnie. I to nawet jeżeli to nieco inna para kaloszy niż poprzednik.
Owszem, są utwory, które ściśle kontynuują linię wyznaczoną przez "Day One". Posłuchajcie chociażby przepięknego acz nieskomplikowanego "the measure of inconvenience, pt. 1", napędzanego przez partię rozmytych smyczków, którym w tle przygrywa fortepian. Wielu fanów Maxa Richtera dałoby się pokroić za ten utwór, uwierzcie! Albo "hungry clouds" oparte na króciutkich repetycjach fortepianowych płynących w tle, które z czasem poddawane są modyfikacjom. Na nich muzyk kładzie partie smyczków oraz fortepianu, które początkowo brzmią może nieco niepokojąco, ale przy tym zaskakująco błogo. Haczyk tkwi w tym, że Grabek stopniowo "rozbiera" kompozycję z aspektów melodycznych i przekierowuje ją w stronę czegoś, co brzmi jak ścieżka dźwiękowa do horroru lat siedemdziesiątych. Wrażenia są niesamowite.
"Imagine Landscape" ostatecznie jednak różni się znacząco od "Day One": tam Wojtek stawiał na smyczkowe pejzaże, ambientowe przestrzenie, grę ciszą. I o ile nie brakuje tych cech na nowej pozycji, o tyle mam wrażenie, że w centrum "Imagine Landscapes" tkwi rytm. W tym przekonaniu utwierdza rozpoczynające album "when the heartbeat's over": wysamplowane, niemal dubowe "doły" fortepianu, prowadzą utwór w rytmie, który później Grabek podkreśla elektronicznymi bębnami w duchu Four Teta.
Jest tego więcej: na przykład w idącym w klimaty minimal techno "the aftermatch" czy przyjemnie glitchującym utworze tytułowym. Szczególnie ciekawie prezentuje się "the nature of rhythm", w którym to uderzające miarowo klawisze fortepianu przejmują rolę instrumentu perkusyjnego, a Grabek nakłada na nie kolejne warstwy syntezatorów, przeszkadzajek oraz skrzypiec, raz wyciszając kompozycję, by chwilę później ją wzmocnić.
Elektroniki jest tu dużo więcej niż w przypadku "Day One", chociaż rzadko zdarza się, aby to ona pełniła główną rolę. Częściej dopełnia kompozycje, pomaga nakierować muzykę w odpowiednie rejony. Jak na przykład w "in mild humility" czy "now the sneaking serpent walks", gdzie pojawia się w formie industrialnych przeszkadzajek, które to wyskakują niespodziewanie na pierwszy plan, by chwilę później przygrywać w tle.
Najbardziej podoba mi się to, że na papierze "Imagine Landscapes" może wydawać się zawieszone między starszymi dokonaniami Grabka a "Day One". Elektronika oraz większy udział skrzypiec i fortepianu - tak to może brzmieć, prawda? Spory błąd! Na najnowszej płycie Grabek bowiem czerpie z tego, co najlepsze w jego dotychczasowej twórczości i zmierza ścieżką, która może była wcześniej oświetlona, ale nikt jakoś specjalnie nie zwracał na nią uwagi. A zrobić coś niespodziewanego, jednocześnie zachowując ciągłość artystyczną z poprzednimi dokonaniami, to spore dokonanie. Nie mogę więc narzekać: tu wszystko naprawdę wszystko gra.
Grabek, "Imagine Landscapes", {inte}erpret null
9/10