Reklama

Ghettopop (Klarenz & Mario Kontrargument) "Ghettopop": (Nie)poważnie dobre [RECENZJA]

Po świetnie przyjętej przez krytyków i nieliczną rzeszę fanów "Pozie", Klarenz wraca z Mariem – nadwornym producentem swojej ekipy Kontrargument. O ile poprzedni materiał Młodego Wilka był bardzo gorzki, tak na "Ghettopop" humoru jest znacznie, znacznie więcej. Co nie oznacza, że nie należy traktować tego materiału poważnie.

Po świetnie przyjętej przez krytyków i nieliczną rzeszę fanów "Pozie", Klarenz wraca z Mariem – nadwornym producentem swojej ekipy Kontrargument. O ile poprzedni materiał Młodego Wilka był bardzo gorzki, tak na "Ghettopop" humoru jest znacznie, znacznie więcej. Co nie oznacza, że nie należy traktować tego materiału poważnie.
Okładka płyty "Ghettopop" /

Kiedy Klarenz kilka lat temu znalazł się w czwartej, najlepszej do tej pory (rzekłem) edycji Młodych Wilków Popkillera, obok takich graczy jak Otsochodzi, Sarus, AdMa, Guzior czy Żabson, wielu przecierało oczy ze zdumienia. Kim jest ten blondas w okularach, nawijający o Makłowiczu? Autor "Pozy" wyróżniał się, choć spadło na niego sporo krytyki. Jego offbeatowe flow wymagało wszak przyzwyczajenia, a tekstowo nie był on tak oczywisty, jak w przypadku bardziej komunikatywnych towarzyszy.

Cierpliwość się opłaca, bo w zamian za trud włożony w przebicie się przez błonę schematów, otrzymujemy jednego z oryginalniejszych mistrzów ceremonii na tej scenie. Niestety, również jednego z bardziej niedocenionych (podobnie jest zresztą z obecnym w czwartej edycji Młodych Wilków JNR-em). Szczególnie dotkliwe było to przy ubiegłorocznej "Pozie" - świetnym materiale, pełnym gorzkich obserwacji na temat sceny rapowej i godzenia się ze zwykłym, codziennym życiem. Takim typowym materiale bardziej dla ludzi koło trzydziestki niż piętnastolatków.

Reklama

Jeżeli "Pozie" za coś się obrywało, to niewątpliwie za miejscami nieznośny wręcz poziom malkontenctwa. "Ghettopop" pod tym kątem jest często przeciwieństwem poprzedniego krążka Klarenza. Owszem, nie brakuje tu złośliwości wykierowanych w raperów, ale znacznie więcej tu humoru.

Trudno się przecież nie uśmiechnąć, kiedy Klarenz rzuca w "JAK K3NK3" wers "Ona idzie do baru i się przewróciła o stertę bananów", by chwilę później parodiować z Mariem wymiany wersów Oskara i Steeza z Pro8l3mu. Albo kiedy w "Slim Klarenz" artyści nawiązują zarówno bitem i wersami do "My Name Is" Eminema, a raper w pewnym momencie rzuca "Już to widzę, jak mówię do mnie "Ej, masz włosy jak Tymek"/Ale który Tymek? Ten w płynie czy ten, co lata w remizie?". W drugiej zwrotce "Chill Pill" raper parodiuje z kolei podśpiewywany styl Schaftera, a w "Muszę kupić golf" wyśmiewa ograniczoną tematykę sceny hip-hopowej, rozpoczynając zwrotkę słowami "Taki numer wypada zacząć, że twoja niunia mi to i tamto".

Mario Kontrargument też zasługuje na sporo propsów, szczególnie gdy pamięta się, co robił jeszcze kilka lat temu. To już od dawna nie jest producent zawieszony gdzieś między Bob Airem a Noonem i Ajronem, jak niegdyś łatwo można było mu zarzucić.

Dziś to facet, który bez przypału przepisuje "Szansę" Fenomenu na nowe czasy, sampluje The Prodigy w "Nitroglycerin" (i przypomina o istnieniu Karwela, który nagrywa zdecydowanie za rzadko) tworząc z tego kawałek o orientalnej prominencji, a nawet przerabia disco-polową piosenkę w "Chll Pill" na chilloutowy bit z solidnym basem. To, jak niskie tony schodzą w "Muszę kupić golf" (świetny featuring Zero) sprawia, że chce się przepuszczać ten kawałek przez subwoofer schowany w bagażniku Golfa III. No... gdyby nie to, że w utworze "Golf 3" Mario stawia na remizowy klimat - rzuca tu manieczkowy bit i wyśmiewa wspólnie z Klarenzem rzekomą otwartość polskich raperów i producentów, często pozbawioną jakiegokolwiek poczucia estetyki.

Mario ma zmysł aranżacji, a przede wszystkim umiejętność bezbolesnego przeskakiwania z klimatu na klimat. Bo o taki house’owy bit jak w "Otwarta Głuwka" dałoby się oskarżyć na rodzimej scenie jedynie NOCNEGO. Kilka utworów później, w "Beast Mode", słyszymy mroczny trap prosto z Houston, na którym idealnie odnalazłby się Travis Scott.

Ale... ale... Pewnie ta recenzja brzmi jakby "Ghettopop" było wypełnione wyłącznie jakimś rapem komediowym. Skądże znowu! Otrzymujemy też przejmującego "Perseusza" traktującego o nauce na błędach i niepozbawionego naprawdę zgrabnych wersów ("Kto z was widzi coś ponad swój talerz i swoich świętych?"), które doskonale współgrają z sentymentalnym bitem opartym na smyczkach. "Po północy" to powolny, ambient-trapowy bit, na którym Klarenz śpiewa z nałożonym auto-tune’em. Wchodzi z tego rzecz przepełnioną gęstą, niepokojącą atmosferą i niesamowicie zyskującą - właśnie - po północy. Miłośnicy klasycznego rapu dostaną otrzymują z kolei "Zamkniętą głuwkę", ukazującą absurd konfliktu między starą oraz nową szkołą rapu (czy tam jest pstryczek w nos Sariusa?) - Klarenz pokazuje, że każda z nich ma swoje grzechy na sumieniu; sam zaś czuje się w obu stylistykach jak ryba w wodzie.

Jeżeli wiec obawialiście się, że Klarenz nie poradzi sobie w luźniejszym materiale aniżeli "Poza", pozytywnie się zaskoczycie. To dalej porządna marka i mam szczerą nadzieję, że współpraca z Mariem odbije się szerszym echem niż poprzednie dzieło rapera. Jest tego warta.

Ghettopop (Klarenz & Mario Kontrargument), "Ghettopop", wyd. własne

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Klarenz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy