Drwina z cyfrowego świata

Neil Young "Psychedelic Pill", Warner Music Poland

"Jeden z najwybitniejszych albumów najwybitniejszego kanadyjskiego muzyka"
"Jeden z najwybitniejszych albumów najwybitniejszego kanadyjskiego muzyka" 

Potraficie sobie wyobrazić 67-letniego kanadyjskiego rockmana w hiphopowej fryzurze?

Podczas niedawnej rozmowy z Muńkiem Staszczykiem z T. Love zasugerowałem, że wydawanie podwójnych płyt w XXI wieku to czysta brawura. Neil Young i ponownie akompaniujący kanadyjskiemu wokaliście muzycy Crazy Horse udowodnili, że oczekiwaniom współczesnego przemysłu muzycznego można jeszcze bezczelniej zaśmiać się w twarz. Nie dość, że "Psychedelic Pill" to płyta podwójna, o mocno niepoprawnym tytule, to dodatkowo otwierający ją utwór "Drifting Back" trwa blisko pół godziny, a dalej mamy jeszcze dwie ponad 15-minutowe kompozycje ("Ramada Inn" i "Walk Like A Giant"). W erze 3-minutowych cyfrowych singli zakrawa to na kpinę!

Zupełnie niedzisiejsza jest również produkcja "Psychedelic Pill", a właściwie jej brak - przynajmniej we współczesnym tego słowa rozumieniu. Kiedy niektórzy bohaterowie hipsterii tygodniami majstrują w studio, by osiągnąć werystyczną wręcz jakość lo-fi, Neil Young i Crazy Horse po prostu podłączają gitary do wzmacniaczy i grają. A grają cudownie nieczysto.

Kiedy się rozbujają i rozpędzą, również robi się zupełnie niewspółcześnie. Neil Young wspaniale pitoli coraz to kolejne solówki. Natomiast Crazy Horse robią mu znakomity, choć wydaje się ledwo trzymający się kupy, pękający w szwach i grożący popruciem, podkład. Tu znów zwycięża teoria, że czasami prościej znaczy lepiej.

Poza muzyką są jeszcze słowa, śpiewane przez Neila Younga tym przypominającym Żabę Kermita z "The Muppet Show" zmęczonym głosem. Słowa, które pewnie zostały zapisane na paczce fajek, skrawku gazety czy poplamionej serwetce w jakiejś kafeterii. Proste, skromne, niewyszukane. Jednocześnie takie, które mógł napisać facet, który niedawno skończył 67 lat. Neil Young rozlicza się z niespełnionymi marzeniami hippisów ("Walk Like A Giant"), w specyficzny sposób czci instytucję starego dobrego małżeństwa ("Ramada Inn"), wspomina swoich dawnych bohaterów muzycznych ("Twisted Road"), wreszcie grozi, że... zafunduje sobie "hiphopową fryzurę" ("Drifting Back").

A jak "Psychedelic Pill" ma się do swoich najbliższych poprzedniczek? Wszystkim zawiedzionym jedynie dostateczną zawartością "Fork In The Road", nieprzekonanym eksperymentalnym i swoją drogą znakomitym "Le Noise", czy niezaspokojonym ledwie kolekcją coverów z "Amerikany", ten album musi siąść. Oczywiście, o ostatecznej jakości płyty zadecyduje upływ czasu, ale pozwolę się pospieszyć i nieśmiało zadeklarować, że "Psychedelic Pill" na pewno zostanie umieszczona obok najwybitniejszych albumów najwybitniejszego kanadyjskiego muzyka.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas