Reklama

donGURALesko "Dziadzior": Dziad nie musi, Dziadzior może [RECENZJA]

Miała to być najbardziej hiphopowa płyta w karierze. Jakby wcześniejsze takie nie były... Dywagacje i rozmyślenia jednak niech idą na bok, bo wjeżdża król. Niekoniecznie cały na biało, bo ciuchy ma kolorowe, takie amerykańskie.

Miała to być najbardziej hiphopowa płyta w karierze. Jakby wcześniejsze takie nie były... Dywagacje i rozmyślenia jednak niech idą na bok, bo wjeżdża król. Niekoniecznie cały na biało, bo ciuchy ma kolorowe, takie amerykańskie.
donGURALesko na okładce płyty "Dziadzior" /

donGURALesko hiphopowy towar dowozi regularnie, w dodatku wysokiej jakości. Nie inaczej jest tym razem, chociaż treści dla kustoszy sztuki, mnichów, naukowców, ekologów i preppersów zostały ograniczone do minimum. DGE nie cierpi na przesadne poszukiwanie siebie, prawd, podwodnych cywilizacji i tym podobnych. W końcu, bo ile można! "Dziadzior" to łamacz karków i wypadkowa najwyższej formy z pierwszych albumów i mixtape'ów.

Trochę białas, trochę budda, gdzie indziej mędrzec. Czasami ciężko się określić, ale Dziadzia w ostatnich latach miał z tym duży problem. Również i tutaj zdarzają się wersy, które wydają się być zaginionym skarbem kolejnej sesji z ayahuascą (wspomnienia złego jedzenia w "Pogodzie-pod-psem" zawsze w cenie), ale na szczęście zostały ograniczone do minimum.

Reklama

Nowy projekt to lepsza wersja zeszłorocznego, świetnego mixtape'u "Miłość, szmaragd i krokodyl", który nasz bohater nagrał z niezawodnym Matheo. Cech wspólnych jest sporo, ale "Dziadzior" nie jest tak frywolny i lekki, ale równie jak on bardzo hiphopowy i amerykański, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

"Trzeba wbić się na miasto i r*** tę grę nowym, ulicznym g***" padają zapowiedzi w "Sitikolu". Na miasto się wbił, z tym drugim niekoniecznie. Pojedyncze linijki, flow, styl, przechwałki (boskie "Opuściliśmy ten beton / Za mały był dla nas i dławił nasz vibe / W 1980 narodził się styl / Co najechał ten kraj") - maestria. Typowy Gural, który stawia na hip hop. Albo kochasz, albo ubóstwiasz. Raper często jedzie bez trzymanki ze słowotokiem, którego czasami zdarzający się bezsens i tak układa się w genialne wersy, hooki i refreny. Z tego wszystkiego powstają prawdziwe bangery, jak "Napad" czy "Yabadabadoo".

Szkoda tylko, że za gospodarzem nie nadążają goście. Na duży plus zasługują panowie z Pokahontaz, którzy swoimi wersami w "Towarzystwie ludzi prostych" przebili dwa ostatnie longplaye, a towarzyszący im Miły ATZ udowodnił, że wysoki poziom niedawnego debiutu nie był dziełem przypadku. Zdecydowanie gorzej z pozostałymi.

Poznańska kooperacja z Shellerinim w "Pogodzie-pod-psem" wygląda ładnie tylko na papierze, Gia w "Białym lwie" to wyłącznie ciekawostka (odrzuca też nijaki podkład kolegi z duetu Lua Preta - Mentalcuta), a Major SPZ w "Lodołamaczu", mimo ciekawej linijki "Mam 30 lat plus VAT, SPZ forever young", jeszcze nigdy tak nie przynudzał. Zabawnie brzmi także Bedoes, który próbuje guralować bardziej niż sam gospodarz - "wyjebator / masturbator" brzmi dość komicznie, ale szacunek za pomysłowość.

Dużo dzieje się również na podkładach. Beaty są zróżnicowanie, ale przy tym całość brzmi maksymalnie spójnie, co udaje się przecież nadzwyczaj rzadko. Często to wypełniacze imprez i soundtrack do nocnych jazd samochodem, ale najważniejsze, że pozwalają raperowi na zaprezentowanie swojego stylu i sztucznie go nie ograniczają. Znowu trzeba chwalić Matheo z klasycznym bangerem "Kubrickiem". Nie zawodzą również The Returners, którzy trzymają formę od czasów, kiedy odstawili na bok boom bapowe klimaty, więc za "Wielkiego Szu" czy "Układ nagrody" należy się duży plus. A to jeszcze nie wszystko.

Stąd, czyli zewsząd - z miast (świetny "Testament" z genialnymi skreczami DJ-a Kostka), wsi (jeszcze lepsze "Miejskie etno") i ze Stanów, niekoniecznie z chicagowskiego Jackowa - ze wschodu ("Układ nagrody"), zachodu "Napad" i południa, gdzie zerka "Towarzystwo ludzi prostych" na genialnym beacie Donatana, być może najlepszym w bogatej karierze. Aha, i trochę berlińskich afro trapów też się znajdzie, zwłaszcza że "Leśna liga" Lexa Caesara, pozwala pohasać też Paprodziadowi.

Podobno najbardziej lubimy to, co znamy najlepiej. I taki właśnie jest "Dziadzior". Zaskoczeń zero, klasyczny Gural, który stawia na rap, a nie analizuje kolejne dzieła impresjonistów czy zawartość wody w cukrze. Dziad nie musi, Dziadzior może, DGE zwłaszcza.

donGURALesko "Dziadzior", Szpadyzor Records

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: DonGURALesko | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy