Deemz "Sauce": Kaloryczny sos [RECENZJA]

Płyty producenckie nie mają łatwo, wystarczy sobie przypomnieć tylko zeszłoroczne dzieło Kubiego Producenta. Dla Deemza to było jeszcze większe wyzwanie, bo nie dość, że zebrał więcej gości, czasami z różnych środowisk, to w dodatku porwał się na podwójny album. Ała…

Okładka "Sauce" Deemza
Okładka "Sauce" Deemza 

Dużo było obaw o to, jak Deemzowi uda się utrzymać formę na tak pokaźnej liczbie podkładów. A jednak - on wyszedł obronną ręką, różnorodne stylistycznie numery tylko niekiedy przekraczają trzy minuty, przez co w tym nawale nie męczą słuchacza. Znacznie gorzej jest z tymi, którzy mieli jego kompozycjom nadać jeszcze więcej wartości. Niestety, wyszło jak zwykle.

Deemz spisał się co najmniej na piątkę. "Sauce" bije różnorodnością, atakuje stylistykami, a całość brzmi tak, jakby słuchało się dobrego mixtape'u, w którym solidny DJ dba o to, żeby przejścia pomiędzy numerami były jak najpłynniejsze. Beaty ociekają trapem, jest trochę popowych i lżejszych klimatów, ale są też takie numery, które mogłyby znaleźć się na trance'owych składankach.

Urzeka "Tyle o tobie wiem" spoglądający w stronę Toronto - niziutko płynący, pełen przestrzeni i z feelingiem, który niesie wokale Rosalie., Vito Bambino i Kacperzyka. Cudowne. Opętane basem i wyspiarskie "Jungle Attack", kwaśny "Gucci Mane", czy orientalny "Fresh" to równie mocne akcenty. Rozmarzony "Los" z delikatną solówką gitary, miękkim, rozciągniętym klawiszem i potężnym basem, czyli Robert Miles na sterydach z purpurowego pudełka. Specyficzne, ale mocne. "Poprawka" napędzi kluby, a główną robotę wykonują tu perkusje podlane french house'owym beatem. Okej, można się przyczepić do groteskowego i monopolowego "I Took a Pill in Remiza" ze słuchającą Dody ekipą GOMBAO33, ale jedno mrugnięcie okiem przy tak obfitej trackliście to raczej ciekawostka, a nie coś, co zmienia obraz całości. Proud and disco polish, można i tak.

Jest wiele rzeczy, za które można komplementować Deemza. "Sauce" to nie tylko czysty trap w postaci "Rutyny" czy "Mumble". To też spotkanie gitar i beatu, jak w "Krukach", "Wasabi" czy "Bólu" (idealny timing Białasa, zwrotka niekoniecznie - "Nie zawsze grała gitara tak, jak w tym momencie") i mocne bębny przywracające do świata żywych, zabity przez beznadziejne wokale "Ślub". Naprawdę super, szkoda tylko, że większość raperów nie dowiozła jakości.

Bedoes znów się wydziera i chce być jak Gucci Mane. W innym numerze zapomniał, że chcąc być romantykiem, nie wypada używać wulgaryzmów. Young Multi, mimo niewątpliwego progresu myśli, że jest nową gwiazdą. Lepiej nie szarżować z takimi deklaracjami, jednak coraz wyższy poziom sprawia, że coraz bliżej mu do (t)rapera i pozbycia się youtube'owej łatki. Karykaturalnych duetów było u nas sporo, ale z buta do czołówki wbijają Beteo i Chivas, którzy muszą latać akurat wtedy, kiedy inni śpią. Może to i dobrze? Oki za to drogi nie jest, expensive z pewnością, jak Moncler, w którym Mr. Polska zawsze znajduje gotówkę. Wiadomo, "Jestem patriotą, ale wolę euro niż złotówki".

Oczywiście MC's nie byliby sobą, gdyby nie sprzedawali życiowym prawd. Kiedy dopada mróz to lepiej siedzieć w nowym Audi, o czym zapewnia Gedziula i ja to rozumiem. Kto by chciał siedzieć w Polonezie przy ujemnych temperaturach? Jak robić miliony dobrze wie ekipa GM2L, a porad proszę szukać w niezłym "Free$tyle'u". Jak tego będzie mało to na wykład zaprasza Trill Pem ze zdzierającym gardło Qrym w "Syp syppin". "Chłopcy chcą zarabiać, mężczyźni wydawać" Jana-Rapowanie powinno wlecieć w każdy zeszyt udający złote myśli cwaniaków na końcowym etapie podstawówki.

Ale trzeba też chwalić, bo w tej plejadzie mikrofonowych wyjadaczy i raperów z przypadku znajdują się też zawodnicy, którzy nieźle okiełznali przebojowe podkłady. Miły ATZ czuje się jak ryba w wodzie w "Jungle Attack", a Kaz Bałagane okupuje rooftop w "Losie" i w swoim stylu pozdrawia z rodzinnego kraju: "Z lądu nierobów mój głos / Kraj homofobów i dziurawych szos". DGE bawi się językiem tak, jak reszta tu obecna chciałaby to robić nie tylko po polonistyce, a towarzyszący mu Łajcior, mimo przepaści za majkiem, znakomicie go uzupełnia. Igi, ciągle Young, zapewnia z kolei, że "chce drogie zegarki, by nie czuć upływu czasu". Trochę jak lata temu Belmondziak, który robił długie kroki i butach o wartości co najmniej najniższej krajowej. Jest w tym dużo stylu.

Propsik też za urozmaicenie numerów i wyjście poza oczywiste kręgi najgorętszych obecnie ksywek. Polsko-niemiecki raper Kronkel Dom to mimo wszystko ciekawostka, niekoniecznie dla wtajemniczonych, podobnie jak Czesi Yzomandias i Nik Tendo, ale czy może być dziwniejsze połączenie niż spotkanie Kuqe i Michała Wiśniewskiego w "Ślubie", co w kontekście tego drugiego brzmi dość zabawnie? Raczej nie, ale White 2115 z Piotrem Roguckim, Beata Kozidrak z Sariusem, Natalia Szroeder z Tuzzą i Stachursky z Gverillą spokojnie depczą im po piętach. O dziwo, da się tych numerów słuchać i można do nich podejść totalnie na luzie.

Deemz odwodnił, że w mainstreamowym uniwersum spokojnie można stworzyć album producencki, który nie będzie kompilacją półprzebojów, ale przemyślanym, dobrze wyselekcjonowanym i całkiem spójnym produktem, który głównie eksponuje umiejętności producenta. A raperzy? A kto nie ma z nimi przejść? Kaloryczne, dobre i lekkostrawne.

Deemz "Sauce", Def Jam Recordings Poland

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas