Death Metal Karate Mistrz

Masachist "Scorned", Selfmadegod Records

"Scorned" jest albumem zdecydowanie bardziej wysublimowanym od debiutu Masachist
"Scorned" jest albumem zdecydowanie bardziej wysublimowanym od debiutu Masachist 

Choć na rządzonej przez eklektyzm (i młodzież z grzywkami) scenie metalowej dominacja death metalu jest dziś równie aktualna jak hasło "bracia Wachowscy", gatunek ów nadal ma się nieźle.

Jedną z jego redut do dziś pozostaje Polska, w której dzięki znamiennemu sukcesowi Vadera sprzed 20 lat na pokolenia zakorzenił się ten rodzaj wyrafinowanie brutalnej estetyki. "Scorned", drugi album (ogólno)polskiej formacja Masachist umacnia w przekonaniu, że death metal to siła, z która wciąż należy się liczyć.

Mimo iż "Death March Fury", debiut zespołu Thrufla (gitara; eks-Yattering i Azarath) z 2009 roku (na którym gościnne zaryczał sam Ross Dolan z Immolation!), był mocnym ciosem zaznaczającym obecność Masachist na metalowym polu walki, na jego tle "Scorned" jest albumem zdecydowanie bardziej wysublimowanym. Krótkie serie z karabinu maszynowego zastąpił tym razem cały arsenał, w którym kanonady blastów Daraya (Dimmu Borgir, Vesania, eks-Vader) to tylko jeden z elementów szerokiego wachlarza dźwiękowej broni masowego rażenia.

Weźmy choćby otwierający płytę "Drilling The Nerves", który już przez samą swoją długość (prawie sześć minut) i kroczący ciężar wprowadza do twórczości Masachist zupełnie nową jakość. Na takim dystansie debiut wskazywał już na jedną trzecią płyty!

Znacznie bardziej rozbudowane kompozycje dały Masachist możliwość swobodnego sięgania po różne środki wyrazu. Dość powiedzieć, że każdy numer jest tu inny, co przy zachowaniu spójności całego materiału budzi spory szacunek. Obecnie nikt już nie powie, że Masachist to daleki krewniak Krisiun, który nauczył się tajemnej sztuki poskramiania samego siebie, błogosławionego "self-edit", czego Brazylijczycy nie ogarniają do dziś.

Dobrym tego przykładem jest "Straight And Narrow Path", gdzie iście nawiedzone zmiany brzmienia nadają temu utworowi dodatkowy wymiar, a doskonały ryk Saurona vel Pig nieodparcie kojarzy się z Corpsegrinderem z Cannibal Corpse. Nie wykluczam zresztą, że "Scorned" to być może najlepszy popis wokalnych możliwości byłego frontmana Decapitated. Z podobnymi, i można już powiedzieć charakterystycznymi zmianami tempa, mama też do czynienia w srodze atakującym "Opposing Normality", zwieńczonym aberracyjną wręcz solówką świdrującą zmysły przez dobre pół minuty.

Nie brakuje też petard, jak "Higher Authority" z półki zarezerwowanej dla florydzkich goliatów pokroju Hate Eternal, czy atomowy "The Process Of Elimination", w którym niemiłosierny death metal rodem z faweli lub najbardziej bezwzględnych dokonań Angel Corpse splata się z dychotomiczną estetyką... Misery Index, dzięki czemu całość staje się pożądanie nieoczywista. Na najwyższych obrotach chodzi również "Manifesto", co zważywszy na jego postulatywny podtytuł ("D.M.K.M.", czyli "Death Metal K.... Mać"), nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem.

Biorąc pod uwagę gatunkowe ograniczenia, daleki od utartych schematów jest także "Liberation" o zaskakującej, spazmatycznej polirytmii na miarę The Dillinger Escape Plan (też nie wierzyłem). Wisienką na torcie jest zaś ponadsiedmiominutowy, zamykający "Inner Void" - panoramiczny, ciężki i wolny numer o majestatycznym wyrazie (pamiętacie "God Of Emptiness" Morbidów?), w którym pobrzmiewają nawet echa Meshuggah (brzmienie gitar), a wprowadzający w osłupienie - pojawiający się na moment - operowy męski głos tyko podkreśla fakt, że Masachist nie traktuje death metalu w sposób, w jaki obsługuje się produkcyjną taśmę.

Dołóżmy do tego solidną produkcję i świetną, sugestywną okładkę, a otrzymamy - za przeproszeniem - produkt, z którego wszyscy możemy być dumni. Jak zawsze rozbrajająco skromny lider Masachist zapowiadał, że "Scorned" będzie "Wejściem Smoka death metalu". Bruce Lee by tego nie wymyślił. Death Metal Karate Mistrz!

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas