Reklama

Damon Albarn "Everyday Robots": Nostalgiczny, strapiony, chimeryczny (recenzja)

"Everyday Robots", jak na pierwszy w pełni autorski album przystało, jest najbardziej osobistym dziełem w bogatej karierze Damona Albarna.

46-letni Brytyjczyk ma za sobą udział w wielu wybitnych projektach. Z grupą Blur został ikoną britpopu, odpowiada za spektakularne sukcesy Gorillaz, a od ponad dekady, uczestnicząc w wielu różnych muzycznych inicjatywach, działa na własne nazwisko. W pewnym sensie zaliczył już także solowy debiut - w 2012 r. opublikował płytę "Dr Dee" - inspirowany życiem mistyka, Johna Dee, koncepcyjny album składa się po części z dawnych, angielskich chorałów, trudno więc uznać go za autorską wypowiedź. Na "Everyday Robots" Albarn po raz pierwszy, po ponad 25 latach działalności artystycznej, w całości skupia się na sobie.

Reklama

Muzyczną formułę wybrał oszczędną, ale znaczącą. Oparte na łagodnych gitarach, przeplatanych dźwiękami fortepianu i subtelnej elektronice melodie tworzą melancholijny klimat, który z jednej strony sprzyja wynurzeniom artysty, z drugiej, dobrze oddaje stan jego ducha. Bo Albarn, mimo iż opowiada o sobie, w najmniejszym stopniu nie sprawia wrażania egocentrycznego gwiazdora, przeciwnie - jawi się jako wrażliwy obserwator (choć ze sporym bagażem własnych doświadczeń) zaniepokojony kierunkiem, w którym zmierza świat.

Lidera Blur szczególnie dręczy wpływ technologii na człowieka, która, według niego, uzależnia i prowadzi do samotności. Daje temu wyraz w "Photographs (You Are Taking Now)", "Hostiles" i tytułowym utworze. Najbardziej przeraża go fakt, że technologia nie tylko problemy rodzi, ale też stwarza ułudę ich rozwiązania - "Gdy jesteś samotny, wciśnij play" - śpiewa w pięknym, ale przejmująco smutnym "Lonely Press Play".

Do przeszłości Albarn wraca m.in. w "Hollow Ponds", który jest jakby fragmentem skopiowanym z jego pamiętnika. W "You & Me" rozlicza się z czasów, gdy był uzależniony od narkotyków.

Integralność wypowiedzi zaburza nieprzyzwoicie wręcz - w kontekście całej płyty - beztroski "Mr Tembo". Napędzany afrykańskimi rytmami utwór przytacza historię... osieroconego, tanzańskiego słoniątka. Jeśli to nie żart a metafora, to próbą interpretacji tekstu powinni zająć się freudyści.

O ile "Mr Tembo" zaskakuje, to nie chroni przed znużeniem, które w wyniku zbyt jednorodnego tempa pojawia się gdzieś w połowie albumu. Tym bardziej szkoda, że znakomity, ożywczy, nagrany przy współpracy z Brianem Eno "Heavy Seas Of Love" znalazł się dopiero na końcu płyty.

Dla fanów twórczości Albarna album "Everyday Robots" (a właściwie najlepsze jego momenty) to dowód, że ich idol się nie wypalił, po jego odsłuchaniu raczej jednak wrócą do ulubionych płyt Blur czy The Good, The Bad And The Queen. Przycisk play na odtwarzaczu z nowym krążkiem Brytyjczyka w środku wciskać będą głównie amatorzy łagodnych, refleksyjnych muzycznych klimatów.

Damon Albarn "Everyday Robots", Warner

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Damon Albarn | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy