Barto Katt "Sookie": Obiecał płytę życia i słowa dotrzymał [Recenzja]

Jak powszechnie wiadomo, każdy kolejny album jest tym najlepszym, przynajmniej każdy go tak zapowiada. Niestety w wielu przypadkach artyści nie dotrzymują słowa, a ich eksperymenty z nowymi brzmieniami stają się nieatrakcyjne dla fanów, których wtedy ubywa. Barto Katt uniósł ciążące zobowiązanie i wydał płytę, która według mnie ma spore szanse na pierwsze miejsce podium w kategorii "Rapowy album roku 2023" - a konkurencję ma sporą.

Barto Katt  pokazał, czym jest rap
Barto Katt pokazał, czym jest rapinstagram/lord.bartocut12materiał zewnętrzny

Teraz wszyscy rapują. W dobie wszechdostępności sprzętu, darmowych bitów i prostych w obsłudze, podstawowych programów do nagrywania, wystarczy kupić mikrofon i byle jak wyciszyć pomieszczenie. Dzieciaki marzą o tym, by grać na scenie, żyć z muzyki i prześcigać się w ilości fanów. Barto Katt nie poszedł na łatwiznę i sam stworzył ten album, zaczynając od bitów i wokalu, kończąc na dystrybucji i ekspresowo zorganizowanej trasie koncertowej. W słowniku angielsko-polskim w miejscu definicji słowa "self made" powinna znajdować się jego ksywa. Warto zaznaczyć, że mimo natłoku pracy nad płytą, jest ona naprawdę dobra.

"Polski gangster nie ma luzu" - cytując Bolca z kultowego "chłopaki nie płaczą". Raperzy często też borykają się z tym problemem, lecz Barto przesiąka hip-hopową kulturą, a im jesteś lepszy, tym na więcej możesz sobie pozwolić. Raper bawi się muzyką, a jego nastrój udziela się odbiorcy. Już w otwierającym płytę "Pilocie" słyszymy codzienną rozmowę, której schemat tysiące razy przewijał się w wynajmowanych mieszkaniach, kawalerkach i przeróżnych kątach.

Moje pokolenie Jetix, Cartoon Network

Ostatnie roczniki zaliczające się do milenialsów czeka trzyminutowa, nostalgiczna podróż. Ciężko jest ocenić numer "7:00" obiektywnie, kiedy wystarczyło przypomnieć sobie ulubione postacie z dziecięcych lat, by go polubić. Andy, Flapjack, bliźniaki Cramp - miód na uszy. Kawałek bez głębszego przekazu, co dystyngowani krytycy mogą uznać za minus, jednak na morały jeszcze przyjdzie czas. Ważne, że wywołuje na twarzy uśmiech, a także pozwala na moment wrócić do fryzury "od garnka" i podartych spodni.

Przepis na zupę

Wiecie, co to jest gumbo? To pochodzący z Luizjany rodzaj zupy do której wrzucasz wszystko, co masz w lodówce. Składa się z mięsa, krewetek, zasmażki, warzyw i przypraw. Przepis poznałem dzięki singlowi "Kokos & Kolendra". "Zjadam MC, lecz nie tykam słabej szamy" - nawija Barto. Podobno przez żołądek do serca, więc ja to kupuję! Ciekawy numer, świetne wstawki w postaci rozmów z współlokatorem, wielki plus za kontynuację koncepcji - od szukania pilota i wysłania kumpla na zakupy, po przygotowanie dla ich obu obiadu. Jestem fanem numerów o jedzeniu odkąd Hades stwierdził, że "Sumo rap ma być tłusty..."

Hip-hopowy animusz

Dobry, hip-hopowy kawałek. Gdyby ktoś zza granicy zapytał mnie, jak ma się polski rap, pokazałbym mu ten numer i odpowiedział, że ma się świetnie. W tym miejscu należy uhonorować Barto także za wkład producencki. Obecnie wielu ogranicza się do jednego sukcesu - kiedy numer zdobędzie milionowe wyświetlenia, każdy kolejny bit wydaje się do bólu podobny. Barto sięga znacznie dalej: szuka, kombinuje, działa nieszablonowo. Wcześniej mieliśmy indonezyjski sampel, tutaj zaś widzę ukłon w stronę reprezentantów starej szkoły. Singel prosto z bloków, bez czasownikowych rymów czy bezsensownych wypełniaczy - tak się to powinno robić.

Gwoli pytań - ujdzie

Było dobrze, będzie lepiej. "Nie słyszałem od ciebie nic lepszego", "Miazga, jakie to jest dobre!", "Nawijać może każdy, ale być prawdziwym MC z krwi i kości to sztuka", "nóżka lata" - takie komentarze pojawiły się po tym, jak teledysk do "- ujdzie." pojawił się w sieci. Gdyby Barto nagrał to w 2014 r. i zajął miejsce Deysa, SB Maffija z pewnością wybaczyłaby mu fakt, że w klipie pojawił się facet w spódniczce. Numer jest uszyty tak, jak trzeba. Nie ma się do czego przyczepić, pozostaje zapętlać.

Bilet do mainstreamu

"Wskazówek nie cofnę, a ty pogódź się z tym, że jestem w podziemiu, a ten singel to angielskie wyjście". Barto od lat lawiruje gdzieś pomiędzy mainstreamem, a podziemiem. Trzymajmy kciuki, by w końcu dostał ten złoty bilet i trafił do szerszego grona słuchaczy. Nie wierzę w to, że wszyscy nagle okażą się znawcami i większość przerzuci się na numery, do których nie można bujać nóżką i krzyczeć refreny obijające się echem poza weekendowe imprezy klubowe, ale to, że singel "sookie'n'syn" ledwo przekroczył barierę 20 tys. odtworzeń na YouTube, to kiepski żart. Wmawiam sobie, że to wina promocji, lecz niestety prawdą jest, że sztuka tego pokroju nie trafia do mas. Rok w rok działanie Barto jest doceniane przez krytyków, dlaczego więc tak dobry numer nie gości na karcie "na czasie"? Nie potrafię tego przyjąć do wiadomości.

Rap bez krawatów

Pamiętacie słynne zdjęcie Onara w garniturze i reebokach? Rap źle wygląda w tym zestawieniu. "Nadal bluza, nie krawat". Nadal rap, co cieszy. Zacznijmy od genialnego sampla, który nie należy do tych pierwszych z brzegu. Barto się musiał naszukać - na potrzebę recenzji zapytałem go, skąd ta wstawka pochodzi, ale magik nie zdradza swoich sztuczek (ostatecznie go znalazłem, ale niech to pozostanie tajemnicą). To "tylko" jeden z wielu numerów, które definiują tę płytę jako zwyczajnie potrzebną hip-hopowemu światu, by pokazać, że można się tym bawić i robić to w takim stylu. Im człowiek starszy, tym coraz częściej powtarza "kiedyś to było...", a tu proszę - rocznik 97' dowozi.

Ups, przepraszam

Najlepiej już było, pora na lekki zjazd - traktujmy to jako sinusoidę, a nie prostą pochyłą do dna. Refren kawałka "Pardon" jest banalny i szybko wpada w ucho, jednak gdyby wyrzucić z niego trzykrotne powtórzenie tytułowego słowa, byłby świetny. Podejrzewam, że autorowi zależało na pokazaniu kontrastu pomiędzy agresywnymi zwrotkami, co bardzo mi się podoba, a złagodzonymi, ironicznymi przeprosinami. Chciałbym usłyszeć tam jakieś twarde zaprzeczenie, wyróżnienie tej formy buntu. Pierwszy, widoczny minus, który bądź co bądź traktowałbym jako kosmetyczną wpadkę. Co prawda jeszcze ich kilka będzie (mniejszych lub większych), ale nie ma rzeczy doskonałych, a tym bardziej płyt.

Proszę pana, ja nie wiem kim jestem

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten raper, który nie wrzucił na którąkolwiek ze swoich płyt kawałka refleksyjnego, często dotyczącego używek lub leków. Zazwyczaj to te numery mają największe pazury, lecz nie w tym rzecz. W zalewie swobodnych, przyjemnych dla ucha kawałków, które cechują tę płytę, właśnie trafiamy na ścianę. "Hydroxyzinum" to kopalnia przemyśleń. Tutaj bit i cała aranżacja spada na dalszy plan, choć samo intro numeru jest fenomenalnym wprowadzeniem do tematu. Warstwa muzyczna jest... zwykła, lecz tutaj to niepotrzebne. Równie dobrze Barto mógłby to wyrecytować (do recytacji jeszcze wrócimy). Pochylanie się nad tekstem przez recenzenta dla osób trzecich tylko zniszczy ważny przekaz, także to sobie daruję. "Hydroxyzinum" to istotne źródło dla tych, którzy błądzą wokół głównej ścieżki.

Barto Katt minął się z powołaniem?

Wracając do recytacji... proszę bardzo! Niektórzy jako popularny na rapowych płytach "skip" wrzucają bit, pod który nie potrafili nawinąć, a uznali go za odpowiedni przerywnik. Znajdą się także wariaci, którzy przykładowo wrzucą tam szczekanie pieska na auto-tune (ktoś mi powie, Otsochodzi?). Barto przedstawił swój tekst poetycko, w formie wiersza. Czy Mickiewicz by się nie powstydził, to wątpię, ale "przynajmniej ujdzie". Żarty na bok, bo Ministerstwo Edukacji Narodowej śmiało mogłoby zrobić psikusa i podmienić wiersz z mniej znanym, aczkolwiek przerabianym w szkole dziełem. Gorzej, gdyby podano to w formie .mp3, bo wydałaby się nieumiejętność mówienia poprawnie "r". Może to okrutne, ale nie ma dobrego tekstu poświęconego Barto Kacie, w którym ktoś nie wspomniałby o seplenieniu. Mam nadzieję, że autor płyty "sookie" mi wybaczy to humorystyczne uszczypnięcie.

$hitcoin to blef

Wypisz wymaluj numery z marcowej płyty Barto Katta w duecie z Kozą "GEAR 3000", stąd też zdecydowałem się na wrzucenie ich do jednego worka. Nie należę do grona największych fanów  electro rapu (myślę, że tym kawałkom najbliżej do tego gatunku), ale fani Barto Katta wiedzą, że raper dobrze się w nim odnajduje i potrafi zaserwować tzw. bangery. Internetowi "przedsiębiorcy" go nienawidzą - wynalazł własną walutę i nikomu jej nie da, choć jest hojny! Gdybym miał wybrać z tych dwóch numerów swojego faworyta, postawiłbym na "Blef" głównie ze względu na pozasystemowe, buntownicze wstawki. "$hitcoin" jest podobny także pod tym względem, lecz tekst wydaje się dużo mniej skomplikowany (bo o prostocie, w przypadku Barta, nie ma podstaw, by mówić).

Polak też człowiek, ponarzekać musi

Jeśli raperzy już muszą pchać się w politykę, to niech to robią w ten sposób. Konkretny, brutalny manifest do oceny własnej - zależnie od sympatii. "Elegia o POL" to łatka, która ciągnie się za Polakami od lat. Podsumowanie wszystkiego, co złe. Barto dowodzi, że jest dobrym obserwatorem i dobrze wie, co się między nami dzieje - a to wcale nie jest łatwa sztuka! Co prawda wybory już za nami, więc bezpośrednio nikomu oczu nie otworzy, ale obywatelem się jest, a nie bywa. Lekcja na przyszłość odrobiona. Teraz wszyscy - do hymnu!

Łeb jak sklep

A w zasadzie "ŁEB YAK SKP", to czternasty numer z płyty "Sookie". Osobisty, choć nie do przesady, bardziej w formie szukania nadziei bądź godzenia się z losem, niż wyrzucaniu, że wszyscy na świecie są przeciwko artyście. "Nie ma, nie ma lekko" słyszymy zewsząd, ale najgłośniej w tym numerze. Patrząc na cały do cna hip-hopowy kolektyw BUMP'12, rola Atlasa wychodzi mu bardzo dobrze. Zresztą, Barto to przykład połączenia zajawki z rzemiosłem - własnoręcznie przygotowany merch, kasety... Mamy 2023 r., powinniśmy już śmigać latającymi samochodami na ulicach, a widać coraz więcej "powrotów do przeszłości". Jak tak dalej pójdzie, to lada moment na skate parki powrócą walkmany. Myślę, że jednym z pionierów nowego-starego stylu będzie można ochrzcić Barto Katta. Wracając do numeru, to też w pewien sposób przejaw frustracji na obecną pozycję rapera, która jest zupełnie nieadekwatna do włożonej pracy i talentu. "Złości mnie szczyl, co słabo nawija, a rzyga hajsem". Fakt, teraz wystarczy nagrać skoczną nutkę pod użytkowników TikToka, by w moment stać się sławą. Konkretny, unikatowy bit, świetnie złożony tekst - to cechuje ten numer. Zresztą, jak większość poprzednich.

Powiedzcie, że to pomyłka

Jak na dwa lata pracy nad solowym albumem, wolałbym potraktować "tap, scroll, roll" jako niezrozumiały, przypadkowy odrzut, który wcisnął się na płytę. Rymy cip, tip, kit, shit nie należą do wyszukanych, w zasadzie należałoby je wyrzucić do kosza. Szkoda, bo bit miał przeogromny potencjał, jednak został zaprzepaszczony przez płytki tekst. Myślę, że gdyby ktoś podsunął te wersy uwielbianym przez młodzież hip-hopolowcom, to w połączeniu z "Latino trap music dancehall, twerk, house, dance type beat" klubowi DJ-e mogliby cieszyć się kolejnym hitem na lata, który ułatwi im rozrywkę dla sympatyków piątkowych łupanek. Niestety prawdziwy tytuł powinien brzmieć "przewiń to jak najszybciej"

Wracamy na właściwe tory

"Powiedz, o czym mam nawinąć?" - dokładnie o tym. Lata nie słyszałem wciągającego numeru o niczym, aż do teraz. Autentycznie kawałek "Null" to prosta recepta na zły humor. Wzorowa gra słów i pojedyncze, głupie (pozytywnie) wersy, przecież to z automatu wywołuje uśmiech na twarzy słuchacza. To też wymaga umiejętności i wyczucia. Nad przyspieszeniami też można się rozpłynąć. Być może Barto wciągnąłby nosem 3/4 polskiej sceny, ale ma za dużo na głowie.

(Nie)dobrze

"Istnieje teoria, że jeśli ktoś kiedyś się dowie, dlaczego powstał i czemu służy wszechświat, to cały kosmos zniknie i zostanie zastąpiony czymś znacznie dziwaczniejszym i jeszcze bardziej pozbawionym sensu" - pisał w książce "Restauracja na końcu wszechświata" Douglas Adams. Na naszym rapowym podwórku istnieje podobna teoria, że gdyby Barto Katt nie seplenił, byłby zbyt potężny dla sceny, przez co zastąpiłby ją wytypowanymi przez siebie artystami, a BUMP'12 święciłby większe triumfy, niż czołowe wytwórnie. Różnica jest taka, że nie byłoby to nic dziwacznego, ot żyłoby się nam lepiej. Sam jej nie wymyśliłem, jednak deklaruję się jako jej zwolennik. Miałem już się nie czepiać wady wymowy, ale serdecznie liczę na to, że zarówno Barto, jak i jego słuchacze wybaczą mi te dowcipy, w końcu piszę je w dobrej wierze.

Dlaczego znów o tym wspominam? Ponieważ "No good" to kolejny, fantastyczny kawałek. Z uśmiechu wywołanym numerem "Null" odbiorca płynnie przechodzi do zaskoczenia. Sukces tkwi w prostocie? Oczywiście to zależy. Z jednej strony może się wydawać, że tworzenie bitów i rapowanie pod nie przychodzi Barto Kattowi z łatwością. Z drugiej zaś ci, którzy swoje w muzyce przeżyli wiedzą, że to wymaga piekielnie dużo pracy i nie mówię tutaj o konkretnym numerze, tylko doświadczeniu zbieranym latami, by później bez heroicznego wysiłku puścić taką sztukę.

Evviva l'arte!

Po pierwszym przesłuchaniu "Gehenny" zaniemówiłem. Może się wydawać, że to zwyczajny numer zrobiony pod rozgłośnie radiowe. Wątpię, że umyślnie, lecz spokojnie odnalazłby się pomiędzy takimi przebojami. Co w nim niezwykłego? Tylko przypomnę, że pisałem już o oldschoolu, newschoolu, electro rapie, świetnie skrojonych tekstach i dopasowanych pod nie bitach (kolejność dwóch ostatnich może być odwrotna) i wszystko zmieściło się w jednej recenzji. "Gehenna" w jakiś dziwny sposób przypomina mi muzykę filmową - słucham i widzę malowane przez wyobraźnię kino. Bit jest tak hipnotyzujący, że głowa traci, gdy się kończy. Wokal ma w sobie wszystkie pożądane emocje. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek spojrzę na rapowy numer w sposób "literacki". Słuchając "Gehennę" nie potrafię się ograniczyć - słucham, widzę, czuję. Coś wspaniałego.

Intruz na pokładzie

Fakt faktem, dowiózł płytę życia i zaserwował ją w najlepszy z możliwych sposób. Problem w tym, że "Winston Wolfe" to numer, któremu znacznie bliżej do niechcianego intruza "tap, scroll, roll", niż do całej reszty. Odniesienia do "Pulp Fiction" nie pomagają, wręcz przeciwnie - gdyby tak przeprowadzić sondę uliczną na temat ulubionego filmu przechodniów, mogę zaryzykować tezą, że 7/10 facetów podałoby właśnie ten tytuł. Za bardzo nie ma nad czym się rozwodzić - proste to do tego stopnia, że nie wiem, czy traktować jako kolejny skip, który jest zupełnie niepotrzebny, czy jako pełnoprawny singel, który... też jest niepotrzebny.

Okładka albumu "Sookie"materiały prasowe/materiały zewnętrznemateriały prasowe

Wszystko co dobre kiedyś się kończy

Schludne, nostalgiczne "18+" na zakończenie tej ciekawej, niezwykle wartościowej podróży - dobry rap w pigułce. Oceniając album jako całość, można nieco przymknąć oko na te "niezamierzone" błędy. Poza tym, komu by się chciało tego słuchać, gdyby wymieniać same zalety? Nudne - przyczepić się nie można, bez sensu. Za nami wiele zachwytów, kilka brzydkich słów i coś, dzięki czemu rap stał się piękniejszy. "Sookie" to płyta, która zostanie ze mną na długo, bo śmiem wątpić, że w najbliższym i tym nieco dalszym czasie ktoś wyda coś, co zagroziłoby temu krążkowi. Jeśli chodzi o polską scenę rapową, bez wahania przydzielę "Sookie" dziewiątkę w dziesięciostopniowej skali. Może pokusiłbym się o "dziesięć na szynach", ale tylko wtedy, gdyby w magicznych okolicznościach "tap, scroll, roll" i "Winston Wolfe" zniknęły z repertuaru i cała spójność albumu trzymała się sztywno, czyli nie tak, że czasami głosy z początków wracają, czasami nie.

Jeśli zaczynasz swoją przygodę z taką muzyką, bierz na wzór nie tych, którzy sprzedali najwięcej płyt. Ucz się od takich, jak Barto. Myślę, że album całkowicie przygotowany i wydany przez jedną osobę mówi sam przez się, lecz gdyby coś trzeba było dodawać, to powyżej znajduje się wyczerpująca argumentacja. Wiadomo, że album Barta znajdzie się w TOP3, przynajmniej według tych zakorzenionych w hip-hopowej kulturze, bo przemysł rządzi się swoimi prawami. Kolejne zasługi należą się niedawno wydanemu krążkowi Łony "TAXI". Decyzję, które wydanie będzie tym najlepszym i niepokonanym w tym roku, zostawię dla siebie. Pozostaje czekać na trzecie miejsce lub w gorszym wypadku wybrać z tego, co już wyszło.

Ocena 9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas