Alicia Keys "ALICIA": Płyta pełna duszy [RECENZJA]

To trochę nudne wydać kolejny album, którego słucha się z przyjemnością. A jednak Alicia Keys robi to za każdym razem i również "ALICIA" realizuję tę regułę.

Alicia Keys na okładce płyty "ALICIA"
Alicia Keys na okładce płyty "ALICIA" 

Nowa płyta Alicii Keys mogła zasilać nasze głośniki i słuchawki już od pół roku. Mogła, ale planowaną na połowę marca premierę niespodziewanie przesunęła pandemia koronawirusa - początkowo na maj, a ostatecznie na wrzesień. Czy jest to wielki problem? Zasadniczo nie, chociaż to krążek zdecydowanie bardziej pasujący do coraz dłuższych, cieplejszych dni aniżeli opadających liści.

Oczywiście pierwsze, co zwraca uwagę to ciepłe, pełne duszy i przestrzeni brzmienie. Wszędzie podkreślany jest powrót artystki do brzmień z pierwszej płyty. Faktycznie, jeżeli spojrzymy na to, że Keys trzyma najbardziej ze wszystkich dotychczasowych pozycji trzyma się tu esencji soulu i r'n'b, to nie wypada się nie zgodzić: "Songs in A Minor" to najbardziej pokrewna pozycja wobec najnowszego albumu z całej dyskografii.

Tylko wszystko jest tu zdecydowanie "pełniejsze", bardziej dopieszczone, dopracowane i dojrzalsze. Poza tym wróćcie do "Songs in A Minor" i powiedzcie, czy tak brzmiąca płyta miałaby dziś prawo istnieć? Debiut był jednak albumem zakopanym w brzmieniu swoich czasów - "ALICIA" wypada przy tym bardziej uniwersalnie.

Album rozpoczyna się zresztą świetny, neosoulowym "Truth Without Love" przywołującym chociażby ducha czasów, gdy na fali wznoszącej była Erykah Badu czy Lauryn Hill. "Time Machine" to niemal ambientowa, wielowarstwowa kompozycja, udowadniająca jak sekcja rytmiczna może zdynamizować piosenkę. Z pewnością ciekawie prezentuje się czerpiące pełnymi garściami z jamajskich brzmień "Wasted Energy" z zaraźliwym jak COVID-19 refrenem. "3 Hour Drive" z perfekcyjnym jak zawsze Samphą? Minimalistyczna, bardzo przestrzenna kompozycja, w której od razu da się wyczuć ducha twórczości autora "(No One Knows Me) Like The Piano".

Mógłbym tak zresztą wymieniać i wymieniać, co chętnie bym zresztą uczynił, bo numerów z Jill Scott i z Khalidem pominąć nie można. Ale musicie zapamiętać jedno: "ALICIA" mocno zwrócona jest w kierunku klasycznych czarnych brzmień, które urzekały swoją delikatnością, przy jednoczesnym okazaniu siły charakteru twórców.

Są wyjątki od tej zasady. Zaskakujące jest "Love Looks Better", brzmiące jakby Alicia Keys napisała piosenkę dla Beyonce, której ta z niewiadomych powodów nie zaakceptowała albo zwyczajnie zapomniała nagrać. Ale to się broni naprawdę świetnie. Trochę trudniej mi za to zaakceptować te wycieczki, w których duch soulu i r'n'b zanika na rzecz rozwiązań przyjaznych stacjom radiowych.

Chórki w "Underdog" to jak nic stadionowe zajawki wzięte z Eda Sheerana (co zabawne, dopiero po napisaniu tych słów odkryłem, że faktycznie Ed Sheeran był zaangażowany w napisanie tej piosenki), a ta gitara akustyczna bardzo wyprowadza album ze obranej na pozostałych utworach spójnej wizji. Muzycznie to zdecydowanie najmniej przepełniona "duszą" rzecz na albumie.

Ciekawe jest "Me x 7", któremu klimatem muzycznym nie tak daleko do "Bad Liar" Seleny Gomez. Dobrze, już, już, nie bijcie mnie po głowie! Przyznaję - Selena Gomez mogłaby to zaśpiewać, ale zdecydowanie nie z tymi tekstem. Trzeba bowiem jasno określić, że warstwa liryczna najnowszej pozycji Alicii Keys prezentuje się naprawdę godnie jak na popowe standardy.

Wokalistka nie unika tu społecznego zaangażowania. Śpiewa między innym o "młodych życiach wylatujących przez okno" z powodu narzucania sobie wysokich oczekiwań, o podziałach społecznych, które odbijają się na życiu każdego z nas (w końcu "wszyscy jesteśmy na tym statku razem i płyniemy wspólnie ku przyszłości").

Spogląda na zwykłych ludzi i stwierdza, że chociaż życie "szarego człowieka" może wydawać się bezcelowe, to ostatecznie tworzymy krąg zależności, dzięki którym świat jeszcze funkcjonuje. Jasne, to w moich słowach może brzmieć protekcjonalnie, ale Amerykanka uniknęła takiego poczucia. Centralnym tematem albumu jest empatia, współczucie i szacunek. Nawet jeżeli część utworów wchodzi tu początkowo w mroczne barwy, ostatecznie zawsze znajdziemy tu dozę nadziei i optymizmu.

Chociaż "ALICIA" nie jest albumem idealnym, Alicia Keys po raz kolejny pokazała, że jest artystką, na którą zawsze można liczyć. Miejscami może zbyt przewidywalną, bo tych ballad z fortepianem w roli głównej nasłuchaliśmy się w życiu od niej całkiem sporo. Ale to dalej jest formuła, która mocno się sprawdza. I jak ja mam na to narzekać?

Alicia Keys "ALICIA", Sony Music

8/10

PS W ramach promocji nowego albumu Alicia Keys wystąpi 24 czerwca 2021 r. w Tauron Arenie Kraków.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas