sanah: Zawsze marzyłam, żeby napisać piosenkę na pierwszy taniec [WYWIAD]
Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych artystek młodego pokolenia na polskiej scenie muzycznej. W zaledwie dwa lata osiągnęła ogromną popularność, a jej piosenki śpiewa cała Polska. O tym, jaka była jej droga na szczyt w tak młodym wieku, jak łączy klasykę z rozrywką i jakie klimaty muzyczne aktualnie grają jej w duszy, rozmawiamy z sanah, która 26 czerwca wystąpi na Polsat SuperHit Festiwal 2021 w Sopocie.
Katarzyna Drelich, Interia: Jak reagujesz widząc wielomilionowe już wyświetlenia twoich piosenek?
sanah: - Od czasu do czasu uświadamiam sobie, że to się naprawdę dzieje. Udzielając wywiadów często mówię, że nie mogę w to uwierzyć. Ale powolutku to do mnie dochodzi. W moim bloku mam sklep spożywczy, do którego często chodzę i panie kasjerki proszą mnie o autografy. W tym samym sklepie, gdy ostatnio robiłam zakupy, leciała moja piosenka. I właśnie kiedy spotykam się z tą popularnością w codziennym życiu, to wtedy sobie uświadamiam, że moje piosenki zna tyle osób. Widzę, że to się urzeczywistnia - teraz, kiedy powoli wszystko się otwiera, dostrzegam, że ludzie mnie rozpoznają. Wcześniej wszyscy byli zamknięci w domach i nie odczuwałam rozpoznawalności. Teraz się to urzeczywistnia.
Jak teraz odbiera cię publiczność na koncertach? Cokolwiek się zmieniło?
- Widzę, że ludzie są na maksa spragnieni muzyki. Podczas spotkań meet&greet dowiaduję się, że moje koncerty są dla fanów pierwszymi po pandemii. Ostatnio w Warszawie, w Parku Sowińskiego, energia była nie do opisania. Wszyscy skakali, tańczyli. Można wyczuć to pragnienie ludzi, żeby się już bawić, żeby wrócić do normalności.
Jesteś w trakcie trasy koncertowej, a dodatkowo zdajesz jeszcze dyplom ze skrzypiec na Uniwersytecie Muzycznym. Publiczność klasyczna różni się od tej rozrywkowej, ale ciekawi mnie, czy ty tę różnicę odczuwasz w trakcie występów?
- Właśnie dlatego, że to są tak bardzo różne światy, zdecydowałam, że wolę iść w muzykę rozrywkową. Widzę tę różnicę najbardziej w ocenianiu, dążeniu do perfekcji, w konkurencji. Wiadomo, że to pojawia się w jakimś stopniu w każdym gatunku muzycznym i generalnie w sztuce, ale tutaj czuję dużo większą swobodę na scenie. Mogę się mylić, mogę sobie pozwolić na więcej - bo to jest wszystko moje.
No tak, nie jest to Szymanowski, którego będziesz grać na dyplomie.
- Dokładnie! Jak mam zagrać coś przed publicznością na skrzypcach, to od razu mam w głowie myśl, że nie mogę ani razu się pomylić. Chociaż w trakcie swojej edukacji miałam wspaniałych profesorów, którzy powtarzali mi, że to nie jest aż tak ważne. Że pomyłki nie rzutują na całość wykonania i najważniejszy jest ogólny efekt. Tak czy siak, w muzyce klasycznej ważne jest to, żeby wykonanie było od początku do końca zgodne z zapisem, a każda nuta wyćwiczona, zgodna z interpretacją. Chyba nie mam do tego charakteru, wolę większą swobodę.
Myślisz, że wykształcenie muzyczne mocno wpłynęło na twórczość, którą teraz tworzysz?
- Wpłynęło i to bardzo pozytywnie. Nawet w mojej pracy magisterskiej poruszam temat wpływu edukacji muzycznej na muzykę rozrywkową. Umiejętności, które zyskałam w trakcie nauki, to jedno. Ale przede wszystkim nabrałam odporności. Szczególnie biorąc pod uwagę moją trochę przewrażliwioną osobowość, to musiałam uodpornić się na stres, który jest nieodłączny w trakcie nauki w szkole muzycznej.
Fakt, że jesteśmy poddawani ciągłej ocenie i porównywaniu, uczy nas pewnej odporności psychicznej. To w ogóle pomogło mi otworzyć się na śpiewanie. Gdyby nie moje liceum i wsparcie rówieśników z klasy, żebym śpiewała, to kto wie, co by dzisiaj było! I chociaż teraz bardzo stresuję się nadchodzącym dyplomem, mam nadzieję, że będzie to udane zwieńczenie mojej 17-letniej edukacji.
Oglądając wywiady z tobą nie mogę przestać się dziwić, że, przy tak dużym sukcesie na polskiej scenie muzycznej, bije od ciebie niesamowita skromność. Czy ona pomaga ci w karierze?
- Wbrew pozorom właśnie nie czuję, żebym była skromna. Wręcz mogę śmiało powiedzieć, że skromna jestem coraz mniej, ale to bardzo miłe, co mówisz. Jednocześnie czuję w sobie strach i niepewność, czy napiszę jeszcze dobrą piosenkę, czy ktoś będzie chciał mnie słuchać, czy będą koncerty. To mi przeszkadza. Może to mi przejdzie za jakiś czas, choć wątpię, bo ta niepewność towarzyszy mi niestety całe życie.
Czuję w sobie strach i niepewność, czy napiszę jeszcze dobrą piosenkę, czy ktoś będzie chciał mnie słuchać, czy będą koncerty.
A może ona pomaga tworzyć ci utwory w najwyższej jakości?
- Kiedy napiszę dobrą piosenkę, to po prostu wiem, że jest dobra. Niezależnie od liczby wyświetleń, bo nie zawsze to, co najbardziej mi się podoba, ma przełożenie w cyferkach. Brakuje mi natomiast tego uczucia tworzenia, kiedy gram dużo koncertów i łączę to z dyplomem ze skrzypiec. Nie mam za dużo czasu, żeby usiąść przy pianinku i komponować. Kiedyś, w liceum i na początku studiów, poświęcałam przynajmniej godzinę dziennie na komponowanie. To był taki rytuał, który był mi po prostu potrzebny. Teraz tego czasu jest tak mało, że nie ma jak. Więc jak skończę tę trasę koncertową, to jadę na urlop.
I pewnie oddasz się tworzeniu nowej płyty?
- Taki jest plan! Miesiąc przerwy - to moje marzenie.
A co inspirowało cię podczas tworzenia twojej drugiej płyty? Czym różni się od tej debiutanckiej?
- Wydaje mi się, że moja druga płyta pt. "Irenka" jest momentami odważniejsza. W singlu promującym płytę pozwoliłam sobie na solo skrzypcowe, podczas nagrania miałam niesamowity flow. Chcę, żeby było więcej elementów instrumentalnych. Bardzo mnie to kręci. Może te piosenki z dwóch płyt nie różnią się bardzo od siebie, ale ta druga jest na pewno weselsza. Zawsze marzyłam, żeby napisać piosenkę na pierwszy taniec. Piosenka "Ten stan" (posłuchaj!) z najnowszej płyty jest właśnie taką pierwszą piosenką na wesele.
Na swoim weselu chciałabyś zatańczyć pierwszy taniec do twojej piosenki?
- Bardzo bym chciała! Albo do piosenki z filmu "Zaczarowana". Ale to się zobaczy kiedyś.
Czy to jest tak, że wszystkie wydarzenia z twojego życia mogą zainspirować cię do stworzenia piosenki?
- Zazwyczaj staram się opierać na swoich przeżyciach, czasem czerpię z historii moich bliskich. Piosenka "To koniec" (posłuchaj!) była inspirowana kimś innym, ale starałam się to przełożyć na swoje życie i wczuć się w tę historię. Fajnie jest wyobrażać sobie, że jest się kimś innym. Ostatnio też lubię wchodzić w trochę mroczniejsze klimaty. Nowy singiel, którego tytułu jeszcze nie chcę zdradzać, stworzyłam wraz z Kubą Galińskim. On się śmieje, że ten utwór ma trochę taki podwodny klimat, także faktycznie ciągnie mnie w trochę bardziej mroczne brzmienia. Może jakieś klimaty transowe? Zobaczymy, co z tego będzie.
W tak krótkim czasie osiągnęłaś naprawdę ogromny sukces. Wcale mnie to nie dziwi, bo twoje piosenki same się bronią. Stawiasz sobie kolejne cele? Masz jeszcze jakieś muzyczne marzenia?
- Kiedyś miałam ich dużo więcej, dzisiaj moim największym pragnieniem jest występ na Stadionie Narodowym. Może to się nigdy nie wydarzyć, ale tak bardzo o tym marzę, że zrobię wszystko, żeby tego dopiąć. Pamiętam, jak byłam na koncercie Dawida Podsiadły i Taco Hemingwaya i jak ogromne wrażenie na mnie zrobiła ogromna publiczność, cała ta otoczka. Marzy mi się, żeby kiedyś móc ze sceny zobaczyć tłumy ludzi bawiących się na moim koncercie. To jest teraz moje największe marzenie.
Zobacz również: