Reklama

sanah "Królowa dram": I nie tylko dram [RECENZJA]

Autorka niespodziewanego hitu "Szampan" po drobnych perturbacjach kalendarzowych uderzyła w końcu z premierą swojego pełnogrającego albumu. Przechodząc od razu do sedna: warto było czekać.

Autorka niespodziewanego hitu "Szampan" po drobnych perturbacjach kalendarzowych uderzyła w końcu z premierą swojego pełnogrającego albumu. Przechodząc od razu do sedna: warto było czekać.
Sanah na okładce "Królowej dram" /materiały prasowe

Kiedy w październiku minionego roku wyszła debiutancka EP-ka Zuzanny Jurczak (bo tak naprawdę nazywa się sanah), z miejsca wiadomo było, że szykuje się nam wielka osobowość polskiej sceny muzycznej. Artystkę dostrzegł Dawid Podsiadło, dostrzegli ją też inni artyści, którym pisała piosenki, aż w końcu nadszedł czas, by dostrzegli ją słuchacze. Promujący nowy krążek "Szampan" był nieziemskim przebojem i pokazywał, że jest na co czekać. Jaka była więc moja pierwsza myśl po odsłuchu całego albumu "Królowa dram"? Wow, tak prawdopodobnie brzmiałaby zachodnia popularna muzyka rozrywkowa, gdyby nad jej dominacją zamiast Amerykanów i Szwedów stali Polacy.

Reklama

Znajdziemy tutaj zbasowane, power popowe i mocno plastikowe brzmieniowo produkcje, takie jak "Proszę Pana" (posłuchaj!): nawet ten przesterowany syntezator w refrenie to echa twórczości tego, czym mógłby nas nakarmić chociażby Diplo. "2/10" (posłuchaj!) czy "To ja nie inna" (posłuchaj!) z latynoskim sznytem to numery, które spokojnie mogłyby znaleźć się na krążku Camilli Cabello.

Ballady? "Oto cała ja" to z początku niby prosty fortepian, ale ta niesamowicie przestrzenna warstwa ambientowa i delikatna elektroniczna perkusja w połączeniu ze smyczkami nadaje temu tak niesamowitej głębi, a jednocześnie zaraźliwości, że nie zdziwiłoby mnie, gdybyśmy wkrótce usłyszeli o emigracji artystki za Ocean. Tu nie ma się czego wstydzić. A przy tym wszystkim zawsze ma się wrażenie, że "Królowa dram" mogła powstać tylko w kraju nad Wisłą.

Składa się na to co najmniej kilka kwestii. Po części to te wtłaczane gdzie nie gdzie smyczki wprowadzające bardzo dobrze spinający całość element folkowy, na przykład w "Siebie zapytasz". Po części to wokal: z jednej strony bardzo delikatny, z drugiej po głębszej analizie budzący prawdziwy podziw. Subtelne ścieśnianie samogłosek, charakterystyczne pewnie prowadzone vibrato oraz nagłe przeskoki wewnątrz fraz pozwalają pomyśleć, że sanah pochodzi nie z Warszawy, a bardziej z gór lub przynajmniej z Małopolski (w "Piękno tej niechcianej" słyszę nawet podkarpackie zaciąganie).

Wspomniałem wcześniej coś o zaraźliwości? To doskonałe słowo charakteryzujące płytę sanah. Dawno - podkreślam to jeszcze raz: dawno - nie słyszałem aż tak dobrze napisanych piosenek w polskiej muzyce rozrywkowej głównego nurtu. I to tak kompleksowo, bo mam tu na myśli zarówno kwestię samych kompozycji, śpiew, jak i polskojęzyczne teksty.

To przejście w "Koronkach" na refren wywołujący skojarzenia z aaliyahowym r'n'b, stowarzyszony z mocnym basem i funkującą gitarą w tle to absolutne zwycięstwo. Jak "Łezki me" (czy ja tu słyszę, szczególnie w wejściu drugiej zwrotki, inspiracje brzmieniem Billie Eilish?) nie będą wam towarzyszyć w głowie nawet długo po przesłuchaniu albumu, to prawdopodobnie nie macie duszy.

Warstwa tekstowa z kolei to ciekawa reminiscencja z czasów złamanych serc, stania z boku, zabiegania o uwagę obiektu uczuć, wrażenia bycia tą niepotrzebną, niezauważalną osobą. Bardzo łatwo się z tym utożsamić, bo w zasadzie niemal każdy zmagał się z podobnymi uczuciami. Jasne, tkwi w tym pisaniu jakaś taka nastoletnia naiwność, ale pióro artystki jest precyzyjne i wie dokładnie, jakie struny poruszyć, aby wzruszyć. Albo przynajmniej wywołać wspomnienia. Dzięki temu słuchacz ma wrażenie, że traktowany jest z odpowiednim szacunkiem. I myślę, że na wrażliwsze, młodsze zarówno ode mnie, jak i od sanah (przy której jestem starym dziadem) osoby, może działać to wyjątkowo mocno.

Niesamowite jest za to to, jak słabo w porównaniu do reszty albumu, pozycjonuje się pod tym emocjonalnym kątem "Szampan" - niesamowicie dobry przecież singel, przy czym sprawiający jednak wrażenie pisanego pod radio. Uprzedzam: bynajmniej nie jest to zarzut. Świat polskiej muzyki rozrywkowej byłby piękniejszy, gdyby wszyscy tak dbali o najdrobniejsze detale jak sanah w tej piosence.

Cóż mogę jeszcze dodać? Może to, że mimo całego szacunku do dotychczasowej twórczości sanah, nie spodziewałem się, że "Królowa dram" będzie aż takim sukcesem artystycznym. Mam nadzieję, że gdyby nie było pandemii, to mielibyście na pewno problem z wykupieniem biletów na jej koncerty. Ta artystka zdecydowanie na to zasługuje.

sanah "Królowa dram", Magic Records

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sanah
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy