"To zmieniło moje życie". Piosenki, których nigdy nie zapomnimy
Choć na co dzień słuchamy różnej muzyki, każdy ma taką piosenkę, którą zapamięta do końca życia. Sprawdźcie, jakie utwory towarzyszyły naszym redaktorom w przełomowych momentach.
Chodźcie z nami na trochę wspominek...
Włochaty - "Credo"
Siedzimy u kumpla w pokoju, w którym stoi tylko łóżko, a resztę miejsca na podłodze zajmują stosy gazet, płyt i kaset. Na drzwiach namalowane sprayem logo Nirvany i symbol anarchii. Grześ, starszy ode mnie o kilka lat - punkowiec. Ja pochłaniająca w sumie wszystko, czego da się słuchać, ale głównie wtedy reggae i rap. Przeglądam listę piosenek i trafiam na zespół Włochaty. Pierwsza myśl? "Boż, co za idiotyczna nazwa". Odpalam.
To był kawałek "Credo". "A dla mnie jest to symbol, coś w co wierzę / Co być nie może, a co trzyma mnie przy życiu / Bo wy macie swoje wojny, ból, cierpienie / Ja mam pokój w moim sercu - tylko tyle". Po tych kilku wersach i jeszcze kilkanaście piosenek później skończyła się u mnie era hip-hopu, a zaczęła era punka, która, po nastoletnich latach już trochę mniej burzliwie, ale trwa do dziś.
Ralph Kaminski - "Zawsze"
Koleżanka wysłała mi kiedyś filmik z koncertu, nagrany w emocjach, trzęsącą się ręką. Coś tam trzeszczało w tle, a jednak udało mi się wychwycić słowa piosenki, które jeszcze nie wiedziałam, że "zmienią moje życie". Chłopak w nieco za dużych okularach i morskim golfie śpiewał najpiękniejszy tekst o miłości, jaki kiedykolwiek słyszałam. "Mimo to zawsze, zawsze, będę cię kochał. Chociaż ranisz, zabijasz słowami. I pewnie nigdy nie będzie tak samo, to nie chcę, nie chcę cię stracić".
Do tamtego momentu polska muzyka była dla mnie tandetna i oklepana. Wszystkich artystów wsadzałam do jednego wora i byłam przekonana, że teksty w naszym rodzimym języku po prostu nie mogą być dobre. Wszystko zmieniła ta jedna piosenka. Usłyszałam ją i momentalnie zrozumiałam, jaka byłam głupia. Był to punkt zwrotny, dzięki któremu otworzyłam się na polską muzykę. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby on nie nastąpił.
Counting Crows - "Mr. Jones"
"Kiedy wszyscy cię kochają, nigdy nie będziesz samotny". Ech, znów mieć 15 lat. To musiała być końcówka wakacji, pewnie sierpień, szczegóły już dawno zatarły się w mojej pamięci. W każdym razie to wtedy kupiłem kasetę (tak, tak, droga młodzieży) "August and Everything After", czyli debiut Counting Crows. Pewnie swoje zrobił latający w MTV teledysk do przeboju "Mr. Jones". No i przepadłem, bo perełek na tym albumie Amerykanów dowodzonych przez Adama Duritza było znacznie więcej niż ten dość żywiołowy singel. Minęły prawie trzy dekady, a ja obudzony w środku nocy zaśpiewam (no dobra, dla bezpieczeństwa otoczenia niech będzie, że wyrecytuję) praktycznie wszystkie teksty z tej płyty.
"Wszyscy chcemy być wielkimi gwiazdami / Ale nie wiemy dlaczego i nie wiemy jak to zrobić / Ale kiedy wszyscy mnie kochają / Zamierzam być tak szczęśliwy, jak tylko potrafię" - polecam, Michał Boroń.
Dead Kennedys - "Holiday in Cambodia"
Piosenką, która zmieniła moje życie, oczywiście na gorsze, pozostanie z pewnością numer z płyty Dead Kennedys "Fresh Fruit for Rotting Vegetables", "Holiday in Cambodia". Jako sześciolatek, dość zapatrzony w swoją o 10 lat starszą siostrę, uprowadziłem jej kiedyś wspomnianą (oryginalną, kupioną na stadionie) kasetę tej klasyki punk rocka.
Odsłuchiwana na własnym, polskim walkmanie Kajtek stanowiła wyjątkową pożywkę dla małego rozumku, który w owym czasie znał raczej przeboje z kasety "Bohdan Smoleń śpiewa piosenki dla dzieci". Oczywiście wszystko byłby w porządku, gdyby nie to, że zaaplikowałem kilkorgu dzieciom "Holiday in Cambodia", chcąc podzielić się nowo odkrytym feblikiem do pancurstwa. Dość powiedzieć, że reszta czasu spędzona w zerówce nie była już taka sama jak wcześniej.
Herbie Hancock - "Watermelon Man"
Miałem wtedy może z 16 lat. Jako nastolatek zajawiony muzyką i deskorolką oglądałem dużo materiałów na kanale ThrasherMagazine, które łączyły te dwa światy. Tak też trafiłem na archiwalne nagranie Guy’a Mariano z 1996 roku, natomiast tym razem podkład muzyczny był nieco inny. Zamiast klasycznego punkowego lub hip-hopowego numeru usłyszałem dmuchanie w butelki oraz flet. Do tego dołączył prosty perkusyjny break, przez który zacząłem tupać nóżką i czekać na rapera. Ta chwila nigdy nie nastąpiła, a kawałek coraz bardziej wędrował w jazzowo/funkowym kierunku budząc moją ciekawość. Finalnie nie zapamiętałem nic z nagrania skatera, a resztę wieczoru spędziłem na zgłębianiu twórczości Herbiego Hancocka, a później innych jazzowych artystów.
*NSYNC - "It Makes Me Ill"
Fenomen boysbandów i popowych grup zapoczątkował moją miłość do muzyki rozrywkowej. Płytę "No Strings Attached" z 2000 roku znalazłem w szafce mojego wujka dziewięć lat po wydaniu, więc można powiedzieć, że nie należała do najświeższych. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to okładka albumu - widzimy na niej członków *NSYNC, z Justinem Timberlakiem na czele, podpiętych pod sznurki niby kukiełki w dziecięcym teatrzyku. I rzeczywiście chłopaki takowymi kukiełkami byli, patrząc na początki ich kariery, głośne fanki, masę skandali i nieprzychylny kontrakt z menedżerem Lou Pearlmanem. "It Makes Me Ill" od razu wryło mi się w banie i od tego momentu nie potrafię zliczyć godzin, które poświęciłem na oglądanie MTV.