Redakcja Rozrywki poleca
Reklama

Czego słucha nasza redakcja? "Jesieniary, do głośników!"

O ile lato bardziej zachęca do tańca, o tyle jesień większości kojarzy się melancholijnymi melodiami. I takie znajdziecie w kolejnej porcji naszych polecajek, ale jak zwykle jest trochę popu, trochę rocka, trochę rapu i... death country.

O ile lato bardziej zachęca do tańca, o tyle jesień większości kojarzy się melancholijnymi melodiami. I takie znajdziecie w kolejnej porcji naszych polecajek, ale jak zwykle jest trochę popu, trochę rocka, trochę rapu i... death country.
The Rolling Stones wydali płytę, na którą fani czekali od lat /David M. Benett/Alan Chapman/Dave Benett /Getty Images

Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla was w tym miesiącu! 

OLIWIA KOPCIK

Dildo Baggins "Samozadowolenie" - ostatnio często używam słów, że "nie jest to moja muzyka, ale...". I gdybym nie stwierdziła, że to bez sensu, bo chyba jednak moja, skoro jej słucham, to właśnie od tego zwrotu zaczęłabym polecajkę albumu Dildo Bagginsa. Jeśli po okładce i socialach myślicie, że to Chwytak 2.0, to nigdy nie byliście w większym błędzie. Że muzycznie i tekstowo będzie dobrze, było wiadomo już po wydanym dwa lata temu "Dla Wszystkich Dziewczyn Nie Dla Wszystkich Chłopców" i choćby zgrabnym "Zachodzę często w głowę, jeśli to w ogóle możliwe / Bo pan od geografii mówił, że ja nie zajdę nigdzie". Teraz, na "Samozadowoleniu", jest jakby jeszcze śmielej i pewniej. Do tego towarzystwo Panilas, Swiernalisa i Żurkowskiego... Suwałki rulez.

Reklama

The Cassino "Jesień" - przy wyborze singla łatwo nie było. Bo jest nowy Kult, nie wiem jeszcze, czy taki, który zostanie ze mną do końca życia, ale jednak dobrze wiedzieć, że Kazik nie poszedł dalej w tę stronę, co na "Zarazie". Jest nowy Kowalski, czyli powrót, który bardzo mnie ucieszył. Wyszedł też teledysk do "Złych słów" Batny w ramach akcji przeciwko hejtowi, a to zawsze warto wspierać. Ale jednak stanęło na The Cassino i "Jesieni". Znacie to uczucie, kiedy leżycie na łóżku, na zewnątrz pada deszcz, w pokoju jest ciemno, a wy myślicie, po co robicie te wszystkie rzeczy, które robicie, i co zrobić, żeby przetrwać te kilka miesięcy, aż znowu na zewnątrz będzie słońce? To totalnie ten kawałek.

MATEUSZ KAMIŃSKI

Stephen Sanchez "Angel Face" - gdy będę miał ochotę cofnąć się w czasie do przełomu lat 50./60. będę odpalał "Angel Face". Choć nie jest to odkrywcza ni też wybitna płyta, to 21-letni Stephen Sanchez czerpiący garściami z najważniejszych motywów lat świetności rock and rolla i muzyki doo woop przypomina, dlaczego światu tęskno do tej surrealistycznej beztroski czasów minionych. Ballada "Until I Found You" podbiła TikToka, co mnie podbudowało, że moda na vintage nie skończy się na chodzeniu w używanych ciuchach. Przełom tamtych czasów miał w sobie coś więcej niż tylko wyimaginowana nostalgia za życiem, którego nigdy nie przeżyliśmy. "Angel Face" najlepiej byłoby słuchać podróżując przez Stany ukradzionym Fordem Galaxie, zatrzymując się w przydrożnych motelach i kochając życie młodzieńczym uczuciem. 

The Rolling Stones "Sweet Sounds Of Heaven" - myślałem, że już zawsze będę się śmiał z tej powstającej przez dwadzieścia lat płyty. Że wciąż do sklepów będą trafiać kolejne składanki, a The Rolling Stones nie mają w sobie już takiej pompy, by projekt dociągnąć do końca. No to mocno się myliłem, bo "Sweet Sounds of Heaven", czyli zwiastun nadchodzącego albumu "Hackney Diamonds" (sprawdź recenzję!) to kawał uduchowionego, rockowego grania. Lady Gaga choć miała popsuć, to w rzeczywistości ubogaciła kompozycję stylem niespotykanym przez jakieś 40 lat w dyskografii Brytyjczyków. Do tego szczypta magii palców Steviego Wondera, który nie grając wiele przemawia silniej od słów. Przeboju numer 1 z tego nie będzie, bo mało kto chciałby ponad siedmiominutową piosenkę wysłuchać do końca. Ale będzie to jeden z tych utworów, które za parę lat wymieniane będą wśród "Gimme Shelter", "Wild Horses" i "Angie". 

MICHAŁ BOROŃ

Hania Rani "Ghosts" - jesień sypnęła płytami, które zostaną z nami na coraz dłuższe wieczory. Choć początek października nas rozpieścił zaskakującym ciepłem, za oknem już czai się mrok. Dźwiękowo rozświetli go "Ghosts", najnowsze dzieło naszej eksportowej Hani Rani. Nie sposób tu wybrać jeden element, koniecznie posłuchajcie całości, która otuli was z jednej strony niepokojącymi brzmieniami, a z drugiej zaskakująco rozmarzonymi plamami dźwiękowymi. "Don't Be Afraid" - szepcze do ucha Hania i jakoś łatwiej pogodzić się z "Utratą" i "Nostalgią".

Steven Wilson "What Life Brings" - mam słabość do bosonogiego Stefka. W sumie mało ważne pod jakim szyldem, ale w większości przypadków po prostu dowozi. Na nowej solowej płycie "The Harony Codex" zgodnie z okładką znajdziemy muzyczną układankę z różnych kolorów, które mieliśmy okazję poznać w przeszłości choćby w Porcupine Tree czy innych projektach Brytyjczyka. Wybrałem najbardziej piosenkowy numer "What Life Brings" przypominający o tym, że Wilson tęsknym wzrokiem patrzył w czasy The Beatles czy Pink Floyd (partie basu nagrał tu Guy Pratt, wieloletni muzyk tej formacji). No i ten klasycznie nostalgiczny tekst o wydłużających się cieniach, blaknących zachodach słońca i snującej się mgle. Jesieniary, do głośników!

KONRAD KLIMKIEWICZ

Barto Katt "Sookie" - Barto zapowiadał "album życia" i słowa dotrzymał. Przesiąknięty do cna hip-hopową kulturą krążek niewątpliwie znajdzie się na podium tegorocznych premier. Raper sam wyprodukował album od deski do deski, od bitów po dystrybucję. Z dala od mainstreamowych przepychanek otrzymaliśmy coś, czym spokojnie można się chwalić mówiąc "Słucham polskiego rapu". 

ADONIS "My Man Freestyle" - nieco z przymrużeniem oka, lecz w zalewie rapujących przedszkolaków i mody na to, kto pokaże młodszego "artystę", syn Drake'a wydał kawałek, który nieironicznie da się słuchać. Nie wiem, czy zagości na moich słuchawkach dłużej niż chwilę, lecz jeśli to ma być początek jego rapowej przygody (Adonis ma 6 lat), to wróżę mu karierę zbliżoną do tego, co osiągnął jego ojciec.

PIOTR WITWICKI

The Streets "The Darker The Shadow The Brighter The Leight" - Mike Skinner starszy, ale mniej refleksyjny.  To, co żarło na ostatniej płycie tu wypełnia cały album. Tak wyluzowanego The Streets nie mogliśmy słuchać od prawie dwudziestu lat. Jest trochę muzyki tanecznej, która nie nadaje się do tańca i trochę popu, który raczej nie zagości w radiu. Sam Skinner jest mniej spięty i woli zagrać w klubie niż dawać życiowe rady w rodzaju dawnego "Everything is borrowed".  O ile poprzedni album brzmiał jak trochę przypadkowa playlista, to ten najlepiej smakuje w całości. W dodatku zyskuje wraz z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Łona x Konieczny x Krupa "Żeby nie skłamać" - Łona zmienił producenta i zaczął prowadzić taksówkę. Na szczęście nie stracił optymizmu i zdrowego podejścia do życia. Jego muzyka jest coraz bardziej wyrafinowana. Czasy wesołego rapu ma już dawno za sobą. Zresztą na całej nowej płycie Łona jest wycofany, ironiczny  i mocno przemyślany. "Żeby nie skłamać" to kawałek, który finałem miejskiej płyty drogi. Narasta po, to by lepiej zabrzmiała cisza i zagęszcza, by rozpłynąć się w ambientowej magmie.

PAWEŁ WALIŃSKI

The Jeffrey Lee Pierce Sessions Project "The Task Has Overwhelmed Us" - The Gun Club wielkim zespołem był. A Jeffrey Lee Pierce wielkim był piosenkopisarzem. Zmarły w 1996 muzyk w końcu doczekał się licującego z jego talentem upamiętnienia. A właściwie całej serii upamiętnień, której czwarta część właśnie się ukazała. Piosenki nieodżałowanego wynalazcy cowpunka i bluespunka wykonują tu m. in. David Gahan, Lydia Lunch, Jim Jarmusch, Jozef van Wissem, Mark Lanegan, Alejandro Escovedo, Youth, Warren Ellis. A już absolutnym złotem jest duet Debbie Harry z Nickiem Cave'em.

The Coffinshakers "Reverends of Doom" - po szesnastu latach przerwy, weterani death country aka gothic americany, The Coffinshakers, wydali nowy album. Wampiry nadal czają się w wiejskich stodołach, wilkołaki uganiają się za dyliżansami, zapomniane przez boga posiadłości na mokradłach świecą się bagiennymi ognikami, a udający jankesów Szwedzi rozstawiają po kątach młodsze pokolenia abiturientów mrocznego country. Tak grałby Johnny Cash, gdyby zamiast ćpać, pił krew.

DAWID BARTKOWSKI

Paul Wall & Termanology "Start Finish Repeat" - ostatnio przypomniałem sobie o istnieniu leciwego "The People's Champ" i traf chciał, że niedługo potem ukazał się projekt, w którym Paul Wall znów popisuje się za majkiem. "Start Finish Repeat" to kawał więcej niż solidnego grania, a jak swoich kilka centów dorzuca Termanology to już w ogóle momentami można się zatracić i zapomnieć o świecie. Mniej tu południa, całość ocieka soulowymi próbkami i ciężko o inny tegoroczny projekt, który dawałby aż tyle relaksu. Przynajmniej pod względem samej muzyki, za którą odpowiadają m.in. Statik Selektah, Large Professor i Buckwild. No bo jak można nie odpływać przy "Real Life", "Smoke Somethin'", "Positive Vibes" czy "It's Magic"? Nie da się moi drodzy. A sam rap? Cóż, lata świetności za nimi, zajawka jednak ciągle ta sama, dlatego w następcy "Start 2 Finish" jest to najcenniejsze.

Skrubol, DJ600V "Setra" - Chryste Panie, co to jest za numer. W starym stylu, poza trendami, klasyczny. Zacznę od Volta, bo ten jak chce, to potrafi jeszcze wyprodukować (albo dobrze poszukać w swoich archiwach) podkład, który nie udaje ziomków z D.I.T.C. i nie zalatuje tanim Timbalandem. "Setra" to nowojorski sztos w warszawskim stylu, który najlepiej brzmi na północy Polski. Oczywiście dzięki Skrubolowi, bo ten jak zwykle jest szorstki, dosadny i do bólu hip-hopowy. Bo przecież nawet po 30 można żyć rapem. Świetny kawałek.

RAFAŁ SAMBORSKI

julek ploski "Hotel *****" - kiedy julek ploski wypuścił "Tesco" w 2018 roku, stał się niesamowitym objawieniem dla krytyki muzycznej zapatrzonej w muzykę alternatywną. To nie będzie nigdy muzyk dla mas, ale i nie ma takich ambicji. Jego utwory to poszukiwanie nowych dróg wyrażania siebie poprzez muzykę. Takie, które przełamią obowiązujące schematy, a - co pokazuje "Hotel *****" - jednocześnie nie rezygnują z przebojowości. Specyficznie rozumianej, zakopanej w barokowych melodiach towarzyszących rave’owo-industrialnym syntezatorom i spiętych niemalże filmową dynamiką, nieraz obskurnej, ale pozwalającej na wyrzucenie z siebie ton potu. Przy czym atmosfera zawsze zostaje tutaj na pierwszym planie, a ta kipi gdzieś podskórnie niepokojem i tęsknotą za czymś nieokreślonym. Ten krążek bywa wyzwaniem dla słuchacza, może okazać się czasem nazbyt emanujący erudycją. Nie szkodzi, bo nigdy nie przestaje być fascynujący. 

Łona x Konieczny x Krupa "10 pytań" - nie ma innej możliwości - utwór roku. Odsłuchanie tego numeru uświadamia, że Łonę zawsze miałeś za wrażliwego, empatycznego człowieka, ale nigdy nie spodziewałbyś się po nim aż tak zgrabnej umiejętności przełożenia emocji tkwiących w człowieku na papier. Przyznaję zupełnie szczerze: pierwszy odsłuch tego utworu wywołał we mnie ostry, kilkuminutowy atak płaczu, którego dawno nie miałem przy muzyce. Do teraz trudno zresztą słuchać mi tego utworu z suchymi oczodołami. Historia kierowcy Ubera, który nad wódką ustala z młodszym bratem, kto pojedzie walczyć za Ukrainę, porusza do poziomu odwodnienia. A co najważniejsze, ani przez moment ten utwór przestaje być muzyką. Warstwa instrumentalna ma tu za zadanie budować napięcie, wybuchnąć, gdy emocje się nasilają, wyciszyć, kiedy trzeba. Aż w końcu w nieco post-rockowym punkcie kulminacyjnym pozwolić zagłuszyć łzy i pytania, czemu ludzie muszą w ogóle stać przed takimi dylematami?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łona | Hania Rani | The Rolling Stones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy