Czego słucha nasza redakcja? Ben Howard, Porter/Karczewska, Zamilska...

Lato w pełni, a my przybywamy do was z kolejną porcją muzycznych polecajek. Standardowo mamy tutaj i country, i rocka, i rapowe podziemie. Posłuchajcie sami!

Ben Howard na scenie Glastonbury
Ben Howard na scenie GlastonburySamir Hussein/WireImageGetty Images

Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla was w tym miesiącu!

OLIWIA KOPCIK

Sparks "The Girl Is Crying in Her Latte" - jako człowiek, który lubi wyciągać na wierzch dziwne zespoły, polubiłam tę płytę już za samą nazwę. I niby że "nie oceniaj książki po okładce", ale okazało się, że nie tylko nazwa albumu jest ciekawa. Nie wystraszcie się tych kilku sekund elektronicznych dźwięków na początku, potem jest naprawdę dobrze. Teledysk do tytułowego kawałka - cudo. "Nothing Is As Good As They Say It Is" nie chce wyjść z głowy, a i tutaj pomysł na teledysk jest niczego sobie. Teksty są niby śmieszne, ale tak naprawdę to nie. Posłuchajcie choćby "We Go Dancing". Albo jakiegokolwiek innego utworu z tej płyty.

Porter/Karczewska "On The Wrong Planet" - długo zastanawiałam się, który utwór z albumu duetu Porter/Karczewska wybrać. Myśli biły się głównie pomiędzy tym wymienionym przed chwilą a "Broken Glass", który jakoś przenosi mnie do klimatu "Wonderful Tonight". Ostatecznie padło na tytułowy, bo może przez przypadek klikniecie i odpalicie od razu całą płytę. A zdecydowanie warto. Najlepiej byłoby tego posłuchać, przemierzając niespiesznie Route 66.

ANDRZEJ KOZIOŁ

3rd Secret "The 2nd 3rd Secret" - przed tygodniem na streamingach pojawił się album "The 2nd 3rd Secret" i smuci, że tak mało się o tym mówi. Jeśli nie przykleicie się do żadnej wielkiej wytwórni, to o waszym albumie dowiedzą się tylko nieliczni. Tak to widocznie działa. Możecie wypuścić 10 odjechanych numerów, możecie mieć całkiem solidne portfolio, ale jak nie obkleją Times Square waszymi gębami, to o waszej twórczości napiszą gdzieś po razie, upchną na bloczki i zapomną. Nieważne, że tworzyliście historie Nirvany, Soundgarden, Pearl Jam i Void. Grupa 3rd Secret, bo o nich mowa, postanowiła właśnie uraczyć nas albumem brzmiącym jak najlepsze grunge'owe kąski sprzed 30 lat. Gdybym nie wiedział, że ten album jest jeszcze ciepły, dałbym sobie wmówić, że te 10 numerów powstało w latach dziewięćdziesiątych.

Supergrup była już cała masa. Jedne bardziej, inne mniej udane. 3rd Secret jest natomiast grupą udaną wybitnie. Bębniący Matt Cameron, Krist Novoselic na basie (i akordeonie), wiosłujący Kim Thayil i Jon "Bubba" Dupree, plus śpiewające Jillian Raye i Jennifer Johnson. To nie mogło się nie udać. Grunge nie umarł! Może posiwiał trochę, ale nic ze swojej mocy nie stracił. Nadal jest smutno, brzydko i ładnie zarazem. Solówki melodyjne, ale riffy wciąż brudne jak Kraków po roztopach. Pora zatem odgrzebać flanelową koszulę, podarte dżinsy, skoczyć na bazar po trampki i poddać się nostalgii cieknącej ciurkiem z "The 2nd 3rd Secret".

Ben Howard "Days of Lantana" - Ben Howard jest jednym z tych artystów, po których spodziewać się można wszystkiego poza stagnacją. Za każdym razem, kiedy na horyzoncie pojawia się coś nowego od Bena, należy porzucić wszelkie wyobrażenia i oczekiwania, bo o zakład idę, że jeszcze nigdy nie pokryły się z rzeczywistością. "Days of Lantana" pochodzi z wydanego niedawno albumu "Is It?" i w niczym nie przypomina nastroju, jaki panował na "Collections from the Whiteout", nie wspominając już o wcześniejszych dokonaniach Brytyjczyka. Więcej tu zabawy brzmieniem, elektroniką i produkcyjnej eksploracji.

Pierwszy singel z "Is It?" mnie nie porwał. Ten też nie porywa per se, ale zostawia przyjemne ciepło, co jest całkiem miłe. Myślę, że z tym albumem, jak zresztą z każdym albumem Howarda, trzeba będzie czasu, żeby go pokochać, więc warto zacząć od "Days of Lantana", bo tam miłość już kiełkować zaczyna.

IGNACY PUŚLEDZKI

Yoni Mayraz "Dybbuk Tse!" - odpalasz album ze stajni Astigmatic Records i z góry wiesz, że to będzie dobre. Dopiero co kupiłem doskonałą wspólną płytę EABS i Jaubi, a wytwórnia już wyskakuje z kolejną nowością. I tym razem zagraniczną, bo z Tel Avivu. Album Yoniego Mayraza w zasadzie nie jest niczym bardzo odkrywczym, ale przyjemny melanż jazzu i rapowego rytmu będzie waszym soundtrackiem na to lato (ja zażywam na przemian z najnowszym OvE, polecam serdecznie). Najbardziej zapętlam fragmenty, w których Matan Vardi wjeżdża z saksofonem. Cudo!

Kathia "Lekka jak powietrze" - ileż ja zachwytów słyszałem, kiedy Kathia ruszyła w swoją pierwszą trasę z Borówka Music. W takich sytuacjach, nie wiedzieć czemu, często odpala mi się opcja "buntownik", bo przecież to niemożliwe, żeby ktoś był AŻ TAK DOBRY. No i nie mogę powiedzieć, że "słuchałem, zanim to było modne", a teraz przebieram nóżkami na myśl o nadchodzącej płycie Kathii. Chociaż "Berlin" trącił mi trochę za mocno inną Kasią (konkretnie Kasią Lins), to już "Ciało" rozłożyło mnie na łopatki. Od razu wcisnąłem więc play, kiedy zobaczyłem, że jest nowy numer. Z natury jestem lekki, ale słuchając "Lekkiej jak powietrze" przez 3 minuty i 37 sekund ciało miałem jak z waty i aż się uniosłem. Szkoda, że tak krótko, ale przecież zawsze można włączyć w trybie "repeat".

ALEKSANDRA CIEŚLIK

Selwyn Birchwood "Exorcist" - choć na nowy album kazał nam czekać dobrych kilka lat, nie zawiedliśmy się. Kultowa Alligator Records wie, na kogo stawia. Selwyn Birchwood na albumie "Exorcist" pokazuje swój sposób interpretacji bluesa, czerpiąc garściami m.in. od Jimiego Hendrixa, ale jednocześnie pozostając autonomicznym artystą. Na krążku aż roi się od gitarowych mocnych momentów, które możemy zapętlać w nieskończoność. Jeśli nie znacie Birchwooda, a lubicie Joe Bonamassę, Garry'ego Clarka Juniora czy Kenny'ego Wayne Shepherda to ten Hendrix XXI wieku przypadnie wam do gustu!

Jain "I Feel Alive" - artystka ta w ostatnich tygodniach zyskała spory rozgłos dzięki viralowemu na TikToku utworowi "Makeba". O nim pisaliśmy w poprzednich polecajkach. Nie możemy jednak pominąć najnowszego albumu Jain "The Fool", który - mimo przygniatającej popularności wspomnianej wcześniej piosenki - również zasługuje na chwilę uwagi. Wokalistka otula nas spokojnymi, ciepłymi brzmieniami idealnymi na letnie wieczory na tarasie lub ogródku. Dobrym tego przykładem jest utwór "I Feel Alive", w którym śpiewa oczywiście o miłości. Ale takiej w świetle gwiazd, księżyca i z lewitującym sercem.

ANNA NICZ

Zamilska "Better Off" - ciężki, trip hopowy i głęboki. "Better Off", nowy singel Zamilskiej, z miejsca tworzy napięcie, które nie odpuszcza do końca. Zdaje się, że jest o tym, jak trudno wykaraskać się z relacji, które nam ciążą. Co do relacji zaś, świetne połączenie z muzyką Zamilskiej znalazła tu Ola Myszor, której głos słyszymy w kawałku. Prawdziwy girl power.

PAWEŁ WALIŃSKI

Wytch Hazel "IV: Sacrament" - klasyczny rock, wiadomo, boomerka dla tatków jeżdżących bezpiecznym volvo i wiecznie mendzących, że kiedyś to były czasy, a teraz to już nie ma czasów. Ale czy na pewno? Na łonie metalu i okolic od jakiegoś czasu trwa revival brzmień bardzo klasycznych: a to hard rocka, a to heavy czy doom metalu. Co więcej, łapią się za to nowe, młode kapele, które nie tracąc kontaktu z przeszłością, nierzadko za nic mają gatunkowe prawidła i wymagania, postanawiają wymyślać koło może nie na nowo, ale zdecydowanie po swojemu. I jeśli dodatkowo mają tak znakomite piosenki, jak Wytch Hazel, to o przyszłość klasycznego rocka możemy być spokojni. Kto nie pokocha tych numerów, ten nie kocha również własnej matki. I psa. I kota. Ten w ogóle niczego nie kocha. Temu miłość jest zupełnie obca.

Spiritual Front  "Bigmouth Strikes Again" - trzy lata temu przy okazji wywiadu na innych łamach Simone "Hellvis" Salvatori zapewniał mnie, że już za chwilę wydadzą album z coverami The Smiths - ich absolutnie ukochanej kapeli, która miała na nich największy wpływ. Chwila trwała jak widać... dłuższą chwilę. Tym niemniej w końcu jest. Album, gdzie Spiritual Front grają swoje ulubione numery angielskiej grupy i... nie czarujmy się, numery The Smiths w oryginale są lepsze. Włosi jednakowoż nie powinni czuć wstydu, bo i tak zrobili te covery najlepiej jak się dało. Szkoda może tylko, że to właśnie covery, a nie kolejna płyta z autorskim materiałem. Mam jednak nadzieję, że ich wersje Smithsów mogą stać się - choćby dla Was, Drodzy Czytelnicy - przepustką do takich nagrań, jak "Armageddon Gigolo" czy "Open Wounds", bo popularność Spiritual Front w naszym kraju nadal nie licuje z obiektywną jakością ich muzyki. For fans of: Ennio Morricone, Nick Cave, Rome, Gogol Bordello, King Dude, :Of the Wand and the Moon:, Ordo Rosarius Equilibrio.

DAWID BARTKOWSKI

Pstyk, Kot Kuler, Tuwim "Nazwa" - trzy miasta, trzy elementy, bo brakuje tu tylko "breadgensa" ("Taniec na głowie jakby ktoś nie wiedział" - A. Lepper, 2006) na okładce. Jest rap, do bólu prosty, bez lirycznych wygibasów, ale jakże dosadny - koniecznie sprawdźcie "Truskulową", "Armagedon" i "Polski jad". Tutaj puszkę po farbie podaje się równie często jak gibona. Są DJ-e - w nazwie ich nie ma, ale tam, gdzie występują, zdają się być integralną częścią projektu. Podkłady - najntis i lo-fi często zostały ubarwione głosem lektorów zgranym z VHS-ów. No i ten O.S.T.R., który wrócił z mainstreamowej podróży i zajął się tym, co najlepiej potrafi - nie zaspokaja już wszystkich, a poziomem irytacji zbliżył się do "ABC". Polski underground ma się naprawdę dobrze.

Kościey feat. Witek "Będzie git" - śmieszek nagrywa poważny numer? Bo to pierwszy raz? O "Koledzy Andrzeja Mixtape" będzie kiedy indziej, ale o najważniejszym i zarazem najlepszym numerze z tego zbioru wypada wręcz napisać osobno, bo to rap z emocjami i (nie)spełnionymi ambicjami. Proste, osiedlowe, przy tym do bólu ujmujące "git", różowe, ale już wyblakłe od wrocławskiego słońca okulary i Witek. Muzyk ulicy (#kmwtw), ale z real talkiem, a nie gadką skrojoną pod uczestników juwenaliów. Mocne.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas