Rawa Blues Festival
Reklama

Z tą muzyką niełatwo się zestarzeć. Shakin' Dudi wraca z albumem "Przeboje. Złota płyta"

Nadchodził orwellowski "rok 1984" i był schyłkowy już PRL, a w nim ludzie wylizujący się z ran zadanych przez wojenny stan... I było coś jeszcze.

Nadchodził orwellowski "rok 1984" i był schyłkowy już PRL, a w nim ludzie wylizujący się z ran zadanych przez wojenny stan... I było coś jeszcze.
Shakin' Dudi /Robert Wilk /INTERIA.PL

Ponad dziesięć lat na scenie w najrozmaitszych konfiguracjach, ale zawsze z bluesem w sercu nagromadziło w Irku Dudku tyle energii, że w końcu eksplodowała unikatowym artystycznym wydarzeniem z siłą rozlewającą się przebojami niczym rock'n'rollowa lawa po calutkiej muzycznej Polsce. Wystarczyło połączyć kilka sprzyjających okoliczności oraz dobrych pomysłów. Pomogła też uzasadniona irytacja związana z "dokonaniami" pewnego pseudorock’n’rollowego gwiazdora tamtych czasów, dzięki któremu nazwa nowego projektu Irka sama się niejako nasunęła. 

Od tamtego czasu długo jeszcze wielu w Polsce niespecjalnie było zorientowanych, kto to Irek Dudek, za to wszyscy doskonale wiedzieli, kim jest Shakin' Dudi. W tym czasie bluesman z Katowic rodem dotknięty został świeżością muzyki punk, jako zdrowego powrotu do istoty rock'n'rolla w całej jego pierwotnej sile, spontaniczności i naturalności. Irek miał już jednak trzydziestkę od trzech lat za sobą i słusznie zauważył, że jak na rasowego punka to chyba jednak nieco za dużo.

Reklama

Tutaj pojawia się drugi aktor tego rock’n’rollowego wydarzenia, o dziesięć lat młodszy od Irka Dudka - Darek Dusza, lider grupy Śmierć Kliniczna, która, choć znakomita, z wolna dobiegała kresu mocy twórczych. Między panami zaczęło ożywczo iskrzyć. Muzyka Irka i teksty Darka powstawały błyskawicznie. W końcu przyszedł czas na crème de la crème -  zebranie zespołu złożonego z muzyków o najrozmaitszych proweniencjach, od punka, przez blues, aż po jazz. Taki zestaw musiał albo oznaczać katastrofę, albo niebotyczny sukces. Co się stało, wiemy...

Shakin' Dudi: jak to było naprawdę?

Tryskający energią i możliwościami zespół zadebiutował w styczniu 1984 r. w katowickiej Hali Parkowej. Kilka miesięcy później wydał pierwszy singel, a w roku następnym kolejny i w końcu dużą, doprawdy "Złotą płytę", która choć z założenia miała być pastiszem i żartem, to jednak przecież nie całkiem niewinnym, bo ostatecznie zmajstrowano żyletę, która na trwałe weszła do kanonu polskiej muzyki rockowej. 

Shakin’ Dudi nie tylko wystrzeliwał jak z maszynowego karabinu przeboje, ale jego opowieści stały się ikonicznym komentarzem do czasów, w których powstawały. Na pełne witalności i dobrej energii koncerty publiczność w tamtych siermiężnych czasach wdzierała się oknami, gdy przez drzwi wejść już nie mogła. Nic dziwnego zatem, że Shakin' Dudi z XXII Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu wywiózł nagrodę publiczności w Konkursie "Przeboje" za piosenkę "Au sza la la la", a niezależnie od tego zbierał laury jako najznakomitsza koncertująca w Polsce kapela. Irek pomyślał nadto o wybornym image'u. Muzycy występowali pod krawatami, we "frajerskich" garniturkach, jakie wtedy nosiły liczne "pseudoszyszki" PRL-owskiego establishmentu, regularnie kończący zakrapiane imprezy z głowami w nie całkiem pustych talerzach po golonkach z musztardą. 

"Złota płyta" Shakin' Dudi wciąż aktualna

Dziś ze "Złotej płyty" nie tylko sowicie czerpać można wiedzę o Polsce i Polakach połowy lat 80. w PRL-oskiej (już po stanie wojennym) rzeczywistości, ale i o czasach dzisiejszych, bo chociaż minęły cztery dekady i zmienił się ustrój, słuchając tych piosenek nie sposób nie odnieść wrażenia, że przecież nadal są aktualne.

Tym samym nie pozostało nic innego, jak powrócić przynajmniej do niektórych i nagrać je jeszcze raz, a poza tym to i owo dodać (świetne nowe utwory "Terminator" i "Jesienny deszcz"). Minęły cztery dekady, a energii nie ubywa. Z tą muzyką doprawdy niełatwo się zestarzeć. Obecni na właśnie wydanej płycie są: Irek Dudek (śpiew i harmonijka ustna), Darek Dusza (gitara), Tomek Pala (fortepian), Bartek Stuchlik (kontrabas), Łukasz Sosna (saksofon) i Damian Drzymała (perkusja). 

Chapeau bas..., bo to nie tylko sentymentalna podróż w przeszłość, ale przede wszystkim epifania muzyki dawniej i teraz, i na zawsze. To celebracja autentyczności oraz ze wszech miar godnego wiary przekonania, że nie tylko było warto to wszystko kiedyś zrobić, ale wciąż warto..., zwłaszcza teraz.

Autor: Jacek Kurek

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rawa Blues | Shakin' Dudi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy