Jarocin Festiwal
Reklama

Jarocin Festiwal 2024: dzień drugi. "W życiu piękne są tylko chwile" [RELACJA]

Jarocin to mnie rozpieszcza. O ile w piątek wytypowałam Happysad jako mój koncert dnia, tak w sobotę mam już trzy ulubione i każdy z innego powodu. Bo prawie się popłakać na występie Dżemu, a potem krzyczeć pod sceną "Rzuć jakieś drobne na wino", to można tylko tutaj.

Jarocin to mnie rozpieszcza. O ile w piątek wytypowałam Happysad jako mój koncert dnia, tak w sobotę mam już trzy ulubione i każdy z innego powodu. Bo prawie się popłakać na występie Dżemu, a potem krzyczeć pod sceną "Rzuć jakieś drobne na wino", to można tylko tutaj.
Jarocin Festiwal 2024: Dżem /Eris Wójcik /INTERIA.PL

Najpierw było trochę wzruszu. Bo pierwszym zespołem, który pojawił się na Dużej Scenie, był ten wyróżniony podczas Jarocińskich Rytmów Młodych, czyli RoseMerry. Za kulisami byli tacy podjarani i tacy wdzięczni, a potem wpadli na tę scenę jak do siebie. Cieszę się, że trafili tam też za moim głosem i czuję się trochę dumna. Są gotowi, żeby grać na dużych festiwalach, więc bookerzy, przysyłajcie im propozycje, póki jeszcze nie mają zapełnionych harmonogramów i wpisanych dziwnych rzeczy do ridera. A ja życzę im i sobie, żebyśmy się spotkali jeszcze nie raz.

Reklama

Potem zostaliśmy w klimatach Jarocińskich Rytmów, bo następni w line-upie byli Sad Smiles, który wygrali w ubiegłym roku. Zabrzmi to patetycznie, ale cieszę się, że dziennikarzę w tych czasach, w których oni wchodzą na scenę. A tak przemyślanych tekstów, jak ich, może zazdrościć 3/4 polskiej sceny.

Następnie wróciliśmy do lat 70., gdzie zabrała nas Ania Rusowicz. To był też specjalny koncert, bo wokalistka przypomniała koncert jej rodziców i zespołu Niebiesko-Czarni podczas Wielkopolskich Rytmów Młodych w 1974 roku. I tak usłyszeliśmy, na przykład, "Mamy dla was kwiaty" albo "Niedziela będzie dla nas". Solo repertuaru też nie zabrakło, ale ciekawe jest to, że w sumie jeśli się nie zna, to trudno byłoby rozróżnić, które są współczesne, a które sprzed 50 lat. I to wcale nie jest zarzut.

Później Farben Lehre, które pokazało w sumie cały przekrój, od "Spodni z GS-u" i "Kolorów", przez "Achtung 2012", po "Na zdrowie" i "Manifest". A po nich Homo Twist. A nie, wcześniej jeszcze, w przerwie, na telebimach wyświetlały się pająki i ja wiem, że to chodzi o nową płytę, ale i tak uważam, że powinno to być zakazane. Jest tylko fajniejszych zwierzątek! Sam koncert był dość statyczny, ale taki "Arkadiusz" na żywo jednak robi wrażenie.

Przed godziną 20 wystartowała Mała Scena, a na niej Eye For An Eye. Później też Alians i Brudne Dzieci Sida, więc punkowcy mieli dzień dziecka. Ale do Patyczaka to jeszcze wrócimy.

Przedostatni koncert Dużej Sceny to Pidżama Porno. Takich występów zawsze się boję, bo są piosenki, które mam głęboko w serduszku, i boję się, że ktoś zrobi z nimi złe rzeczy. Na szczęście w tym przypadku tak nie było. Grabaż powiedział jeszcze ze sceny, że miał zagrać nową płytę, ale stwierdził, że zagra to, co znamy i lubimy, bo nam się to po prostu należy, i potem się zaczęło.

"Kotów kat ma oczy zielone", "Synapsy", "Taksówki w poprzek czasu", "Bal u senatora", "Chłopcy idą na wojnę", "Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości" zaśpiewane z Anią Rusowicz, "Gdy zostajesz u mnie na noc", "Wirtualni chłopcy", "Bułgarskie centrum"... Po prostu the greatest, crème de la crème Pidżamy Porno. Był też "Płaszcz" z dziwnym wersem "Więc wszedłem i wyrwałem cię z gniazdkiem", którego nie rozumiem, ale w sumie nie wiem, czy chcę.

I na koniec dwa najlepsze. Co prawda Dżem już widziałam, ale ciekawa byłam, jak to będzie z Riedlem juniorem na wokalu. No i... to właśnie mój koncert dnia numer dwa. Rzadko zdarza mi się wzruszać, tym bardziej na koncercie, ale przy wykonaniu "Do kołyski" ledwo dało się powstrzymać. To był taki moment magiczny do zapamiętania na zawsze.

Małą Scenę zamykał natomiast Patyczak. Brudne Dzieci Sida zaspokajają najbardziej prymitywną część mojego gustu muzycznego, więc z dziką radością dołączyłam się do "Landryna", "Rzuć jakieś drobne na wino" albo "Trzy akordy, darcie mordy". Sebastian Riedel śpiewający "Do kołyski" spoko, ale Patyczak drący się, że lubi laski z małymi cyckami też fajny.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy