Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz: Czasem się lubimy, ale nie zawsze
Mateusz Kamiński
Alicja Majewska - zawsze w blasku scenicznych świateł. Włodzimierz Korcz - skryty za klawiszami fortepianu. Razem od niemal pięćdziesięciu lat tworzą jeden z największych duetów na polskiej scenie. Swoją obecnością uświetnią piątą edycję Wodecki Twist Festival 2022. W rozmowie z Mateuszem Kamińskim opowiadają o dekadach spędzonych na scenie, wspominają nieodżałowanego przyjaciela, a także mówią o tym, jaka jest przyszłość muzyki.
Mateusz Kamiński, Interia.pl: W Nowohuckim Centrum Kultury w Krakowie zagraliście kolejny koncert na waszej "jubileuszowej" trasie. Występujecie państwo ze sobą od 46 lat. Jak udaje się wam zachować ten dystans i sceniczną chemię przez tyle lat?
Włodzimierz Korcz: - Mówimy prawdę czy kłamiemy? (śmiech) To jest tak, że na próbach i w podróży bywa różnie, a na scenie nie mamy prawa pokazywać, że mamy jakieś problemy, jakieś rozdźwięki. To byłoby nieprofesjonalne, w związku z czym na scenę wychodzimy i jesteśmy w fantastycznej komitywie, bo to jest nasz zawód. Nie ma wyjścia po prostu.
Alicja Majewska: - Sugerujesz jakbyśmy poza kamerą byli na śmierć i życie pokłóceni...
WK: - …czasem się lubimy, ale nie zawsze. (śmiech)
AM: - Wie pan, 46 lat to już uzależnienie. Przynajmniej z mojej strony.
Przez wiele lat wykonujecie swoje przeboje, tworzycie też ciągle nowe piosenki. Jak udaje się pani zachować taką witalność na scenie?
AM: - Kocham swoją publiczność i te piosenki, które śpiewam. I to dzieje się jakoś nieświadomie, ale podobno rzeczywiście jakąś energią epatuję. Niektóre piosenki śpiewam już prawie 40 lat, np. "Odkryjemy miłość nieznaną" z 1986 roku. Ale to chyba jest siła piosenek. Poza tym jeszcze świadomość tego, że publiczność oczekuje pozytywnych wrażeń. Ja o tym wiem i chcę, żeby za każdym razem po koncercie ludzie przychodzili i za kulisami mówili mi właśnie: "Skąd w pani tyle energii?".
WK: - Alka po prostu uwielbia śpiewać. Naprawdę. Tak, jak ja mam wątpliwości, czy lubię grać. Jak gram to gram, bo nie mam wyjścia i wtedy staram się robić to jak najlepiej, ale ona jest szczęśliwa, jak śpiewa i to chyba jest jakiś klucz do tego.
Czy po tylu latach którąś z piosenek śpiewa się trudniej od innych? Któraś jest może szczególna?
AM: - Bez "Żagla" ["Jeszcze się tam żagiel bieli" - przyp. red.] nie ma koncertu. Nawet wczoraj podpisywałam gdzieś płyty i jakaś pani powiedziała mi, że to był piękny koncert, że bardzo czekała po "Odkryjemy miłość nieznaną" na "Żagla" i byłaby bardzo rozczarowana, gdybym go nie zaśpiewała. Jest to trudna piosenka, zwłaszcza, że śpiewana na koniec dwugodzinnego koncertu. A pan Korcz w dodatku wypisuje straszliwie długie nuty. Trzeba mieć kondycję, ale szczęściem każdego piosenkarza jest to, że ma w repertuarze takie piosenki, na które publiczność specjalnie przychodzi, by je usłyszeć. Mam parę takich (śmiech).
Ja się cieszę ogromnie nowymi piosenkami! Włodek pisze muzykę, jeszcze paru znakomitych tekściarzy udało się nam zmobilizować. To jest takie moje największe dobrodziejstwo na tym etapie drogi zawodowej, na którym jestem. Że ciągle mogę się uczyć czegoś nowego.
Kiedy będziemy mogli usłyszeć nowe piosenki?
AM: - Płyta ma się ukazać jakoś w październiku lub listopadzie tego roku, więc szczegółów jeszcze nie znamy.
WK: - Szczegóły na razie znam tylko ja i jak na razie nie przekazuję (śmiech). Przyjdzie odpowiedni moment, to Alicja będzie musiała nauczyć się śpiewać, ale jeszcze nie wie, co będzie śpiewała. Ja jeszcze nie mówię, a ona niech się denerwuje.
Teksty na krążek tworzy Artur Andrus. Ktoś jeszcze pisze dla was piosenki na tę nową płytę?
AM: - Na początku myśleliśmy, że ta nowa płyta, to będzie ogromny problem, bo autorem moich najważniejszych piosenek był Wojciech Młynarski, którego już nie ma. Na ostatniej płycie ["Żyć się chce" z 2019 roku - przyp. red.] Włodek pomyślał i poprosił paru autorów - Andrzeja Sikorowskiego, Magdę Czapińską, Artura Andrusa, Tomasza Misiaka, Monikę Partyk... Przepiękne teksty. Już zdradziłam podczas koncertu, że wyjdzie książka napisana przez Artura Andrusa. I jeszcze ten trzeci album, to będzie autorski - Andrus/Korcz.
Wasza droga artystyczna jest powiązana ze Zbigniewem Wodeckim. Jak wspominacie go jako człowieka i artystę?
AM: - Zbyszka Wodeckiego znam jeszcze z czasów Partity, śpiewałam mu chórki do "Muszli" ["Znajdziesz mnie znowu" - przyp. red.]. A potem zaczęłam już śpiewać sama i stykaliśmy się na koncertach. Do takiej pełnej współpracy doszło przy projekcie kolędowym, w którym z Halinką Frąckowiak wcześniej śpiewałyśmy z Andrzejem Zauchą. Śpiewaliśmy dwa lata i ubyło nam Andrzeja... W ten sposób ze Zbyszkiem przez 28 lat śpiewaliśmy koncert "Gwiazdo świeć, kolędo leć" w Teatrze STU. Wszystkie artystyczne projekty Włodka, ich podstawą był właśnie Zbyszek.
WK: - Był taki okres, kiedy ja miałem najlepszy chórek na świecie. Pisałem masę rzeczy dla telewizji, dla radia i tam zawsze jakiś chórek potrzebowałem. I w jakiś sposób udało mi się namówić do współpracy Andrzeja Zauchę. Była Ala, Andrzej i Zbyszek Wodecki. Takiego chórku nie miał nikt na świecie. Nagrywaliśmy do Kabaretu Olgi Lipińskiej, do rozmaitych sygnałów radiowych. Zdarzały się takie sytuacje, że jak nagraliśmy podkład muzyczny, a potem pod niego chórki nagrali Andrzej Zaucha, Zbigniew Wodecki i Alicja Majewska, to przychodzili aktorzy i mówili: "To my nie nagrywamy, my się wstydzimy", bo to brzmiało tak rewelacyjnie. To było marzenie! Takiego chórku w życiu już nie będę miał, ale wspominam to czule.
Podczas koncertu zaśpiewała pani "Nauczmy się żyć obok siebie" z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego. Dlaczego akurat ten utwór?
AM: - Bo to jest piękna piosenka. Śpiewałam ją podczas drugiej edycji Wodecki Twist Festival. Mamy teraz taki trudny czas, okropne rzeczy dzieją się na świecie i chyba dlatego włączyłam ją jakiś czas temu do repertuaru. Zaśpiewam ją też w tej edycji Wodecki Twist. Jak Kasia [Katarzyna Wodecka-Stubbs, prezes Fundacji im. Zbigniewa Wodeckiego - przyp. red.] zaproponowała mi po raz pierwszy zaśpiewanie tej piosenki, to usłyszałam te chóry anielskie, które Zbyszek sam nagrywał. To musi wybrzmieć, więc na festiwalu śpiewałam to z zespołem, teraz będzie podobnie.
Na naszej ostatniej płycie jest piosenka pamięci Zbyszka. Bardzo trudny temat, tekst napisała Monika Partyk, "Żal niebieski". Muzykę oczywiście stworzył Włodek. Pięć lat mija od czasu, kiedy nie ma z nami Zbyszka, a płyta powstała w rok po i tam są tak bardzo dojmujące sformułowania, jak np. "Ty masz chóry i orkiestry ze swych gwiazd/ A w nas cisza po tych skrzypcach, po tej trąbce/ Po tym głosie jak złocony wrześniem las"...
WK: - Ja cały czas nie umiem mówić o Zbyszku jako o kimś, kogo nie ma. Cały czas mówię o nim ze świadomością, że on jest. Nie nauczyłem się. Chyba nigdy się tego nie nauczę.
Jego odejście było dla państwa niezwykle trudne...
AM: - Bardzo... My byliśmy zaprzyjaźnieni od lat. Zbyszek bywał u mnie w Warszawie, jak jeździł na koncerty do Białegostoku czy Łomży, to wpadał. A że mam malutki ogródek, to w lecie brał taki rozkładany leżak i siadał tam zawsze, żeby złapać słońca. I charakterystyczne było to, że jego telefon ciągle dzwonił. Ja w czasie, jak on rozmawiał chciałam coś robić, a on mnie zatrzymywał, mówił: "Siadaj przy mnie" i kolejny telefon dzwonił. Siedziałam przy Zbyszku, a po 20 minutach rozmowy przez telefon on patrzył na zegarek i mówił: "Muszę już lecieć".
Jest jedna piosenka w repertuarze Wodeckiego, którą czasem nazywa się polskim "We Are The World", chodzi mi o "Tak bardzo wierzę w nas". Pamięta pani jej powstanie?
AM: - Jak powstał oryginał ["We Are The World"], to Zbyszek zwołał wszystkich i nie musiał nas bardzo agitować. Zbyszek Książek napisał ten tekst, a nagrywaliśmy w takim małym studiu na Zaciszu. No i zebrał tam kwiat polskiej estrady: Irenę Santor, Zdzisławę Sośnicką, Michała Bajora, Ewę Bem, Halinę Kunicką, Skaldów, Halinę Frąckowiak... Andrzeja Zauchę - załapałam się z nim tam nawet na taki dwugłosowy duet! Zbyszek miał takie inicjatywy...
Czy chciał ta piosenką przekazać ludziom jakąś ważną ideę?
AM: - Myślę, że nie. Piosenka powstała wtedy, co "We Are The World", więc "jak oni mogą tam, w tym świecie, to dlaczego my nie?" - tym Zbyszek prawdopodobnie się kierował. A przesłanie to był już pomysł Zbyszka Książka.
Andrzej Zaucha w jednym ze swoich ostatnich wywiadów wspominał, że gdy wyjechaliście na trasę koncertową do Kanady i USA, to nie udało wam się uzyskać wiz do Stanów Zjednoczonych. Dlaczego tak się stało?
AM: - To był taki dość trudny czas, że z trudem wydawano wizy i Andrzej w ten sposób nigdy nie dojechał do Stanów... Pojechaliśmy do Kanady i pamiętam, że chodziliśmy do ambasady, ktoś chciał to załatwić. Sale koncertowe na trasę "Gwiazdo świeć, kolędo leć" były sprzedane, ale nie udało się. To był listopad, a Andrzej był aktorem Teatru STU, w którym była tradycja takich kameralnych, wigilijnych koncertów.
I on powiedział Krzysztofowi Jasińskiemu [założyciel i dyrektor teatru - przyp. red.], że my właściwie mamy opracowane kolędy, że mamy program. Zaśpiewaliśmy ich kilka, może z pięć, a Krzysio zakochał się w tych kolędach. I od kolejnego roku one były w repertuarze teatru. To były fantastyczne koncerty - ta bliskość widowni, graliśmy tylko z fortepianem. Wtedy długo pracowaliśmy i ćwiczyliśmy. Jak śpiewaliśmy, to Włodek nam wszystkim powiedział, że nas kocha.
WK: - Tak śpiewali, że nie było wyjścia. Poza tym to był jeszcze ten czas, kiedy ludzie w Polsce śpiewali kolędy i potwornie nudzili. To się zmieniło później, ale ludzie nie wiedzieli, o czym śpiewają i nie wiedzieli o tym, że śpiewają genialne, cudowne przesłania. I że to są przeboje. Nareszcie w tym momencie, jak Ala, Halina i Andrzej zaczęli śpiewać, to ludzie właściwie odbierali każdą z tych kolęd jako przebój. I po każdej kolędzie były takie brawa, jakby to był największy przebój światowy. To było fantastyczne.
AM: - …ale to nie było tylko dlatego, że my tak śpiewaliśmy, tylko one były tak opracowane przez Włodka...
WK: - ...bo ja tak rozumiałem kolędy, że to są przeboje.
AM: - Traktowałeś je w klasyczny sposób, ale jeszcze ze swoimi pomysłami. Te tradycyjne kolędy były piękne, ale te wszystkie nowo napisane przez Brylla, Młynarskiego także. Pamięta pan "Kolędę na 90-ty rok"? My ją śpiewamy do tej pory. Było na 1990, 1991, 1992, na dwutysięczny... To wyznacza czas. "Niech gniew chory przemija/ glory, glory, gloria", to ponadczasowe, uniwersalne.
Są ludzie, którzy uwielbiają muzykę Wodeckiego i Zauchy i kultywują pamięć o nich u tego młodszego pokolenia...
AM: - Chwała im za to, nas zaskakuje ale też buduje to, że młodzi ludzie znają twórczość Andrzeja.
WK: - Osiemnastolatek przychodzi do mnie i mówi, że zna Andrzeja Zauchę. I dodaje, że to geniusz. I ja się wtedy wzruszam, bo to taki młody człowiek i on wie o tym, że Andrzej Zaucha był geniuszem - tak samo jak Zbyszek Wodecki.
Jak państwo myślą, dlaczego młodzi lubią ich muzykę i jak to się dzieje, że do nich trafia? Czego tam szukają?
WK: - Ja nie wiem skąd, ale wie pan, to jest pocieszające w świetle tego, co dzieje się w telewizji i radiu. Próbuję słuchać czegokolwiek i mam straszne problemy, bo wydaje mi się, że jest taka sinusoida aktualnie, minusowa wręcz i czekam, aż pójdzie to w górę. I czerpię nadzieję z tego, że są młodzi ludzie, którzy przychodzą i mówią że Wodecki był fantastyczny, że Zaucha był fantastyczny, że oni to widzą, czują to. Że ta muzyka miała autentyczną melodię, że do niej powstawały dobre, literackie teksty i teraz jakoś to ginie. Ale to wróci, ja w to wierzę!
Nowy album, książka... co jeszcze was czeka w najbliższej przyszłości?
AM: - Trasa koncertowa, która ma promować tę płytę - ja już mam w kalendarzu zapisane terminy i miasta na przyszły rok. Piosenek jeszcze nie ma (śmiech), ale trasa od lutego do maja.
Jaki tytuł będzie nosić nowy krążek?
WK: - Na razie znamy tytuł książki...
AM: - Będzie się nazywać "Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz według Artura Andrusa".
To bardzo w stylu Artura Andrusa!
WK: - Tak, przeczytałem pierwsze trzy strony i umarłem ze śmiechu...
AM: - Zobaczymy, co dalej... (śmiech).
Jaka jest państwa ulubiona piosenka w repertuarze Zbigniewa Wodeckiego?
WK: - On miał kilkanaście fantastycznych piosenek, ale dwie były takie, o które mam do niego olbrzymie pretensje, że to on je napisał, a nie ja. "Zacznij od Bacha" i "Izolda" to są dwie piosenki, których mu zazdrościłem. One były bliskie ideału, tego co można osiągnąć w piosence.
AM: - "Lubię wracać", "Zacznij od Bacha", "Izolda"... Fenomenalne...
WK: - …"Cyrk w zimie"...
AM: - Chciałam wspomnieć o "Cyrku w zimie"! Fenomenalne nagranie z tekstem Jasia Wołka. Te słowa, "Przemijamy przechodzimy/ Z wielkich świateł w stronę zimy/ Czas przenosi nas z afiszy/ W stronę ciszy/ I grzęźniemy w smudze cienia/ W miałkim piasku zapomnienia/ Gdzie dopalą się do końca/ Nasze słońca"... Piosenka z tym cerkiewnym brzmieniem chórów.
WK: - Wybitny muzyk, po prostu.
Kilka lat temu Zbigniew Wodecki zaczął współpracę z grupą Mitch & Mitch i mówiło się, że "powrócił" - występował m.in. na Open'er Festival, który jest kierowany do młodej publiczności...
WK: - To, że powrócił, to była taka medialna historyjka. On nigdzie przecież nie zniknął. Był niezwykle intensywny w działaniu i cały czas był, jak mało kto. Nikt nie grał tylu koncertów w życiu, co on. Nikt nie był tak często w telewizji, co on. Ostatnio o wokalistach mówi się, że są muzykami, ale nie zawsze jest to prawda. Zbyszek był - rewelacyjnym skrzypkiem, trębaczem i nadzwyczajnym wokalistą.
Znikąd nie wracał, cały czas był, a przygoda z Mitch & Mitch polegała na tym, że ni stąd ni zowąd wzięto jego stare nagrania i okazało się, że ten materiał, który z jakiegoś powodu nie przyjął się w tym czasie, w którym Zbyszek go napisał, nagrali jeszcze raz po jego riffach. I nagle Polska zwariowała, wyszło, że to jest fantastyczne. Czyli ważne jest, co i kiedy się ukazuje, bo w innym czasie coś okazuje się znakomite. Nie wiem, ile jest dzieł bezcennych, które tkwią po szufladach z powodu tego, że w nieodpowiednim czasie były nagłaśniane i nie stały się wielkimi hitami, a gdyby były, to by się stało tak jak z jego nagraniami.
AM: - Ale dobrze się stało, że tak wyszło. Zbyszek w końcu doczekał się Fryderyka, który należał mu się już od lat. Dało mu to radość, niewątpliwie.
______
Festiwal Wodecki Twist wystartuje 10 czerwca 2022 roku. Dzień później (sobota) ruszy muzyczny klub przy Plantach, w altanie Zbigniewa Wodeckiego, w jej okolicach i przy Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Przez cały dzień pojawiać się tam będą goście festiwalowi, będzie można również posłuchać jazzu.
Wieczorem tego samego dnia w Centrum Kongresowym ICE odbędzie się "Gala Przyjaciół". Udział w tym wydarzeniu wezmą między innymi: Alicja Majewska, Ania Rusowicz, Ralph Kaminski, Krzysztof Zalewski, Andrzej Lampert, Joanna Kulig, Maciej Musiałowski, Natalia Szroeder i Maciej Maleńczuk oraz Sound'n'Grace i orkiestra pod batutą Tomka Szymusia.
"Gala będzie wielka, ale ma też pozostać... prosta. Czyli możliwa do zanucenia i podchwycenia przez publiczność, nie tylko tę zgromadzoną w ICE Kraków, ale też przed ekranami telewizorów. Repertuar obejmie polskie piosenki z lat 70-tych i 80-tych. To jeden z najbardziej fascynujących okresów naszej rozrywki!" - podkreśla Kasia Wodecka-Stubbs.
Koncert będzie transmitowany na antenie telewizji Polsat.
"Tamten chłopak ze skrzypcami": Zbigniew Wodecki skończyłby 70 lat
Wybitny polski kompozytor, aktor, piosenkarz i multiinstrumentalista, Zbigniew Wodecki, 6 maja 2020 roku skończyłby 70 lat.
Na finał, 12 czerwca (niedziela), zaplanowano Wyspę Muzyki na plenerowej scenie nad Wisłą. Pod hasłem ELECTRO siły połączą m.in. Kayah, Baasch, Novika, Agim, Kev Fox i Rysy.
Na rozmowy z artystami i zakulisowe relacje z festiwalu zaprasza Interia, patron wydarzenia.