Świetna płyta w cieniu tragedii
O Jennifer Hudson głośno ostatnio było z powodu tragedii, która ją dotknęła (matka, brat i siostrzeniec wokalistki zostali zamordowani). Gdzieś w cieniu tego wydarzenia pojawiła się jej debiutancka płyta.

Hudson to finalistka amerykańskiego "Idola". Już podczas programu, w którym występowała w 2004 roku, porównywano ją to najbardziej inspirujących, soulowych głosów m.in. do Arethy Franklin. Trzy lata później otrzymała Oscara za drugoplanową rolę w musicalu "Dreamgirls" inspirowanego karierą Diany Ross i The Supremes.
"27-letnia Hudson śpiewa jak zaprawiona dekadami doświadczeń diwa - nie boi się wyzwań, odważnie atakuje skomplikowane wokalizy. Wygrywa nie tylko dzięki sile głosu i technicznej sprawności, sprawia wrażenie piosenkarki prowadzonej przez niezwykłą intuicję - soul ma we krwi" - czytamy w "Rzeczpospolitej", która określa Hudson "czarnoskórym Kopciuszkiem".
"Hudson wśród swych ideałów stawia Arethę Franklin i Whitney Houston, na razie tej pierwszej nie dorównuje finezją, tej drugiej - perfekcją śpiewu, ale zasługuje na kredyt zaufania" - podkreśla dziennik.
"Rodzinna tragedia odsunęła muzykę w cień, ale płyta pozostanie dowodem wyjątkowego talentu i jednym z najlepszych soulowych debiutów ostatnich lat" - czytamy.