Show-biznes bez cenzury. Fragment książki!

Dlaczego nie warto inwestować w girlsbandy, jak bardzo nienawidzili się członkowie Led Zeppelin i jak ustawiany jest brytyjski "X Factor". Tylko u nas obszerne fragmenty książki "Pop Babylon" Imogen Edwards-Jones!

"Gdyby Spice Girls były zbyt ładne, dziewczyny nie kupowałyby ich płyt"
"Gdyby Spice Girls były zbyt ładne, dziewczyny nie kupowałyby ich płyt"AFP

- Wydaje mi się, że powinniśmy znaleźć sobie zespół dziewczęcy - ogłaszam, wstając nagle z krzesła i podchodząc do ściany ze złotymi płytami.

- Oszalałeś? - pyta Paul, w końcu zwracając na mnie uwagę. - Wierz mi, nie chcesz się zadawać z girlsbandem.

- Czemu nie? Girls Aloud nieźle sobie radzą.

- Radzą sobie nieźle jak na zespół, który nie sprzedał płyty na wschód od Dover - odpowiada. - Ani na zachód od Land's End.

- Ale zarabiają tak czy inaczej.

- Ktoś zarabia. Nie sądzę, żeby były aż tak bogate, jak ci się wydaje. Jestem pewien, że jeden z powodów, dla których one tak ciężko pracują, jest taki, że muszą.

- Możliwe.

- Zastanów się. Słyszałem, że Granada TV mieli pięć procent ich tyłków przez pierwsze dwa lata ich kontraktu. Louis Walsh miał dwadzieścia procent. Potem nie mają reklamy, bo robią głównie przeróbki i nie piszą własnych piosenek. A reszta jest dzielona na pięć. Nic dziwnego, że są już na piątym albumie w ciągu pięciu lat.

- Po takim czasie każda musi mieć przynajmniej milion na koncie.

- Tak myślisz?

- W przeciwnym razie robiłyby trudności i byłyby gotowe się rozstać.

- Ale nie chciałbyś się nimi zajmować - mówi Paul. - Ktoś mi powiedział, że Louis Walsh rozstał się z dziewczynami, bo nie mógł znieść ciągłych rozmów przez telefon. Każda z pięciu dziewczyn dzwoni do ciebie co rano, żeby rozmawiać o włosach, makijażu, co powinna założyć, która była najczęściej pokazywana w mediach, która sprawia wrażenie grubej lub chudej w magazynie "Closer". Cheryl była w kręgu wstydu w "Heat", Kimberley pokazywała majtki w "Bizarre", Ruda pokłóciła się z chłopakiem, pies kolejnej został przejechany albo podłapał pchły, albo zeszczał się na dywan. Gadanie, gadanie, gadanie.

Biedny facet chciał zmienić numer telefonu. Nie mógł robić nic innego ani rozmawiać z nikim innym. Chłopcy z Westlife czekali na niego na drugiej linii całe dnie - mówi Paul z uśmiechem. - Wyobraź sobie tylko, jak musieli być wk***ieni!

- Co się stało z Rudą?

- Co masz na myśli?

- Patrzyłem na ich zdjęcie w jednym z magazynów Holly kilka dni temu. Zmienili jej kolor włosów?

- A, zawsze to robią. Albo rozjaśniają dziewczynom włosy i udają, że nigdy nie były rude, albo robią je na super rude. Jak Chris Evans.

Patrzę na Paula i powoli kręcę głową, tracąc wolę życia.

- Jestem gejem - komentuje. - Znam się na tym.

- Ale mnie się nadal wydaje, że zespół dziewczęcy byłby dobrym pomysłem.

- A nie pamiętasz, co się stało z All Saints?

Kręcę głową, a Paul sprawia wrażenie zniecierpliwionego, po czym opowiada mi bardzo długą i przeciągającą się historię o tym, jak dziewczyny pokłóciły się o płaszcz na sesji zdjęciowej, czy może przed programem w telewizji. Podobno Melanie Blatt miała fajny płaszcz, Natalie Appleton go chciała przejąć, Melanie powiedziała nie i wybuchła kłótnia. Linie wojenne zostały wyznaczone: siostry Appleton przeciwko pozostałej dwójce, i tyle - koniec bardzo opłacalnego układu i koniec odnoszącego sukcesy zespołu. Koniec kariery każdej z nich.

Siedzimy w ciszy. Ja gapię się na kolekcję złotych płyt, a on na przystojniaków rozkopujących jezdnię.

- Naprawdę rozstały się z powodu tamtego płaszcza? - pytam.

- Sygnały tego kryzysu pojawiały się dość wyraźnie już od jakiegoś czasu - odpowiada, nadal gapiąc się w okno. - Jeździły na koncerty osobno i nie chciały przebywać na tym samym lotnisku ani w tym samym hotelu. W ostatniej trasie spotykały się tylko na scenie. Siostry Appleton po jednej stronie, pozostałe dwie po drugiej.

- Duran Duran też tak robili. Nick Rhodes i Simon Le Bon nie podróżowali razem przez jakieś piętnaście lat. Chryste, członkowie Led Zeppelin nienawidzili się tak bardzo, że mieli osobnych menedżerów! - Biorę kolejny łyk wina.

- Ale o wiele trudniej jest dobrze wystartować z dziewczynami - upiera się Paul. - Mam kolegę, który próbuje założyć zespół dziewczęcy. Nie chodzi o znalezienie ładnych dziewczyn, które potrafią śpiewać. Powinny być przeciętnie ładne, nie niebezpiecznie ładne. Rozumiesz, normalne, jak Spice Girls.

- One nie są normalne - odpowiadam. - Zabrałem ostatnio Holly na ich koncert i to było tak, jakbym oglądał pięć mamusiek na tańcach. Nic dziwnego, że nie skończyły trasy. Nie wierz plotkom, że się rozstały, bo się nienawidzą. Nienawidzą się, ale tak naprawdę, nie udało im się sprzedać wystarczająco dużo biletów poza Wielką Brytanią.

- Serio? - pyta Paul. Jest to najwyraźniej sensacja, której jeszcze nie odkrył.

A Paul to królowa wykrywania sensacji. Zawsze wie wszystko, zanim się to jeszcze nawet wydarzy. Ma ucho do ziemi i tyłek wysiadujący stołki najbardziej porządnych i nieporządnych pubów w mieście. Zawsze gdzieś się przyplącze i w przeciwieństwie do mnie - bo ja mam pamięć złotej rybki z alzheimerem - pamięta wszystko dokładnie.

- Ale przecież miały te koncerty w O2 - mówi.

- Ściągnęli fanów z całego kraju.

- Nie grały w Manchesterze?

- Dwa koncerty.

- Ale i tak były grupą dziewczęcą, która odniosła największe sukcesy w historii. Jak na kiepskie stare baby, udające kogoś o wiele młodszego, wyszły okej. I w końcu o to chodzi, nie? Gdyby były zbyt ładne, dziewczyny nie kupowałyby ich muzyki. Dziewczyny chcą się przespać z chłopakami z boysbandów i wyglądać jak ich rówieśniczki z zespołów dziewczęcych.

- I to dziewczyny kupują płyty pop. Chłopaki kupują heavy metal. Wszyscy to wiedzą.

- Właśnie. Te z zespołu nie mogą też być zbyt seksowne. Trzeba przyznać, że nikt nie chciał przelecieć Spice Girls.

(...)

W Japonii przenieśli pomysł produkcji na zupełnie inny poziom. Piosenkarze i zespoły są zatrudniane przez firmy płytowe - jakby wybierali sekretarki za tygodniowe pensje. Niektóre japońskie firmy całkowicie pozbyły się artystów. Wymyśliły idealną gwiazdę dla każdego nadmiernie kontrolującego menedżera, idorukashu, wirtualnego idola, animowaną gwiazdę pop, która śpiewa i tańczy jak cała reszta. Za kilka lat takie gwiazdy będą udzielać wywiadów jak większość artystów i wszystkie nasze modły zostaną wysłuchane. Będziemy mieć śpiewającego, tańczącego artystę, który nie potrzebuje taksówki, fryzjera, makijażysty i nie zwolni menedżera bez uprzedzenia. Dziwię się, że Simon Cowell jeszcze nad tym nie pracuje.

Wracam do biurka Paula.

- Dzięki za jej numer. Jest świetna - mówię.

- Powiedziała ci, jak ustawiają wyniki programów? - pyta z uśmiechem.

- Co, "X Factor"?

- Właśnie - przytakuje i zaciera ręce z uśmiechem.

- Nie. A poza tym to niemożliwe. Myślałem, że mają niezależnego arbitra.

- Nie ustawiają głosów - poprawia Paul. - Nie da się tego zrobić. Ale jeśli chcą, żeby ktoś wygrał, dają mu najlepsze ubranie, najlepsze chórki i najlepszą piosenkę. Jeśli ktoś ma chór gospelowy, miotacze ognia i deszcz płatków na końcu, jest wielkim wybranym.

- Osoba, która ma za sobą cały budżet na występy?

- Ostatni koleś - kiwa głową - Rhydian, ten z białymi włosami, dostał srebrny garnitur wart pięć tysięcy. Pamiętasz?

- Nie bardzo. Mam lepsze rzeczy do robienia w soboty wieczorem. - Milknę na chwilę. - Ale on nie wygrał.

- Wiem. Leon wygrał.

- Kimkolwiek on jest.

- To też było ustawione - zapewnia Paul. - Wiedzieli, że Rhydian tak czy inaczej ma przed sobą karierę, więc dali ten milionowy kontrakt Leonowi.

- Dwa konie pokazowe w cenie jednego.

- Właśnie - przytakuje.

-----

Książka "Pop Babylon" w przekładzie Zuzanny Szwed ukazała się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Pascal.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas