Piosenkarka opuściła szpital, aby odejść wśród bliskich
Po tym, jak lekarze stwierdzili, że nie można już niczego zrobić w walce z nowotworem, irlandzka wokalistka Bernie Nolan opuściła szpital. Chce spędzić swoje ostatnie dni w zaciszu domowym wśród bliskich.
Wydawało się, że dwa lata temu Nolan z sukcesem wyszła ze zmagań z rakiem piersi (na ten nowotwór chorowały także jej siostry - Anne i Linda; obie pokonały chorobę). Jednak w październiku 2012 roku Bernie ogłosiła, że ponownie staje do walki z chorobą. W lutym tego roku została przewieziona do szpitala z podejrzeniem zakrzepu krwi w płucach.
W rozmowie z brytyjską gazetą "Sunday Mirror" mąż wokalistki, Steve Doneathy opowiada o tym, jak dowiedział się, że jego żona jest już bliska śmierci. "Cały mój świat runął w ciągu sekundy..." - wyznał mężczyzna. To on był osobą, która poinformowała Nolan o tym, że jej choroba jest nieuleczalna.
Wokalistka nie chciała, aby przeniesiono ją do hospicjum. Zdecydowała się na powrót do domu rodzinnego w Surrey, w Anglii. Jej mąż uważa to za wspaniały pomysł.
"Jesteśmy teraz w domu i nie wydaje nam się, jakbyśmy po prostu czekali. Oczywiście wiemy, że z Bernie będzie niebawem bardzo źle. Tymczasem chcemy prowadzić na tyle normalne życie, na ile możemy. Myślę, że sobie poradzimy. Mogę zrobić wszystko, czego potrzebuje. Podaję jej lekarstwa. Bernie może trochę chodzić, siedzieć i jeść. Tak więc na razie jest OK" - opowiada Doneathy.
Nolan rozmawiała już ze swoimi bliskimi o planach pogrzebowych. Wyznała, że chce być pochowana obok córki Kate, którą poroniła w 1997 roku.
52-letnia Bernie była główną wokalistką rodzinnej grupy The Nolans, która z przerwami działała od 1974 roku. Największym przebojem girlsbandu był singel "I'm in the Mood for Dancing". Poza Wielką Brytanią zespół cieszył się dużą popularnością w Japonii.