Na drugim brzegu tęczy

1 listopada to dzień, w którym tradycyjnie wspominamy tych, którzy od nas odeszli. W ostatnim roku na zawsze muzyczny świat pożegnał m.in. Tadeusza Nalepę i Luciano Pavarottiego.

Luciano Pavarotti
Luciano Pavarottiarch. AFP

Tadeusz Nalepa, nazywany "ojcem polskiego bluesa", zmarł 4 marca w wieku 63 lat. Twórca grup Blackout i Breakout potem występował i nagrywał pod własnym nazwiskiem. Teraz razem z Mirą Kubasińską, długoletnią współpracowniczką z czasów Breakoutu, zmarłą jesienią 2005 roku, Nalepa gra "na drugim brzegu tęczy". Taki tytuł nosi debiutancka płyta Breakoutu z 1969 roku.

Takie albumy Breakoutu jak "Blues", "Karate" i "Kamienie" zaliczane są do największych osiągnięć polskiego rocka i bluesa. Do największych przebojów Nalepy i jego grupy należą "Gdybyś kochał, hej!", "Poszłabym za tobą", "Kiedy byłem małym chłopcem" czy "Modlitwa".

Świat najbardziej opłakiwał odejście słynnego włoskiego tenora Luciano Pavarottiego. Ten operowy śpiewak nie występował publicznie od lipca 2006 roku. Przeszedł wówczas operację trzustki, jednak ostatecznie rak okazał się silniejszy. Wokalista zmarł 6 września w wieku 71 lat w swoim domu w Modenie. Towarzyszyli mu najbliżsi.

Pavarotti był uznawany za jednego z najwybitniejszych śpiewaków operowych, ale szeroka publiczność pokochała go za zespół Trzech Tenorów (razem z Placido Domingo i Jose Carrerasem) i współpracę z gwiazdami muzyki rozrywkowej, m.in. ze Stingiem, Zucchero, Mikem Oldfieldem, Bono z U2, Rickym Martinem, Erikiem Claptonem.

"Straciliśmy wielkiego przyjaciela i wielki głos. Świat jest mniejszym miejscem bez tego dużego faceta" - komentował wówczas Sting.

Jeszcze pod koniec 2006 roku, dokładnie w Boże Narodzenie, w wieku 73 lat zmarł James Brown, nazywany "ojcem chrzestnym muzyki soul". Jego niezwykłą witalność i żywiołowość oddaje jeden z wielu przydomków - "Sex Machine". Zresztą nie był on przesadny - wokalista miał ośmiu potomków z kilkoma kobietami, a jeszcze po jego śmierci kolejne panie (niektóre skutecznie) wywalczyły sądowe potwierdzenie, że był ojcem ich dzieci. Największe przeboje Browna to m.in. "I Got You (I Feel Good)" i "(Get Up I Feel Like Being a) Sex Machine".

Na początku tego roku pożegnaliśmy m.in. Chrisa Aylmera (basistę brytyjskiej grupy Samson, 9 stycznia), Steve'a Logana (słynnego basistę jazzowego, od kilku lat mieszkającego w Krakowie, 15 stycznia), Iana Wallace'a (byłego perkusistę King Crimson, 25 lutego) czy Billy'ego Chinnocka (gitarzystę i klawiszowca, współpracownika E Street Band, 7 marca).

W kolejnych miesiącach odeszli m.in. Jacek Lech (25 marca), Faustino Oramas (muzyk słynnego kubańskiego Buena Vista Social Club, 27 marca), Mark St. John (były gitarzysta Kiss, 5 kwietnia), Andrzej Kurylewicz (jazzman, kompozytor muzyki filmowej i teatralnej, 12 kwietnia), Zola Taylor (wokalistka The Platters, 30 kwietnia), Gola Riedel (wdowa po Ryśku Riedlu, legendarnym wokaliście Dżemu, 4 maja), wokalista, kompozytor i autor tekstów Jacek Skubikowski (13 czerwca), jazzman Joe Zawinul (11 września) i Paul Raven (muzyk znany z Ministry, Killing Joke, Godflesh i Prong, 20 października).


Choć każda śmierć jest smutna, w tym zestawieniu szczególnie tragicznie wyglądały odejścia takich muzyków jak Brad Delp, Jeffrey Albrecht, Tose Proeski czy Lucky Dube.

Delp, 55-letni wokalista grupy Boston, 9 marca popełnił samobójstwo. Muzyk zatruł się spalinami samochodowymi. Jego rodzina wydała komunikat, że Brad "był bardzo zmęczony".

3 września w pobliżu domu swojej dziewczyny zginął Albrecht, 34-letni klawiszowiec grupy New Bohemians, towarzyszącej Eddie Brickell. Zastrzelił go przestraszony sąsiad, do drzwi którego nad ranem dobijał się Jeffrey Albrecht. Mężczyzna obawiał się napadu i wystrzelił w kierunku domniemanego napastnika. Niestety, strzał był śmiertelny.

W połowie października tragicznie zginęli macedoński wokalista Tose Proeski (finalista Eurowizji 2004) i Lucky Dube, południowoafrykańska gwiazda muzyki reggae.

26-letni Proeski zginął w wypadku samochodowym, kiedy samochód, w którym jechał jako pasażer, zderzył się z ciężarówką. Według niektórych doniesień winę ponosi kierowca Proeskiego.

Z kolei Lucky Dube - najlepiej sprzedający się artysta reggae w RPA - został zastrzelony przez złodziei samochodów. 43-letni muzyk zginął na oczach swojego syna i córki...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas