Reklama

Miłość na scenie w cenie

Czy warto mieszać sferę zawodową i prywatną? Z tym problemem mierzy się nie tylko korporacyjny project manager romansujący z nową księgową, ale także muzycy.

Natalia Kukulska wydała właśnie album "Comix" nagrany wraz z mężem, perkusistą Michałem Dąbrówką. Para wspólnie skomponowała wszystkie utwory na tę płytę, razem zajęli się produkcją (zobacz klip do singla "To jest komiks"!). Jeśli wierzyć ich wypowiedziom, praca nad albumem przebiegała bezkonfliktowo, radośnie, a chemia z domu przełożyła się na chemię w studiu. Niech im będzie. A jak wyglądało to w innych przypadkach? Przyjrzyjmy się, jak sprawdzały się wybrane duety romantyczno-zawodowe:

Reklama

Razem blisko pół wieku

Jako bajkę na dobranoc można opowiadać historię Johnny'ego Casha i June Carter. Trzy lata starsza wokalistka wielokrotnie występowała z nim razem na scenie - początkowo to ona była większą gwiazdą, w późniejszych latach coraz popularniejszy (aż do uzyskania statusu legendy muzyki country) stawał się Cash. Gdy się w sobie zakochali, oboje byli w nieszczęśliwych małżeństwach. Romansowali mniej lub bardziej potajemnie przez 12 lat, głównie podczas wspólnych tras koncertowych. Ich relacje polegały nie tylko na scenicznych i pozascenicznych schadzkach, ale przede wszystkim na wyciąganiu Johnny'ego z nałogów. Carter kilkanaście razy odrzucała oświadczyny Casha, aż w końcu za niego wyszła w 1968 roku.

Johnny Cash i June Carter w piosence "Jackson":

Przez blisko pół wieku Johnny i June razem komponowali i występowali. Nie wszyscy wiedzą, że to właśnie Carter jest współautorką jednego z największych przebojów męża - "Ring Of Fire". Za swoje duety para otrzymała dwie statuetki Grammy. June Carter-Cash zmarła w 2003 roku, Johnny Cash kilka miesięcy później.

Przejaw geniuszu czy wielka wpadka?

Na materiałach ze wspólnych występów Casha i Carter łatwo zauważyć, jak wiele ciepła żywili w stosunku do siebie, jak tą czułością emanowali. Podobne wrażenie można odnieść, oglądając Johna Lennona na teledyskach, w których występuje Yoko Ono. Lider Beatlesów jeszcze przed rozpadem słynnej grupy, nagrał z ekscentryczną Japonką trzy płyty: "Two Virgins", "Life With The Lions" i "Wedding Album". Te pierwsze wspólne dokonania Ono i Lennona określane były jako eksperymentalne, awangardowe i nie spotkały się z przychylnym przyjęciem.

Później, przez chwilę, Ono i Lennon występowali pod szyldem Plastic Ono Band. Ten założony w 1969 roku projekt, w którym gościnnie grał m.in. Eric Clapton, nie nagrał ani jednej studyjnej płyty. Wydali jedynie koncertowy album "Live Peace in Toronto 1969", a także zarejestrowany w amsterdamskim hotelu singel "Give Peace A Chance", który stał się słynnym, antywojennym hymnem.

W okresie między rozpadem Beatlesów a śmiercią Johna Lennona w 1980 roku, ukazało się jeszcze siedem jego albumów, niektóre oznaczone były jako solowe wydawnictwa, inne jako duet z Yoko Ono. Jednak w każdym z tych wydawnictw żona Lennona miała swój udział, choćby jako producent. Album "Milk And Honey", wydany w 1984 roku, zawiera piosenki nagrane w ostatnich miesiącach życia tego genialnego muzyka. Współkompozytorką większości z tych utworów jest Ono.

Mimo że minęło tyle lat, historia, krytycy i fani wciąż nie mogą ustalić, czy wspólne dzieła Lennona i Ono są kolejnym dowodem jego geniuszu czy raczej jedną, wielką wpadką. Wydaje się, że przeważają sceptycznie nastawieni do tych nagrań. Nie ma natomiast wątpliwości, co do oceny małżeńskiej twórczości Jacka i Meg White'ów.

Udawali, że są rodzeństwem

W 1996 roku Jack Gillis poślubił barmankę Meg White i... przyjął jej nazwisko. Rok później Meg zaczęła się uczyć grać na perkusji. Gdy Jack, w ramach popołudniowego relaksu, postanowił pograć razem z żoną, doznał olśnienia. Jak opowiadał kilka lat później, moment, w którym usłyszał niezdarne, toporne uderzenia w bębny swojej partnerki, był dla niego odświeżającym, niezwykle inspirującym doznaniem.

Nie minęło kilka dni, a para założyła zespół The White Stripes, który okazał się objawieniem alternatywnej sceny. Choć w 2000 roku wzięli rozwód, nie przestawali razem nagrywać i koncertować. Kiedy stali się popularni, udawali że są rodzeństwem - chcieli w ten sposób skupić uwagę mediów na swojej muzyce. Nagrali łącznie sześć albumów - jeden jako małżeństwo, pięć już po rozwodzie. Trzy ostatnie otrzymały statuetkę Grammy w kategorii "najlepszy album alternatywny".

Nic dziwnego, że po tak przyjemnych doświadczeniach, Jack postanowił rozkręcić muzyczną karierę swojej obecnej małżonki - rudowłosej supermodelki Karen Elson. Jej debiutancki album "The Ghost Who Walks" ukazał się pod koniec maja. Kompozycje są autorstwa Karen - Jack bardzo chwali jej talent, sam natomiast zajął się grą na perkusji oraz produkcją.

Tak śpiewa żona Jacka White'a:

W tym samym czasie w podobny sposób postanowił dopieścić swoją żonę Trent Reznor, lider Nine Inch Nails. Specjalnie dla Mariqueen Maandig założył zespół How To Destroy Angels. 1 czerwca ukazał się ich debiutancki mini-album, złożony z sześciu piosenek, w tym z singli "A Drowning" i "The Space in Between". To wciąż elektroniczne, postindustrialne granie, ale, jak można się domyślić, znacznie delikatniejsze i bardziej kobiece niż dokonania Nine Inch Nails.

Żona McCartneya była obiektem drwin

Włączanie partnera do własnych projektów muzycznych bywało podyktowane czysto pragmatycznymi względami. Paul McCartney nie chciał rozstawać się z żoną Lindą na czas tras koncertowych, więc założył wraz z nią zespół Wings, który działał w latach 1971-1981. Pomysł McCartneya, by z Lindy zrobić artystkę sceniczną, po pierwszych występach Wings uznano za niewypał. Krążył nawet taki dowcip: "Jak nazywa się krowa ze skrzydłami? Linda McCartney". Eks-Beatles uparcie jednak edukował żonę muzycznie - nauczył ją grać na klawiszach, zapewniał jej lekcje śpiewu aż... głosy krytyki ucichły. Zespół Wings cieszył się ogromną popularnością - każdy z ośmiu albumów grupy dotarł do pierwszej dziesiątki brytyjskiej i amerykańskiej listy bestsellerów płytowych.

Należało jej się

Jak widzimy, nie zawsze wkład w twórczość wspólnych projektów jest równomierny. Piosenki Wings komponował przede wszystkim Paul McCartney - jego żona wymieniona jest jako współautorka niektórych utworów, jednak zarzucano McCartneyowi, że wpisywał ją w tej rubryce na wyrost. W roli kwiatka do kożucha na pewno należy potraktować gościnny występ brytyjskiej ikony mody Kate Moss na płycie zespołu Babyshambles Pete'a Doherty'ego, jej ówczesnego chłopaka.

Kate wytrwale jeździła z Petem na wszystkie koncerty, była wśród publiczności na każdym występie, towarzyszyła muzykom w garderobie, w busie, na imprezach... Można powiedzieć, że epizod, jakim było zaśpiewanie w utworze "La Belle Et La Bette", jej się po prostu należał. Tym bardziej, że Moss od kilku lat opowiada, że o niczym innym jak o zostaniu gwiazdą rocka nie marzy. Obecnie związana jest z innym rockmanem - Jamiem Hincem z grupy The Kills.

Pete Doherty i Kate Moss razem na scenie:

Ten pobieżny przegląd przekuwania związków w sceniczne duety zdaje się dowodzić, że... to działa! Że jak iskrzy na co dzień, to i w studiu czy na koncercie coś interesującego może z tego wyjść. Więc na pytanie, czy warto mieszać życie prywatne z zawodowym - opierając się na powyższych przykładach - można śmiało odpowiedzieć, że warto.

Michał Michalak

Czytaj blog "Język Elit" Michała Michalaka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: McCartney | para | żona | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy