Jak działa fabryka idoli

Czerwonowłosa, 20-letnia Saszan ma na Facebooku więcej fanów niż Edyta Górniak czy Justyna Steczkowska. Na widok 18-letniego Dawida Kwiatkowskiego dziewczyny piszczą i płaczą. Nie ma wątpliwości, że również nad Wisłą wiedzą już, jak się produkuje idoli.

Justin Bieber pokazuje klatę, a fanki mdleją z zachwytu (fot. Theo Wargo)
Justin Bieber pokazuje klatę, a fanki mdleją z zachwytu (fot. Theo Wargo)Getty Images

Instytucję idola nastolatków wymyślono w drugiej połowie lat 50., oczywiście w Stanach Zjednoczonych. Wtedy po raz pierwszy z premedytacją tak kreowano wizerunek i repertuar artystów, by jak najsilniej oddziaływali oni na nastoletnich konsumentów popkultury.

Wcześniej działo się to niejako przy okazji, nie było w tym świadomej kreacji - mowa o takich gwiazdach, jak Rudolph Valentino, Rudy Vallée czy Frank Sinatra.

Dopiero kariery takich artystów, jak Frankie Avalon, Paul Anka czy Fabian Forte były projektowane pod kątem masowej popularności wśród nastolatków.

Młody, piękny, biały

Kryteria selekcji potencjalnych kandydatów na idoli były proste i w dużej mierze obowiązują do dziś. Musiała to być osoba młoda (nastoletnia lub dwudziestoletnia), biała (przypominam, że mówimy o latach 50.), konserwatywnie wychowana, atrakcyjna i fotogeniczna. Powinna zarówno śpiewać, jak i grać w filmach. Talent wskazany, ale nie niezbędny. Jeśli śpiewać - to o rozterkach nastolatków klasy średniej, by jak najwięcej młodzieży mogło się z tekstami utożsamiać. I tyle! Reszta należała już do wytwórni płytowych, filmowych i menedżerów. I to od ich sprawności zależało, czy kandydat na idola wypali, czy też nie.

Ten coraz lepiej funkcjonujący mechanizm zdeptała w latach 60. tzw. brytyjska inwazja. The Beatles i The Rolling Stones zostali ochrzczeni idolami nowej generacji, w przeciwieństwie do tych z lat 50., odwoływali się do buntowniczej natury nastolatków i bez pytania o zgodę przejęli ten smakowity kawałek tortu w muzycznym show-biznesie.

Jednak idea wymuskanego amanta przetrwała, mimo imponujących wysiłków Micka Jaggera i Keitha Richardsa. Do wymuskanych amantów doszły śliczne dziewczyny z sąsiedztwa, nieszczęśliwie zakochane, grzeczne i niegrzeczne zarazem.

Manufaktura Disneya

By nie zanudzać czytelnika, przenieśmy się tym prowizorycznym wehikułem czasu od razu do XXI wieku. Na początku lat 2000 rynek idoli zmonopolizowała wytwórnia Disneya. Po udanym odpaleniu karier Hilary Duff i Lindsay Lohan Disney zaczął taśmowo produkować i sprzedawać kolejne gwiazdki skrojone idealnie pod nastoletnią publikę.

Patent Disneya polega na promowaniu gwiazdek na kilku platformach jednocześnie. Mając do dyspozycji: a. telewizyjny kanał dla dzieci i młodzieży, b. radio, c. wytwórnię filmową, d. wytwórnię płytową, Disney był w stanie ogrywać swoich podopiecznych w kilku miejscach naraz, ale również przerzucać idoli z jednego frontu na drugi w zależności od zapotrzebowania.

W ten błyskotliwy, przyznajmy, sposób wypromowani zostali m.in. Demi Lovato, Zac Efron, Vanessa Hudgens, Ashley Tisdale, Miley Cyrus, Jonas Brothers czy Selena Gomez.

Zobacz teledysk "Wybrałam" Saszan:

Ponieważ najbardziej spektakularna wydaje się kariera Miley Cyrus, to warto prześledzić scenariusz, jaki zrealizowano w jej przypadku. Najpierw, w 2006 roku Miley została słodką Hannah Montana w serialu "Hannah Montana".

Nie wszyscy pamiętają, że pierwsze płyty Miley wydawała właśnie jako swoje alter ego. Dopiero w 2008 roku Disney postanowił bardziej zdecydowanie promować markę "Miley Cyrus". Wtedy bowiem ukazała się pierwsza płyta wydana pod jej prawdziwym nazwiskiem - album "Breakout".

Równolegle Disney umieszczał Miley w pełnometrażowych filmach: "High School Musical 2" (2007 r.), "Hannah Montana. Film" (2009 r.), do którego nagrała przy okazji przebój "The Climb", czy "Ostatnia piosenka" (2010 r.).

Umiejętnie sprzedawano w mediach dojrzewanie Miley. Na oczach Ameryki dziewczynka z serialu przeobrażała się w kobietę, ubarwiając to kontrolowanym przez szefów Disneya buntem i małymi, w porównaniu do tego, co było później, skandalami, takimi jak sesja w ręczniku dla Annie Leibovitz.

Boysband podręcznikowy

Disneyowi, rzecz jasna, z czasem wyrosła konkurencja. Coraz potężniejszą stajnią młodocianych idoli jest Nickelodeon, który wprowadził na rynek Big Time Rush, Arianę Grande czy Mirandę Cosgrove. Wszyscy oni jednocześnie występowali w serialach TV i nagrywali piosenki.

Potężnym, być może najpotężniejszym graczem, stał się Brytyjczyk Simon Cowell, autor "X Factor", juror "Idola" i "Mam talent", właściciel wytwórni Syco. To on odpowiada za uformowanie i spektakularną karierę boysbandu One Direction, a jego programy stały się kolejną platformą do lansowania gwiazdek dla nastolatków.

One Direction zostali stworzeni w sposób podręcznikowy. Co mówi ów podręcznik? Członków boysbandu powinno być pięciu - tak by odejście jednego z nich nie rozwaliło zespołu. Trio nie wypełni sceny tak jak kwartet, trudniej też sprzedawać trio jako boysband. Młodzi wokaliści wchodzą w rozpisane wcześniej role. W piątce wybrańców powinni się znaleźć: dziwak, wrażliwiec, zawadiaka, utalentowany i przystojniak.

"Nie wszyscy muszą umieć śpiewać. Jedyne, czego ci trzeba, to dwaj faceci o dobrym głosie, oni mogą nieść na barkach pozostałą trójkę. Wiesz, 'pasażerowie'. Są tu na przejażdżkę i niewiele więcej. (...) Każdy z członków ma coś indywidualnego do pokazania. Łatwo ich rozpoznać w telewizji i gdzie indziej" - czytamy w książce "Pop Babylon" Imogen Edwards-Jones.

Ideę boysbandów i girslbandów na zupełnie kosmiczny poziom wyniosła Japonia, gdzie furorę robi na przykład zespół AKB48 - liczący 140 członkiń girlsband, podzielony na kilka podzespołów, występujący w kilku miejscach naraz, mający własny teatr z codziennymi, wyprzedanymi do ostatniego miejsca spektaklami. AKB48 zarabia kilkaset milionów dolarów rocznie m.in. dzięki ciągłej interakcji z fanami, którzy w głosowaniach decydują, kogo przyjąć do zespołu, kogo wyrzucić, a kto dostąpi zaszczytu wystąpienia w teledysku.

Obrus od Justina Biebera

Ogromną rolę w kreowaniu idoli odgrywa także YouTube. Gdy jakiś młodzieniec gromadzi wokół siebie kilkadziesiąt tysięcy sympatyków, niezależnie od tego czy śpiewa, czy prowadzi wideobloga, natychmiast jak sępy zaczynają się kręcić wokół niego wytwórnie płytowe.

Tak właśnie wystartowała kariera Kanadyjczyka Justina Biebera. Zaczynał od coverów na YouTube, a skończył jako najpopularniejszy idol nastolatek na świecie.

Justin Bieber to marka przynosząca jej "właścicielom" miliardy dolarów. Sprzedawanie płyt i biletów na koncerty to tylko wierzchołek tej góry pieniędzy. Justin Bieber występuje w filmach 3D o samym sobie (kasowe hity), pisze autobiografie (bestsellery) i sprzedaje całe mnóstwo oficjalnych przedmiotów.

W sklepiku Justina Biebera w przyzwoitych cenach można zakupić: wszystkie części garderoby (ale absolutnie wszystkie), plakaty, kubki, szczoteczkę do zębów, nici dentystyczne, biżuterię, kostiumy na Halloween, poduszki, pościel, perukę z aktualną fryzurą Biebera, miniaturową figurkę idola, kotylion, talerz, obrus, kolekcjonerskie karty do wymieniania się i setki innych produktów.

Dzieciaki przystępują do sekty

Zanim jednak wystawi się szczoteczki na sprzedaż, należy zgromadzić wokół idola społeczność. Fanów, a właściwie fanatycznych wyznawców.

Muszą oni czuć więź nie tylko z idolem, jego piękną grzywką, uśmiechem, życiowymi piosenkami, ale także ze sobą nawzajem, z pozostałymi fanatykami. Przypomina to trochę sektę, w której guru ma zawsze rację, a członkowie zamykają się we wspólnocie przed światem zewnętrznym.

Poczuciu wspólnoty sprzyja "hejt" wymierzony w ich guru. Im bardziej gwiazdor jest wyszydzany, tym szczelniej gromadzą się wokół niego obrońcy, którym włącza się syndrom oblężonej twierdzy.

Każda grupa fanów ma na siebie specjalne określenie. Sympatycy Justina Biebera to "Beliebers", wyznawcy One Direction to "Directioners", Dawid Kwiatkowski ma swoich "Kwiatonators", Saszan - "Saszanators". Agata Dziarmagowska - "Kaczonators", "Kaczorki" lub po prostu "Kaczki".

Fanka Agaty Dziarmagowskiej, znanej z piosenki "Mogę wszystko, nic nie muszę", tak pisze o swojej idolce:

"Jesteś świetna, to jest niesamowite, co robisz dla nas - kaczorków. Jesteś piękna, inteligentna, kochana. Dzięki Tobie wielu młodym ludziom pojawia się uśmiech na twarzy. To ty w tym roku namieszałaś najwięcej w polskim show-biznesie. W tym roku na razie debiutujesz, ale za rok, mam nadzieję, że będzie już: Agata Dziarmagowska artystka roku, płyta roku. Masz dopiero 17 lat, a swoim głosem zabijasz wszystkich! W przyszłości będziesz drugą Whitney Huston i tego ci życzę! Dziękujemy, że jesteś".

Inna fanka:

"Jest moim autorytetem i biorę z niej przykład. Poza tym, to inspiruje mnie muzyka. Ale nie coś typu Justin Bieber (bez urazy dla fanów), tylko taka, o głębszych słowach. Chodzi mi o piosnki z jakimś znaczeniem. Nie puste".

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas