Irena Santor wróciła pamięcią do traumatycznych wydarzeń. Artystka była świadkiem śmierci
Irena Santor to wokalistka i niekwestionowana królowa polskiej estrady. Jej przeboje wciąż podbijają serca wiernych, jak i nowych fanów, a wdzięk i szanowany talent piosenkarki stale zachwycają. Teraz opowiedziała publicznie o traumatycznej sytuacji sprzed 60 lat, która przyczyniła się do głębokiego kryzysu w jej życiu.

Twórczość Ireny Santor znamy z takich utworów jak "Embarras", "Już nie ma dzikich plaż", "Małe mieszkanko na Mariensztacie", "Powrócisz tu" czy "Tych lat nie odda nikt". Artystka przeżyła jednak w swoim życiu wiele krytycznych momentów. Straciła ojca w okresie II wojny światowej, zmierzyła się też ze śmiercią matki. W 1959 roku Santor straciła córkę Sylwię, która odeszła zaledwie dwa dni po przyjściu na świat. Tragedia doprowadziła do rozpadu małżeństwa wokalistki z jej pierwszym mężem.
Irena Santor miała stalkerkę. Artystka opowiedziała o dramatycznym wypadku
W rozmowie z "Dzień dobry TVN" Irena Santor opowiedziała o wypadku samochodowym z 1961 roku, w którym zginęła jej przyjaciółka, 22-letnia Ludmiła Jakubczak. Artystki wracały nocą z Łodzi do Warszawy, kiedy samochód niespodziewanie wpadł w poślizg. Pojazdem kierował mąż Ludmiły, Jerzy Abratowski, znany twórca oraz kompozytor. Piosenkarka wspomniała również o tym, że przez wiele lat zmagała się z niesprawiedliwymi oskarżeniami oraz groźbami ze strony osoby, która obwiniała ją o śmierć koleżanki z branży.
Zobacz również:
- Jerzy Grunwald obchodzi 75. urodziny. Po latach wrócił na stałe do Polski
- Wiktor Dyduła wyrusza w trasę "Tak jak tutaj stoję". "To 10 naszych spotkań, w 10 polskich miastach"
- Sylwia Grzeszczak daje miłości kolejną szansę. Nowy partner i słoneczna Malaga
- Elton John ma coraz większe problemy ze wzrokiem. "Jestem trochę uwięziony"
Irena Santor: "Ta dziewczyna mnie nachodziła"
"To było dramatyczne i skończyło się w sądzie. Pewna dziewczyna uważała, że ja jestem powodem śmierci Ludmiły Jakubczak. (…) To o tyle było przykre, że nachodziła mnie ta dziewczyna, czekała na mnie przed Teatrem Syrena, w którym ja wtedy pracowałam. I te listy były złowieszcze. Policja się tym zajęła i w sądzie się skończyło, tak że została ukarana" - wyznała Irena Santor, przyznając jednocześnie, że w 2011 roku otrzymała list z przeprosinami od swojej wieloletniej prześladowczyni.