Wilki na Przystanku Woodstock 2017: Wyproszona "Baśka"
Po pierwszym dniu 23. Przystanku Woodstock mamy chyba pierwszego mocnego kandydata do Złotego Bączka. Wilki pokazały, że po 25 latach działalności wciąż mają mocną pozycję na polskiej scenie.
- Obchodzimy 25-lecie. Jak nie teraz, no to kiedy? - ze śmiechem retorycznie stwierdził Robert Gawliński w rozmowie z Interią.
Debiut na Przystanku Woodstock oparty był na materiale z debiutanckiej "niebieskiej" płyty z 1992 r. oraz drugiego albumu "Przedmieścia".
- To fajne wyzwanie, normalnie nasz program w dużej mierze opiera się na piosenkach z XXI w. Chcieliśmy coś fajnego zaprezentować. Ta impreza wymaga specjalnego traktowania - tłumaczy lider Wilków.
Koncert rozpoczął się mocnym uderzeniem w postaci przeboju "Eroll", a następnie usłyszeliśmy utwory "Amiranda", "Rachela", "Gloria" i "Eli Lama Sabachtani". Szybko jednak okazało się, że dla części młodszych woodstockowiczów płyta "Wilki" to mocno archiwalny materiał, bo niektórych słuchaczy w momencie premiery nie było jeszcze na świecie. To oni najgłośniej domagali się dużo późniejszego przeboju Wilków - "Baśki".
Na to musieli poczekać aż do samego finału, a Wilki kolejno prezentowały piosenki z "Przedmieść" ("Cień w Dolinie Mgieł", "Hiszpan", "Jeden raz odwiedzamy świat") przeplatane takimi klasykami, jak "Aborygen" ("po drobnym liftingu"), "Beniamin" (z tekstem "Gdzie jest mój dom") i "Son of the Blue Sky". "Od tego się wszystko zaczęło" - mówił wyraźnie wzruszony Robert Gawliński.
Bisy były ukłonami w stronę nieco młodszych fanów: "Urke" (fragment "pijemy za lepszy czas" bardzo pasuje do Przystanku Woodstock), "O sobie samym" z solowego dorobku Gawlińskiego oraz "Nie stało się nic".
Przystanek Woodstock 2017: Wilki
Wilki wyszły na scenę raz jeszcze, bo braku "Baśki" by im chyba nikt nie wybaczył. "Baśka miała fajny biust, Ania styl, a Zośka coś co lubię" - Gawliński na dobre włączył się dopiero w refrenie, bo słowa w późną noc ponieśli woodstockowicze.