Olly Alexander (Years & Years): to był czas, by każdy poszedł w swoją stronę
Mateusz Kamiński
Olly Alexander po raz kolejny pojawił się na Open'erowej scenie. Tym razem jednak zespół Years & Years to solowy projekt Brytyjczyka, który aspiruje, by być jednym z najważniejszych nazwisk w muzycznej branży. Wokalista jest w trakcie festiwalowej trasy koncertowej, ale znalazł chwilę, by porozmawiać o tworzeniu muzyki w pojedynkę i relacji łączącej go z Eltonem Johnem.
Olly Alexander wraz z Years & Years pojawiał się już w Polsce - na koncertach, a także w finałowym odcinku jednej z edycji "The Voice of Poland". Inspiracje czerpie od całej gamy artystów - począwszy od Oasis przez Björk, Davida Bowiego, Steviego Wondera czy Destiny's Child. W zespole jest od 2010 roku, a w ubiegłym roku zaskoczył własnych fanów żegnając się z kolegami i nazywając Years & Years własnym, solowym projektem.
Tym razem przyjechał po trzyletniej przerwie do naszego kraju, by wystąpić podczas Open'er Festival 2022. - Świetnie jest znów tu być, bardzo czekałem na powrót. A ten festiwal jest świetny. Czuję się wyjątkowo, gdy znów mogę grać koncerty przed publicznością, to wspaniałe uczucie! - mówił w rozmowie z Interią.
Był to kolejny przystanek na jego trasie koncertowej, która pod koniec roku zawędruje nawet do Australii. Parę dni wcześniej zaprezentował swój performance podczas kultowego festiwalu Glastonbury, na który rokrocznie przyjeżdża około 220 tysięcy osób. Jak grało mu się na najsłynniejszej imprezie świata?
- Było niesamowicie. To był chyba jeden z najwspanialszych występów w mojej karierze! Jest też coś niezwykłego w Glastonbury, szczególnie jeśli jesteś artystą z Wielkiej Brytanii. Wychowujemy się z myślą, że Glastonbury jest największym festiwalem. A my skończyliśmy właśnie trasę po moim kraju i byliśmy bardzo pewni siebie na scenie, wiedzieliśmy co robimy, więc byłem podekscytowany. A to, że tym razem byłem solo... oczywiście czułem brak mojej rodziny na scenie, ale jestem po prostu wdzięczny, że mogę dalej to robić razem z publicznością. Więc było naprawdę świetnie - wyznał.
Nie bez przyczyny Olly Alexander nazywa kolegów rodziną. Choć od razu po ogłoszeniu decyzji o odejściu z zespołu Mikey'a Goldsworthy'ego i Emre Türkmena, rodziły się pogłoski o niesnaskach, to w rzeczywistości relacje między muzykami nie uległy pogorszeniu.
- To był dla nas czas, żeby każdy poszedł w swoją stronę. Więc to było dla nas najlepsze rozwiązanie, ale Mikey jest tutaj ze mną, gra na basie w moim zespole - mówi wokalista w rozmowie z Interią. I rzeczywiście - Mikey Goldsworthy dalej występuje z Years & Years. Tyle, że został "zdegradowany" do roli współpracownika i nie jest już członkiem zespołu.
Alexander przyznaje, że może i jest mu trochę dziwnie z faktem, że występuje na własny rachunek, ale w rzeczywistości nagrywanie muzyki w jego ocenie nie uległo wielkim zmianom po odejściu kolegów. Zawsze ostatnie zdanie należało do Olly'ego, który odgrywał największą rolę w pisaniu.
- Proces tworzenia muzyki niewiele się zmienił. Pomimo że byliśmy zespołem, to Mikey i Emre tak naprawdę nie robili muzyki. Ale za każdym razem dzieliliśmy się nią, rozmawialiśmy o niej. Teraz tego nie było i musiałem o wszystkim decydować sam, co było świetne, a zarazem trudne. Nie masz tych osób, od których możesz trochę się odbić, więc czujesz presję.
Na początku roku ukazał się nowy album, "The Night Call", a piosenki z niego stanowiły repertuar koncertu na Tent Stage. Nieukrywający homoseksualnej orientacji Alexander zdecydował się w Miesiącu Dumy wydać cover przeboju George'a Michaela, "Outside". Dlaczego zdecydował się nagrać na nowo akurat ten numer?
- Po prostu kocham tę piosenkę, to przez moją mamę! Pamiętam, jak puściła mi ją, to było jakoś w 2000 roku, może się mylę... Była na jednej z jego składanek. George napisał ją po tym słynnym aresztowaniu za "lubieżne czyny" wobec policjanta, co jest jedną z moich ulubionych historii. Bo George Michael jest dla mnie królem, a jeszcze wykorzystał to wydarzenie do stworzenia całej tej opowieści. To jest wyśmienite - opowiadał podekscytowany.
Artysta, który pierwsze poważne sukcesy zaczął odnosić w 2014 roku nie zdołał jednak poznać zmarłego w 2016 roku George'a Michaela. Mimo to dowiedział się wiele o tym, jakim był człowiekiem od innego artysty - Eltona Johna. Wspólne nagranie utworu "It's a Sin", który został wykorzystany m.in. w serialu "Bo to grzech" zapoczątkowało piękną przyjaźń między dwoma artystami. Początkowo Alexander nie wierzył, że udało mu się nagrać coś wspólnie z legendarnym brytyjskim wokalistą. Trudno jest mu w to uwierzyć nawet dziś!
- Wiesz, za każdym razem gdy się widzimy muszę się uszczypnąć. Chcę pielęgnować te chwile, każdą zapamiętać na zawsze. Przecież on jest taką legendą! Chłonę każde jego słowo, a on jest zawsze takim słodki i wspaniałym facetem. Tak w ogóle to zadzwonił do mnie dwa dni temu, tylko po to, by powiedzieć "Cześć". Nigdy nie sądziłem, że będę miał taką więź z Eltonem Johnem. Jest dla mnie naprawdę wspaniały. I on też opowiadał mi o George'u, o tym jakim był przemiłym człowiekiem. Ponoć miłym zawsze dla każdego. Teraz taką osobą jest też właśnie Elton - mówi piosenkarz.
Olly jest też zachwycony faktem, że udało mu się nagrać piosenkę z Eltonem - podobnie jak George'owi Michaelowi. - To wspaniałe - dodaje.
Z pewnością jeśli chodzi o duety, to podniósł sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Nie spocznie jednak na laurach, bo już marzy o kolejnych występach z gościnnym udziałem cenionych przez niego artystów. Jedno z tych marzeń może być trudne do spełnienia, ale nigdy nie mów nigdy.
- Oczywiście przede wszystkim Lil Nas X, Rihanna, Kate Bush... Nigdy nie wiesz! To zależy, bo jestem otwarty na wszystkich, ale właśnie ci są tymi najważniejszymi - zakończył Olly Alexander.