Kylie Minogue na Open'er Festival 2019: Kylie, jak Ty to robisz?! [RELACJA]
30 lat na scenie, masa hitów, setki, o ile nie tysiące koncertów, a oglądając Kylie Minogue w ogóle nie widać po niej jakichkolwiek oznak zawodowego wypalenia. Koncert w Gdyni podczas tegorocznego Open’era bezsprzecznie to udowodnił. Kylie wciąż ma to "coś" i wciąż bezproblemowo łączy pokolenia swoimi hitami.
Australijska gwiazda pop, która debiutowała ponad 31 lat temu singlem "The Loco-Motion" (posłuchaj!), do Polski przyjechała w ramach krótkiej trasy koncertowej "Kylie Summer 2019". Na letnich festiwalach wokalistka promuje swoją przekrojową składankę pt. "Step Back In Time: The Definitive Collection", na której znalazły się aż 42 piosenki gwiazdy. Każda z nich była mniejszym lub większym hitem, każda ma swoich gorących zwolenników.
Wokalistka wraz ze swoim sztabem musiała mieć więc nie lada ból głowy, gdy układała ostateczny rozkład jazdy swojej trasy koncertowej. Co wyrzucić, co zostawić, który z przebojów zasłużył bardziej?
Ostatecznie Kylie w Polsce przedstawiła setlistę składającą się z 18 utworów, zaprezentowanych podczas czterech odrębnych aktów. Podczas pierwszego, rozpoczynającego cały koncert, artystka w białym kombinezonie rozgrzała publikę takimi hitami jak "Love At First Sight" (sprawdź!) oraz "I Should Be So Lucky" (posłuchaj!).
Chwilę później w ruch poszła kreacja numer dwa - czarna prześwitująca suknia. Niezmienny pozostawał natomiast sceniczny wdzięk Kylie, która z wielka gracją przechadzała się po scenie, niemal bezustannie zagadując fanów i radując się każdą niespodzianką z ich strony. Można wręcz powiedzieć, że entuzjazm publiczności udzielał się samej gwieździe. Polskim sympatykom talentu Australijki udało się dwukrotnie zaskoczyć idolkę.
Pierwszy raz stało się to, gdy wokalistka dostrzegła koszulkę jednego z fanów, na której widniał napis "Poland Loves Kylie". Gwiazda wieczoru zaprezentowała publiczności t-shirt, a następnie pocałowała go i odesłała do jego twórcy. "Też was kocham" - skwitowała.
Za drugim razem Kylie zaprosiła na scenę jednego z fanów, który najpierw przytulił wokalistkę, a następnie pokazał jej coś, co miał na kilku kartkach. Minogue zerknęła, jeszcze raz uścisnęła mężczyznę i pozdrowiła Michaela (czyli zapewne Michała), o co poprosił sam fan. Ten prawdopodobnie nie zapomni tego wieczoru do końca życia.
Spotkanie z fanem nastąpiło już w trzeciej części koncertu, kiedy to gwiazda - przynajmniej moim skromnym zdaniem - zaprezentowała się w zdecydowanie najbardziej drapieżnym wydaniu. Piorunujące wrażenie zrobił numer "Slow" (tutaj brawa należą się przede wszystkim zespołowi artystki; sprawdź!), a następnie bardzo dobrze wypadł zagrany do połowy akustycznie największy hit piosenkarki "Can't Get You Out Of My Head". Ubrana w czerwony kostium gwiazda kusiła zebranych pod scenę widzów, przy okazji świetnie się bawiąc.
Ostatni akt koncertu rozpoczął się scenką ślubu. Weselne klimaty oznaczały zdecydowaną zmianę frontu. Wokalistka mogła dzięki temu pokazać swoje bardziej romantyczne oblicze. Zamierzając do finału przypomniała również swój najstarszy przebój, czyli wspomniany wyżej "The Loco-Motion" (połączony z plażowymi wizualizacjami, które dla osób ubranych w grube bluzy i kurtki, mogły być kiepskim żartem).
Finał to Kylie w wersji country, którą poznaliśmy m.in. za sprawą płyty "Golden", oraz hit "Spinning Around". 51-letnia Australijka pożegnała się z fanami wystrzałem w powietrze ogromnej ilość białych serpentyn.
Minogue podstawowy cel tego koncertu zrealizowała bezbłędnie - cofnęła nas w czasie i przypomniała, dlaczego pokochały ją miliony ludzi na całym świecie, robiąc to przy okazji w zacnym stylu. Co poniektórzy pod sceną pewnie przypomnieli sobie, o istnieniu kogoś takiego jak KM, inni być może dzięki Open'erowi mieli pierwszy raz styczność z jej piosenkami. Pisałem coś o łączeniu pokoleń przez Australijkę? Tak, znowu jej się to udało.