Bruno Mars na Open'er Festival 2018: Najniższy headliner z największą publiką (relacja)

To prawdopodobnie największy koncert w historii Open'era. Tłum, który pojawił się zobaczyć Bruno Marsa trudno było ogarnąć wzrokiem. Sam gwiazdor stanął na wysokości zdania i zaprezentował spektakularne widowisko, które fani zapamiętają na długo.

Bruno Mars na festiwalu Roskilde
Bruno Mars na festiwalu RoskildeAFP PHOTO / Ritzau Scanpix / Torben Christensen East News

"Dobrze być tu znowu. Tęskniłem za wami. Chcę was dzisiaj zobaczyć uśmiechniętych i tańczących" - w taki sposób z publicznością przywitał się Bruno Mars, największa gwiazda tegorocznej edycji Open'era i jeden z najbardziej rozchwytywanych popowych twórców ostatnich lat na świecie.

Zwykła kokieteria? Tradycyjnie obłaskawianie fanów, znane z niemal wszystkich koncertów zagranicznych artystów? Być może, ale jeżeli Bruno udawał, to w takim razie robił to naprawdę przekonująco.

O Polsce wspominał kilka razy, m.in. w wtedy, kiedy udawał, że wykonuje telefon. "Paryż, Rzym? Kochanie, spędzimy te wakacje w Polsce" - krzyknął do tłumu, czym wywołał wybuch radości.

Jednak całe robienie słodkich oczu do fanów, nie miałyby szans trafienia na podatny grunt, gdyby Marsa nie broniła muzyka. A ta jest zdecydowanym sojusznikiem wokalisty.

Koncertowy repertuar wokalisty nie ma słabych momentów. Pochodzący z Hawajów artysta zaserwował swoim fanom prawdziwą kanonadę przebojów.

Całość zaczął przesycony latami 90. "Finesse" oraz największy hit z ostatniej płyty - tytułowy "24K Magic". Następnie uczestnicy festiwalu usłyszeli m.in. "Treasure", "That's What I Like" oraz "Versace On The Floor".

W trakcie, gdy Chorwacja z Rosją kończyły konkurs rzutów karnych, teren imprezy wypełniły dźwięki Marszu Mendelssohna, zwiastującego balladę "Marry You". Część widowni w tym czasie nerwowo zerkała na tekstowe relacje i kierowała swoje oczy w stronę telebimu w strefie kibica. Jednak była to zdecydowana mniejszość. Bo kilkadziesiąt tysięcy osób przyszło ostatniego dnia Open'era zachwycać się tym, co na scenie wyczynia gwiazda wieczoru.

A koncertowa otoczka również prezentowała się imponująca. Przywieziona 16 tirami scena prezentowała się majestatycznie a jakby tego było mało, co chwilę na niebie można było oglądać fajerwerki.

W bardzo dobrze wyreżyserowanym spektaklu Mars znalazł również odrobinę czasu dla swoich kolegów z zespołu. Dzięki temu widownia usłyszała solówki na perkusji oraz pianinie. Ta druga nastąpiła zaraz przed kluczowym momentem koncertu. Tak jakby cały dyrygent tego przedsięwzięcia chciał, aby ludzie nieco odpoczęli przed finałowym zaproszeniem do tańca.

Końcówka to bowiem trzy największe hity - "Locked Out Of Heaven", "Just The Way You Are" oraz przygotowany specjalnie na bisy "Uptown Funk".

Bruno Mars swoim koncertem idealnie zwieńczył rekordowego Open'era. Napakowaną gwiazdami edycję festiwalu odwiedziło łącznie w Babich Dołach ponad 140 tys. osób. Wokalista natomiast postawił bardzo wysoko poprzeczkę przed kolejnymi headlinerami i w najbliższych miesiącach dowiemy się, kto będzie musiał mu dorównać.

Bruno MarsLeo Marinho / Splash NewsEast News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas