OFF Festival: W stronę Polski i bez gwiazd?
W którą stronę powinien rozwijać się alternatywny i niszowy w swej filozofii OFF Festival? Poniżej redakcja INTERIA.PL rzuca dwie - być może kontrowersyjne - tezy i wyciąga wnioski z tegorocznej edycji katowickiej imprezy.
Rebeka, UL/KR, Semantik Punk, We Draw A, Stara Rzeka, Furia czy Fuka Lata to tylko część polskich wykonawców, których występy znacząco wzbogaciły ofertę zakończonego właśnie OFF Festival 2013. Mimo iż grały o wczesnych porach, dały znakomite, entuzjastycznie przyjęte koncerty. Taka sytuacja każe zastanowić się nad przeznaczeniem dla krajowych debiutantów późniejszych czasów w line-upie.
OFF Festival ma już na tyle silną pozycję, a przede wszystkim wyrobioną publiczność, że może sobie pozwolić na ryzyko wpadki związanej z koncertem początkującego artysty. Ryzyko tak naprawdę niewielkie, spore tłumy pod sceną na Rebece czy wypełniony namiot już przed koncertem Starej Rzeki (zagrała pierwszego dnia o godz. 15.30) świadczą, że OFF-owa publiczność solidnie przygotowuje się do festiwalu i wie, z kim ma do czynienia. Nie przywiązuje też wagi do narodowości artysty. Za to potrafi narzekać, gdy występ jest za krótki - te o wczesnych porach trwają po 30 minut.
Większe wsparcie początkujących wykonawców pozwoli OFF-owi na zyskanie opinii miejsca, które nie tylko prezentuje najważniejsze trendy w muzyce alternatywnej, ale także samemu odkrywa i odważnie kreuje nowe. Ukłon w stronę rodzimych artystów będzie też automatycznie ukłonem w stronę zagranicznej publiczności, której z roku na rok w Katowicach przybywa, a która wykazuje żywe zainteresowanie naszymi zespołami (OM).
Rozwijając powyższą tezę można się nawet zastanowić, czy OFF Festival potrzebuje jeszcze głośnych gwiazd? Bardzo kontrowersyjne pytanie, być może postawione jeszcze za wcześnie w przypadku młodego, bądź co bądź, festiwalu (zakończyła się właśnie ósma edycja OFF-a), ale podczas tegorocznej odsłony zaobserwowaliśmy kilka symptomów zjawiska, które do postawienia takiej tezy nas skłoniły.
Po pierwsze, koncerty gwiazd napisanych największą czcionką na festiwalowym plakacie nie były oblegane bardziej niż inne, w większości nie wzbudzały też największego aplauzu publiki. Pytanie czy komercyjny sukces i wyprzedanie biletów festiwal zawdzięczał tym dużym gwiazdom? Też niekoniecznie.
Największy potencjał komercyjny z pewnością mieli The Smashing Pumpkins, a o jednodniowe bilety najtrudniej było w sobotę z Godspeed You! Black Emperor w roli headlinera. Kanadyjczycy są wielką gwiazdą, ale w ramach post-rockowej niszy i z pewnością ze wszystkich wykonawców zamykających scenę główną tegorocznej edycji, potencjał komercyjny mieli najmniejszy. Wreszcie festiwal zamykał występ My Blood Valentine, zespołu kultowego, ale niszowego.
Sam Zbigniew Wodecki zrobił dla publicity festiwalu więcej niż trzej headlinerzy razem wzięci, a przypuszczamy, że dla zagranicznych mediów obecnych na festiwalu ciekawsze od starych dinozaurów były gorące odkrycia, jak AlunaGeorge, Goat, Metz, Mykki Blanco i im podobni.
Taka sytuacja może za parę lat doprowadzić do tego, że na plakacie OFF Festivalu będzie widniało wielkie logo imprezy i napisanych tą samą czcionką np. 150 wykonawców (przecież te trzy headlinerowe koncerty kosztowały pewnie co najmniej 1/3 gaż wszystkich wykonawców, więc zostanie sporo budżetu na 50 kolejnych ciekawych). Oczywiście, to dość rewolucyjny koncept potraktowania wykonawców na niemal równych zasadach, ale może w dobie wielkiej konkurencji to właśnie byłby wyróżnik OFF-a nie tylko w Polsce, ale i na świecie (FL).
Filip Lenart, Olek Mika
Portal INTERIA.PL był patronem medialnym OFF Festival 2013.