OFF Festival 2013: Było tak gorąco, że... (relacja, zdjęcia, wideo)

Temperatura znów dała się we znaki - także artystom. Z powodu ukropu rozstroiły się struny gitary muzyka formacji Metz. Gorąco było również z powodów już stricte muzycznych.

International Bankok Paradise Nolan Band zrobili furorę na OFF-ie
International Bankok Paradise Nolan Band zrobili furorę na OFF-ieINTERIA.PL

OFF Festival 2013: Dzień drugi

The WalkmenINTERIA.PL
SkalpelINTERIA.PL
MetzINTERIA.PL
MetzINTERIA.PL
MerchandiseINTERIA.PL
MerchandiseINTERIA.PL
Julia HolterINTERIA.PL
Glass AnimalsINTERIA.PL
Brutal TruthINTERIA.PL
GY!BEINTERIA.PL
International Bankok Paradise Nolan BandINTERIA.PL
International Bankok Paradise Nolan BandINTERIA.PL
International Bankok Paradise Nolan BandINTERIA.PL

Na początek mała errata do naszej relacji z piątku. Dzień zakończyły bardzo udane sety DJ Blondes i Shackletona, obydwa mimo bardzo późnej pory zebrały dużą frekwencję i dały możliwość wyszalenia się wszystkim, którzy mieli jeszcze dość sił. Zwłaszcza bardzo transowy techno set Blondes roztańczył Dolinę Trzech Stawów, a frekwencja wskazuje, że w przyszłości organizatorzy mogą spokojnie pomyśleć o gwiazdach ambitnej muzyki tanecznej jako headlinerach festiwalu i umieszczeniu takiej muzyki na scenie głównej.

A co działo się w sobotę? Zaznaczmy na początku, że festiwal został wyprzedany! Wchodząc na teren imprezy, można było spotkać osoby z kartkami z błagalnym "kupię bilet", a przed bramą wejściową na teren imprezy wisiała duża wywieszka z wszystko mówiącym napisem: "sold out!". Szczere gratulacje dla organizatorów, bo śmiem twierdzić, że zasługa to głównie marki, jaką wyrobił sobie OFF niż komercyjnego potencjału gwiazd tegorocznej edycji.

O godz. 15 koncerty na scenie głównej otworzył polski skład Semantik Punk i od razu pokazał, że odpowiednim zaangażowaniem i pewnością w graniu można szybko skompletować o tej godzinie niezłą liczbę słuchaczy. Mało tego, ci ludzie mimo potwornej spiekoty zaczęli się tam ruszać! Muzyka zespołu to hard core złamany niekonwencjonalną, wręcz jazzującą grą perkusji. Pokazali poziom światowy i są kolejnym przykładem, że czas polskim wykonawcom dawać lepsze czasy w line-upie niż godzina 15. Następne przykłady to entuzjastycznie przyjęty występ Piotra Kurka na Scenie Eksperymentalnej oraz UL/KR na Leśnej (FL).

O gorzowskiej grupie UL/KR mówi się, że na żywo jest równie dobra, jak na płytach. W Katowicach była przede wszystkim inna - brzmiała leniwie i smoliście, niczym lejący się z nieba żar. Udana koncertowa metamorfoza świadczy o sporej wyobraźni i kunszcie zespołu (OM).

Choć grająca w swoich Katowicach Furia to poważny zespół blackmetalowy, z posępnymi utworami i obowiązkowym corps paint, to jednak podczas występu kwartetu miała miejsce bardzo humorystyczna sytuacja. W nagrzanym do granic możliwości namiocie Sceny Eksperymentalnej, pełnym z trudem łapiących powietrze i opływających potem fanów, ktoś pod sceną poprosił o jeden z utworów Furii zatytułowany... "Idzie zima". Były to - jeśli chodzi o aurę - niestety czcze życzenia...

Komiczna sytuacja miała miejsce podczas koncertu szwedzkiego melancholika Jensa Lekmana. Ballady piosenkarza - specjalnie dedykowane widzom o złamanych sercach - w pewnym momencie zderzyły się z... próbą dźwięku metalowych ekstremistów z Brutal Truth na sąsiedniej Scenie Leśnej. Jeżeli stanęło się w odpowiednim miejscu i pod odpowiednim kątem, to w lewym kanale można było usłyszeć ryk Kevina Sharpe'a, a w prawym łagodny śpiew Jensa Lekmana. Doznanie wyjątkowe, przez przypadek też dające dobre pojęcie o zróżnicowanym charakterze OFF-owego programu. A sam koncert Brutal Truth? Jeżeli o kimś można powiedzieć, że niebezpiecznie przesuwa granicę przyswajalności muzyki aż do samego maksimum, to właśnie o zespole basisty Dana Lilkera (AW).

Jednym dawał się we znaki growling Kevina Sharpe'a, innym wcześniej doskwierało słońce. Jednak o tym, że z upałem da się wygrać, ostatecznie przekonał nas występ kanadyjskiej punkowej formacji Metz. Zarówno zespół, jak i publiczność wpadli w obustronnie nakręcający się szał. Wokalista Alex Edkins miotający się ze swoją gitarą po scenie zaczął występ w całkiem suchej koszulce, by podczas ostatniego kawałka mieć suche jedynie zakończenia rękawów. "Hej, ale gorąco, roztroiła mi się gitara" - powiedział zapowiadając "Wasted", jeden z przebojów grupy. "Ale kto by się tym przejmował" - dodał wyraźnie zadowolony z atmosfery pod sceną. Efektem "młócki", jaką zgotowali Kanadyjczycy, było najlepsze jak do tej pory pogo pod sceną i wielkie owacje publiki na koniec. Uwaga! Zespół już jesienią wraca do Polski na dwa koncerty w Warszawie i Wrocławiu - nie możecie tego przegapić (FL).

Z werwą, choć o wiele łagodniej od Metz, a przede wszystkim melodyjnie, zagrał zespół Merchandise. I także się podobał. Zwłaszcza żeńskiej publiczności, czemu trudno się dziwić - grupa za frontmana ma faceta o głosie przypominającym młodego Morrissey'a (OM).

Wspomniana w naszej OFF-owej zapowiedzi zbiorowa histeria wybuchła dzisiaj zupełnie nieoczekiwanie. Wszystko za sprawą przypadku, czyli wcześniejszego odwołania koncertu Solange Knowles i pojawienia się w programie festiwalu Tajów z International Bankok Paradise Nolan Band. Zespół, grający połączenie tradycyjnej tajskiej muzyki z rytmami funkowymi, roztańczył kilkutysięczny tłum, a na koniec wprowadził go w euforię. Wyraźnie zadowolony Artur Rojek filmował sobie telefonem roztańczony tłum i owacje, które doprowadziły do bisu (FL).

Około godziny 23 na OFF-ie doszło do bardzo szczególnej sytuacji. Na terenie festiwalu zrobiło się... cicho! Nie, nie padło zasilanie. O tej porze równocześnie odbywały się koncerty duetu Skalpel (o nim poniżej) i mrocznych jazzmanów z Boren Und Der Club Of Gore. Ci ostatni katowicki Muchowiec zamienili w miasteczko Twin Peaks: było tajemniczo, złowrogo i kameralnie. Także za sprawą image'u, a raczej jego braku. Z powodu wyłączonych prawie w komplecie świateł Niemców spowijał gęsty mrok.

Dobre wprowadzenie do jazzowego wieczoru na OFF Festival - w końcu Skalpel zbudowali karierę nie tylko na swoim talencie, ale też i miłości do polskiej muzyki jazzowej - dali The Walkmen. Koncert amerykańskiego zespołu był tak elegancki i szykowny, jak świetnie skrojony garnitur wokalisty Hamiltona Leithausera. I jeszcze ta jego przeszywająca jak igła materiał maniera śpiewu... (AW).

Skalpel rozrósł się na ten koncert do kwartetu, gdyż na instrumentach perkusyjnych zagrał Jan Młynarski, a na klawiszach Pianohooligan. Dodatkowego smaku dodały wizualizacje robiące zarówno klimat, jak i obrazujące zmagania muzyków ze sprzętem i instrumentami. Muzycznie całość była bardzo wysmakowana, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że sporo lat minęło od czasu powstania tych utworów i podkłady Igora Pudło i Marcina Cichego brzmią jeszcze bardziej retro. A może to właśnie zaleta tej muzyki i tego koncertu, który przypomniał nam brzmienie pierwszoligowego nu-jazzu w wirtuozerskim wykonaniu? (FL)

Brzmienie, precyzja, wyczucie przy stopniowaniu napięcia i niepokojąca aura - niby znamy muzykę Godspeed You! Black Emperor z płyt, ale odegrana na scenie na tle sugestywnych wizualizacji, robi mocne wrażenie (OM).

Na koniec dodajmy, że w strefie gastronomicznej trwa natomiast w najlepsze festiwal kulinarny. Wybór niezwykle bogaty, kuchnie z przeróżnych stron świata serwowane przez uznane restauracje, ale też kanapki o intrygujących nazwach jak na przykład "D**y nie urywa". Tanio nie jest, ale to najlepsze festiwalowe menu, jakie kiedykolwiek widziałem. Minusem są niestety bardzo duże kolejki w późniejszych godzinach (FL).

Filip Lenart, Olek Mika i Artur Wróblewski, Katowice

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas