"Bydgoszcz, Teksas"

Pochodząca z miasta nad Brdą formacja George Dorn Screams drugi album "O'Malley's Bar" zarejestrowała z nie byle kim, bo Johnem Congletonem z grupy The Paper Chase (producent w CV ma współpracę z takimi tuzami muzyki niezależnej, jak Modest Mouse, Logh, Smog, The Appleseed Cast, czy mainstreamowymi Bono z U2, Celine Dion, The Roots czy R. Kelly) i nie byle gdzie, bo w Dallas w gorącym Teksasie. Jednak niech te okoliczności nie przesłonią najważniejszego faktu, że "O'Malley's Bar" George Dorn Screams już można uznawać za jeden z najciekawszych albumów 2009 roku na polskiej scenie alternatywnej. Z basistą Wojtkiem Trempałą i gitarzystą Kubą Ziołkiem rozmawiał Artur Wróblewski.

George Dorn Screams fot. Bartek Gil
George Dorn Screams fot. Bartek Gil 

Płytę nagrywaliście w Dallas w lipcu 2008 roku. Jaka jest wtedy pogoda w Teksasie?

Wojtek Trempała: Jest bardzo gorąco (śmiech). Myślę, że momentami było około 45 stopni Celsjusza. Poza tym w Dallas panuje straszna duchota.

A jakim miastem jest Dallas?

Wojtek Trempała: Bardzo mocno czuć Południe. Nie byłem na północy Stanów Zjednoczonych, ale struktura społeczna miasta dużo pokazuje. Tam jak na talerzu widać segregację rasową. W Dallas mieszkaliśmy w dzielnicy Afroamerykanów i Latynosów. Dzięki temu sami mogliśmy się przekonać, jak wyglądają relacje między rasowe. Nie czuliśmy się zbyt pewnie idąc ulicą. Wszyscy patrzyli na nas dosyć podejrzanie, bo nie wiedzieli co tu robimy i dlaczego tu przyjechaliśmy. W ogóle John, kiedy dowiedział się, że chodzimy po dzielnicy pieszo, stuknął się w głowę. My mu powiedzieliśmy, że w Polsce też są ulice, na których raczej nie wolno się pokazywać, bo jest niebezpiecznie. Odpowiedział nam, że w Ameryce panuje inna definicja "niebezpieczeństwa". Dokładnie tak powiedział: "W Ameryce panuje inna definicja niebezpieczeństwa" (śmiech).

Kuba Ziołek: Tutaj ktoś ci da w mordę, tam możesz dostać nożem w brzuch.

Mieliście jakieś nieprzyjemne akcje?

Kuba Ziołek: Raz gdy szedłem z Radkiem [Maciejewskim, gitarzystą zespołu - przyp. AW], to obrzucano nas z samochodu butelkami.

Wojtek Trempała: Innym razem niedaleko nas rozpętała się strzelanina. Automatycznie wszyscy zaczęliśmy biec do studia. Te dwa incydenty dobrze pokazują panującą tam sytuację, ale jednostronnie. Wiele osób, które tam poznaliśmy, było bardzo miłych dla nas. Po pewnym czasie, gdy już wiedzieli że czterech "białasów" nagrywa płytę w ich dzielnicy, to uśmiechali się do nas i pozdrawiali. Dallas to miasto o dwóch twarzach. I tego problemu nie należy rozpatrywać w kategoriach dyskryminacji rasowej, tylko segregacji. Struktura społeczna tego miasta jest właśnie wynikiem segregacji rasowej.

Kuba Ziołek: To jest miasto, w którym czas się trochę zatrzymał. W ogóle ten stan jest taki. Tam panuje klimat sprzed 30 lat. To jest niesamowite.

Wojtek Trempała: Oczywiście myślimy tu o stosunkach społecznych, bo samo miasto robi wrażenie...

Kuba Ziołek: Dallas jest również ciekawym przykładem miasta, w którym całe życie dzieje się na obrzeżach. Oczywiście w amerykańskich metropoliach to jest standard. W takim Los Angeles, żeby dostać się z jednego krańca miasta na drugi, trzeba przejechać z 70 kilometrów.

Jak bardzo stereotypowe jest Dallas? Zdarzali się dżentelmeni w kapeluszach, kowbojkach i kurtach z frędzlami?

Wojtek Trempała: Widywaliśmy takich.

Kuba Ziołek: Oni z tymi "stereotypami" obnoszą się z dumą. Nie wstydzą się.

Wojtek Trempała: Film "To nie jest kraj dla starych ludzi" świetnie oddaje klimat tego miejsca. Wszystko się zgadza (śmiech). Jeżeli pochodzisz z Europy, to musisz mieć naprawdę silną psychikę, żeby bezboleśnie wtopić się w tamtą rzeczywistość (śmiech).


Kuba Ziołek: Trzeba jednak zaznaczyć, że Dallas nie jest reprezentatywny dla całego Teksasu. Jeszcze jest miasto Austin, ponoć pięknie położone... Dallas to nie jest cały Teksas. Może tutaj trochę generalizujemy.

Wojtek Trempała: Mamy też bardzo dobre wspomnienia. Nawet pomimo tych niepokojących sytuacji, o których mówiliśmy, to chętnie bym tam wrócił.

Podczas waszego pobytu w Ameryce miała miejsce kampania prezydencka. Czy odczuliście to?

Wojtek Trempała: Głównie w telewizji. Na wszystkich kanałach mówiono głównie o tym.

Kuba Ziołek: Teksas i Dallas to raczej specyficzne miejsce, zamknięte na wszelkie formy dialogu. Tak naprawdę ludzie debatami i dyskusjami się nie interesowali, bo z góry wiadomo na kogo zagłosowano. Nie do końca wiemy, jak się rozłożyły głosy w Teksasie, ale raczej wygrał tam John McCain.

Wojtek Trempała: Chociaż była raz taka sytuacja, że podczas jednej z debat Obama-McCain ulice po prostu zastygły. Ludzie siedzieli w domach i oglądali dyskusję kandydatów w telewizji.

Przejdźmy teraz do muzyki. Na to pytanie pewnie odpowiadaliście już wiele razy, ale powiedzie jak doszło do waszego spotkania z Johnem?

Wojtek Trempała: Graliśmy razem koncert w Bydgoszczy i wymieniliśmy się płytami, jak to się zazwyczaj robi. Po paru miesiącach John odezwał się z propozycją, że może nam zmiksować materiał. A jeszcze lepiej byłoby, gdybyśmy mogli zrobić materiał u niego i nagrać go z nim. Za racji tego, że były sprzyjające okoliczności, graliśmy sporo koncertów i mogliśmy zarobić pieniądze na wyjazd, to polecieliśmy do Dallas. Bardzo się z tego cieszymy.

John to fantastyczny człowiek. Świetnie zna się na muzyce, na inżynierii dźwięku. Jest bardzo kreatywną i pozytywną osobą. Szalenie miłą w kontakcie. Szybki załapaliśmy wspólny język. Bariery pękły momentalnie.

Kuba Ziołek: To jest bardzo normalny człowiek, bardzo sympatyczny. Jestem daleki od majestatyzacji tego gościa. Skromny i spokojny człowiek.

Przed wyjazdem do Dallas mówiliście, że nie wiecie czego się spodziewać po sesji...

Wojtek Trempała: Tak, to prawda. Ale nasz wątpliwości i obawy szybko zostały rozwiane. Na pytania jaki tam będzie sprzęt, jak tam z hotelem, jak to wszystko wygląda, John odpisywał: "Wszystko będzie dobrze, nie martwcie się" (śmiech).

Kuba Ziołek: A tak naprawdę już pierwszego dnia okazało się, że nasz bagaż ze sprzętem zaginął.

Wojtek Trempała: Musieliśmy kupować sprzęt na miejscu. Mieliśmy tylko dwa tygodnie, nie mogliśmy przebukować biletów, dlatego byliśmy zmuszeni kupić np. efekty.

Kuba Ziołek: Torby ostatecznie się odnalazły, ale sprzęt był już kupiony...


Spotkałem się z taką opinią, że polskie zespoły są do tylu względem wykonawców anglosaskich właśnie ze względu na sprzęt czy wyposażenie studio nagraniowego. Czy tamto studio zrobiło na was wrażenie?

Kuba Ziołek: To jest chyba mit. Patrząc na to, w jaki sposób pracują Steve Albini, John McEntire czy John Congleton... Oni pracują na sprzęcie, który można bez problemu zdobyć w Polsce. Także bariery techniczne obecnie zanikają. To nie są ludzie, którzy pracują na jakimś niesamowicie drogim, wyjątkowym i rzadkim sprzęcie. Oni po prostu mają dobre ucho, i tyle.

Wojtek Trempała: John mówił nam, że w Europie jest mało zespołów, które nie powielałyby amerykańskich wzorców. Tak wynikało z jego doświadczeń. I można się rzeczywiście nad tym zastanowić. Ja nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

Nie obawiacie się że faktu, iż nagraliście naprawdę dobrą płytę, nie przysłoni to, że została ona zarejestrowana z zagranicznym, uznanym producentem?

Wojtek Trempała: Nas to bardzo denerwuje. W niektórych mediach pojawiły się artykuły, które koncentrowały się na tym z kim John pracował. Jego zresztą też to denerwuje. W zasadzie to się śmiał z tego. Ale właśnie z tego powodu jaką osobą jest John, jaki jest skromny i jakie ma zdrowe podejście do tematu, za bardzo się tą współpracą nie ekscytujemy. Żyjemy w coraz bardziej cywilizowanym, globalnym świecie, a nam udało się pojechać na jego drugi koniec i nagrać płytę z fajnym gościem. W ten sposób to traktujemy. Zespoły z Polski mają teraz takie możliwości, jak na przykład The Car Is On Fire, którzy nagrywali z Johnem McEntire. Czy wcześniej Blue Raincoats, którym mastering robił Jack Endino.

Nasza płyta brzmi bardzo fajnie i to jest najlepsze świadectwo z kim pracowaliśmy.

Kuba Ziołek: Oczywiście, to nazwisko jest dla nas trochę kartą przetargową. Ale nie oszukujmy się - kto tak naprawdę w Polsce zna Johna Congletona? On nie jest aż tak niesamowitą osobą, żeby robić z tego wielkie halo. Powtórzę to, co powiedział Wojtek: ta płyta brzmi bardzo fajnie i jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. Zresztą te jego historie, że pracował z Bono czy Celine Dion... On po prostu był zatrudniony w danej firmie. To mógł być on, to mógł być ktoś inny... Miał wtedy 20 lat i po prostu miał kabelki przełączyć.

Poprzednim razem rozmawiając z wami zachwycałem się debiutem "Snow Lovers Are Dancing", a wy mieliście do tej płyty dosyć chłodny stosunek i podkreślaliście, że myślami jesteście już przy następnym albumie. Teraz też tak jest? Myślicie już o trzeciej płycie?

Wojtek Trempała: Mamy nagranych sporo utworów. Część z Dallas, część z Suchar z 2008 roku. Wtedy pojechaliśmy "wakacyjnie" na wieś i przy okazji zrobiliśmy kilka numerów. To na pewno się ukaże, ale raczej jako dodatek, a nie kolejna płyta. Ja póki co o nowej płycie jeszcze nie myślę.

Kuba Ziołek: Ja z reguły bardzo się cieszę z komponowania nowych utworów, także tak naprawdę już nie mogę się doczekać...

Wojtek Trempała: Doczekać, tak. Ale jak będzie wizja? Kompletnie tego nie wiemy. A wracając do "Snow Lovers Are Dancing", to ja to traktuję jako debiut w ścisłym tego słowa znaczeniu. Bardzo się cieszę, że ta płyta zyskała rozgłos...Ale pewnie za jakiś 10 lat będę umiał powiedzieć jaka jest naprawdę ta płyta. Na dzień dzisiejszy ja za debiutem nie przepadam. Nie jest to płyta, której dziś mogę słuchać w spokoju. Mam jedynie nadzieję, że za dwa lata nie pomyśle tak o "O'Malley's Bar" (śmiech). Z drugiej strony mam duży sentyment do naszej pierwszej płyty.

Kuba Ziołek: Ja w momencie, gdy płyta jest nagrana i ukończona, przestaję o niej myśleć i nie słucham jej. Zaczynam myśleć o nowych piosenkach.

Dziękuje za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas