Nie bać się zmian

W maju ukazał się nowy album gruzińskiej wokalistki Katie Melua, która od lat mieszka w Anglii. Justyna Tawicka rozmawiała z artystką nie tylko o płycie "The House", którą współtworzyli William Orbit i Guy Chambers, ale także m.in. o dzieciństwie spędzonym w Tbilisi i Batumi.

Katie Melua przez osiem lat mieszkała w Gruzji - fot. Sean Gallup
Katie Melua przez osiem lat mieszkała w Gruzji - fot. Sean GallupGetty Images/Flash Press Media

Katie Melua: - Tak, można tak powiedzieć. Naprawdę jednak przyczyną, dla której odczytuję ten tytuł jako "The House" - dom rozumiany jako budynek - jest fakt, że album ten jako całość zdominowało poczucie oderwania, poczucie tajemniczości i swoistej grozy. Nie dotyczy to wszystkich piosenek, ale na pewno utworu tytułowego, "The House", który w pewnym sensie opowiada o przedzieraniu się przez taką mentalną gmatwaninę, szukanie drogi wyjścia z labiryntu własnego umysłu. Owszem, mam nadzieję, że słuchacze odkryją w tym albumie dom w sensie domowego ogniska, atmosfery - to śliczne wyrażenie - ale słowo "house" wybrałam świadomie, ponieważ chciałam zachować to wrażenie tajemniczości.

Tak, jak Ci już powiedziałam przed naszym wywiadem, moją ulubioną piosenką jest "The Flood". Dla mnie jej przesłanie to: nie bać się zmian. Czy mam rację?

Katie Melua: - Tak, to właśnie jest przekaz tego utworu. Dla mnie ten brak lęku przed zmienianiem się oznaczał również swoiste odprężenie, potrzebę bycia nieustraszonym pod każdym względem - nie tylko w kontekście zmiany albo stagnacji. Kiedy Guy Chambers po raz pierwszy usłyszał słowa, które napisałam wspólnie z Lauren Christy, poczuł prawdziwą inspirację. To był jego pomysł, by wprowadzić do tej piosenki zmianę tempa. Byłam zdumiona, że w pełni zrozumiał ten tekst i dostrzegł "serce" tego utworu. Ta zmiana tempa była najbardziej szaloną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam w mojej muzyce, ale o to właśnie chodziło. Istotą tego zabiegu było zdecydować się na coś, czego normalnie by się nie zrobiło, nie bać się i realizować tę wizję.

Jakie zmiany zaszły w twoim życiu od czasu przeprowadzki z Batumi do Anglii, gdzie jako 15-latka stałaś się znana dzięki wykonaniu piosenki Nilssona "Without You"?

Katie Melua: - Tak, przeprowadzka z Gruzji do Belfastu, a potem do Londynu, była ogromną zmianą. Większą część mojego dzieciństwa, pierwszych osiem lat życia, spędziłam w Gruzji - w Tbilisi, a potem w Batumi. Jako dziecko całymi dniami słuchałam muzyki. Moi wujkowie - bo mieszkałam również z dalszą rodziną - byli wielkimi fanami Queen i Led Zeppelin, więc ja również słuchałam tych zespołów. W tamtych czasach często zdarzały się jednak przerwy w dostawie prądu - były to bardzo trudne czasy w Gruzji. Wtedy moja mama siadała do pianina i zaczynała grać utwory muzyki klasycznej. Mogę więc powiedzieć, że zmieniło się moje środowisko, ale moja miłość do muzyki pozostała taka sama.

A co powiesz o jazzie i bluesie? Mike Batt, producent i kompozytor, powiedział kiedyś, że nikt nie potrafi interpretować jazzu i bluesa tak, jak ty.

Katie Melua: - Boże? Cóż, to mówi Mike, który jest moim menedżerem [śmiech]. Kocham bluesa. Jeśli chodzi o jazz, to nigdy tak naprawdę nie studiowałam tego gatunku, nie zgłębiałam go - nie byłabym w stanie wymienić wszystkich płyt Elli Fitzgerald czy Louisa Armstronga. Ale w przypadku bluesa czuję, że ta muzyka w pewien sposób tkwi gdzieś we mnie. Blues w wielkim stopniu przypomina muzykę gruzińską. Czuję się bardzo związana z tym gatunkiem - i czuję się komfortowo w tym repertuarze; uwielbiam z nim eksperymentować. Na płycie "The House" znajduje się stary utwór w stylu bluegrass, napisany przez Billa Monroe. To jedna z piosenek, które najbardziej lubię śpiewać. Jej tytuł brzmi "The One I Love Is Gone".

Czy kiedykolwiek czułaś, że jesteś ofiarą popularności?

Katie Melua: - Nie, raczej nie. Wynika to z tego, że nie odbieram popularności jako czegoś namacalnego. Nie jestem jakoś wielce popularna przez cały czas? Ale oczywiście każdy ma swoje zdanie. Na świecie są tysiące, miliony ludzi, i wszyscy mają różne opinie. Osobiście uważam, że ta najważniejsza opinia to moja własna - i tylko nią się kieruję.

W 2005 roku wykonałaś "Too Much Love Will Kill You" grupy Queen. Co wtedy czułaś?

Katie Melua: - To było coś fenomenalnego. Jak już powiedziałam, kiedy byłam bardzo młoda, oglądałam występy Queen i słuchałam tej grupy. Bycie na jednej scenie z Brianem Mayem i Rogerem Taylorem, 15 lat później, było nieziemskim przeżyciem. Myślę, że przez większą część tego koncertu, byłam myślami nieco obok - nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak niewiarygodne to było doświadczenie. Zrozumiałam to dopiero po koncercie - pomyślałam sobie: "Jezu, co to było?"

Wróćmy do twojego "Domu" - co nazwałabyś "wizytówką" tego albumu? Czy jest taka jedna piosenka, najważniejsza?

Katie Melua: - Najważniejsza? Cóż, wielu ludzi słyszało utwór "The Flood" - nie wszyscy, oczywiście, ale wielu. Ktoś powiedział, że to utwór "progresywny" - podkreślam, że nie są to moje słowa, ale spodobało mi się to sformułowanie. Odesłałabym również słuchaczy do piosenki tytułowej, "The House". Tak jak powiedziałam - to piosenka o tajemnicy. Generalnie na tej płycie jest wiele barw.

Czy wierzysz w tajemnice?

Katie Melua: - W tajemnice? Tak, chyba tak. To właśnie jest ta najwspanialsza rzecz w życiu - że jutro jest czymś nieznanym. I to właśnie uwielbiam.

Tłum. Katarzyna Kasińska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas