Reklama

Iron Maiden: Scream for me, Poland!

Sonisphere to festiwal totalny: ponad 8 godzin muzyki, trzy sceny, kilkanaście zespołów, kilkadziesiąt tysięcy widzów. Główna gwiazda - Iron Maiden grała jednak w innej lidze.

Podobnie było na pierwszej edycji Sonisphere w 2010 roku - choć wówczas zagrała Wielka Czwórka thrash metalu wszystkie światła skierowane były na Metallikę, a Anthrax, Megadeth i Slayer musieli zadowolić się statusem może nie rozgrzewaczy, ale na pewno mniejszych gwiazd.

Na drugą edycję Sonisphere organizatorzy już nie dali tak jednorodnego stylistycznie zestawu, bo oprócz legendy heavy metalu (Iron Maiden) na warszawskim Bemowie w piątek (10 czerwca) wystąpili także m.in. rockmani z Motorhead, grający nowoczesny metal Amerykanie z Mastodon, elvismetalowcy z Volbeat, zwariowany Kanadyjczyk Devin Townsend ze swoją ekipą czy postpunkowa grupa Killing Joke.

Zagraniczne formacje zaprezentowały się oczywiście na scenie głównej, na dwóch mniejszych mogliśmy zobaczyć polskie grupy, od laureatów konkursu Antyradia, po zespoły mające oddane grono wiernych fanów, jak stonermetalowy Corruption czy zamykający drugą scenę Hunter. Tam też działo się sporo, a między scenami następowały znane z wielu festiwali wędrówki ludów. Na Sonisphere za to uniknęliśmy problemu wyboru między zespołami, bo występy zostały ustawione "na zakładkę".

Reklama

"Good evening, we're Motorhead and we're going to play rock'n'roll" - słynny Lemmy nie bawi się w skomplikowaną konferansjerkę i od lat tak samo rozpoczyna koncert swojego tria. Ten koleś jest niesamowity - głos ma jakby na jego dietę składały się zardzewiałe gwoździe zmieszane z tłuczonym szkłem.

Czas w przypadku tej trójki muzyków najwyraźniej się zatrzymał. Lemmy (wokal, bas), Phil Campbell (gitara) i Mikkey Dee (perkusja) wymieszali punkowy brud, rockową zadziorność i metalową wściekłość. Po sztandarowym "Ace Of Spades" ("grałem to już z 50 tysięcy razy" - skomentował w swoim stylu Lemmy) ostatni "Overkill" zagrali jeszcze szybciej i jeszcze mocniej, choć wydawało się to już niemożliwe. Poza klasykami w stylu wspomnianych numerów czy usłyszeliśmy także numery z ostatniej płyty "The World Is Yours": "Get Back In Line" i "I Know How To Die". Uczestnikom festiwalu Sonisphere niezbyt osłuchanym w twórczości Brytyjczyków przydały się zatem wyjaśnienia Lemmy'ego, że mają nowy album, bo przecież ten zespół od 1975 roku w zasadzie cały czas nagrywa to samo. Ale za to jak! Zobaczyć Lemmy'ego w akcji - wrażenie niezapomniane.

Po Motorhead przyszedł czas na absolutną gwiazdę wieczoru, co od razu widać było na scenie - Iron Maiden mieli dwupoziomową, wymyślną scenografię (z atrapami rakiet kosmicznych po obu stronach i zmieniającymi się z tyłu sceny ogromnymi płachtami z rysunkami), poprawiło się też brzmienie.

Ironi tak jak Motorhead również promują nowe wydawnictwo - "The Final Frontier" z którego usłyszeliśmy w sumie aż pięć numerów (zagrane na początek "Satellite 15... The Final Frontier", "El Dorado", "The Talisman" i "Coming Home" przedzielone tylko "2 Minutes To Midnight"). Zresztą wokalista Bruce Dickinson kilkakrotnie przypominał, że koncert w Warszawie to nie tylko Sonisphere Festival, ale także występ w ramach trasy "The Final Frontier Tour". Przy okazji frontman Brytyjczyków pochwalił się, że przed koncertem zespół otrzymał Złotą Płytę właśnie za "The Final Frontier". Pytanie, czy faktycznie jest się czym chwalić, skoro w naszym kraju do takiego osiągnięcia wystarczy raptem 10 tysięcy egzemplarzy (w przypadku zagranicznego wykonawcy)... Na samym Bemowie lekko licząc fanów Iron Maiden było ze cztery razy tyle.

Szóstka panów imponowała formą - Dickinson skakał po dwóch poziomach jak młodzieniaszek, pozostali muzycy przynajmniej kilkakrotnie pokonali całą szerokość sceny. "Scream for me, Poland" (na zmianę z Warszawą) to już stały greps Dickinsona, ale co zrobić - za każdym razem działa. Krzyczeliśmy zatem i my, szczególnie mocno w owacyjnie przyjętym "Fear Of The Dark" i zagranym jako ostatni bis "Running Free".

Nie zabrakło brytyjskiej flagi i wojskowego munduru Dickinsona w "The Trooper", obecności Eddiego na scenie (na moment otrzymał dodatkową gitarę) i rytualnych zaśpiewów z publicznością. Świetne wrażenie zrobiła też gigantyczna postać Eddiego (ze świecącymi oczami i kłapiąca paszczą), wyłaniająca się zza scenografii. To był metalowy show na wysokim poziomie, który miał oszołomić i to na pewno się udało.

Michał Boroń, Warszawa

Setlista koncertu Iron Maiden na Sonisphere Festival:

"Satellite 15... The Final Frontier"
"El Dorado"
"2 Minutes To Midnight"
"The Talisman"
"Coming Home"
"Dance Of Death"
"The Trooper"
"The Wicker Man"
"Blood Brothers"
"When The Wild Winds Blow"
"The Evil That Men Do"
"Fear Of The Dark"
"Iron Maiden"
Bis:
"The Number Of The Beast"
"Hallowed Be Thy Name"
"Running Free".

Czytaj także:

Żelazna dziesiątka Żelaznej Dziewicy

Zobacz teledyski gwiazd Sonisphere Festival!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Iron Maiden | Motorhead | festiwal | Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy