Reklama

Znak Wu nad Warszawą

Stuprocentowa obecność najświetniejszych kawałków, hołd oddany ku pamięci zmarłego ODB, przedpremierowe wykonania utworów z nadchodzącej płyty, ale przede wszystkim możliwość oglądania dziewięciu wyśmienitych raperów na jednej scenie. Tak pokrótce można podsumować czwartkowy (19 lipca) koncert Wu Tang Clan, który odbył się w warszawskim klubie Stodoła.

Warszawski koncert legendarnej formacji z nowojorskiej dzielnicy Staten Island, grupy, która na początku lat 90. wywróciła go góry nogami cały hiphopowy światek, rozpoczął się z pewnym opóźnieniem. Gdy jednak zniecierpliwieni oraz zmęczeni niesamowitym zaduchem panującym w klubie fani, coraz głośniej zaczęli wyrażać niezadowolenie, na scenie pojawił się Mathematics, etatowy DJ oraz producent Clanu.

Ku powszechnej euforii, wkrótce potem zaczęli się pojawiać kolejni członkowie supergrupy. Wśród całej ósemki pojawił się również Method Man, który był nieobecny na koncercie w czeskiej Pradze kilka dni temu. Z kolei mózg formacji - RZA - powitał warszawską publiczność zaciągając haust wódki, a jakże - Chopin.

Reklama

Zanim publika zdążyła nacieszyć oczy sylwetkami idoli, z głośników rozległy się takty bangera wszech czasów - "Wu Tang Clan Ain't Nuthin Ta F'Wit''. Stodoła płonęła.

Następne były "Da Mystery of Chessboxin''', "It's Yourz'' - oraz solowe "Bring the Pain'' Method Mana - które sprawiły że raperzy ze Staten Island mieli publiczność na swoich usługach. Po małej przerwie, kiedy to Raekwon za pomocą niedwuznacznych gestów wyraził swój stosunek do tegorocznego hitu Rihanny "Umbrella' '- rycerze Wu ruszyli z kolejną odsieczą: szybkie "UZI (Pinky Ring)'' - raperzy zmieniają ustawienia niczym drużyna siatkówki. Kiedy rymujący wysuwają się na atak, reszta osuwa się w cień kontemplując poczynania kolegów.

Kulminacja euforii nastąpiła gdy Inspectah Deck bombardował publiczność pierwszymi linijkami "Protect Ya Neck'', zaś parę minut później szczelnie wypełniona sala skandowała refren hymnu wszystkich ludzi ulicy - "Cash Rules Everything Around Me''.

Zdecydowanie pierwszoplanową postacią czwartkowego wydarzenia był Method Man, który znał warszawską publiczność z dwóch swoich solowych koncertów w tym mieście w marcu tego roku. Podczas "M.e.t.h.o.d Man'' oraz nagranego z Redmanem "Da Rockwilder'' kilkakrotnie skakał ze sceny lądując na rękach publiczności.

Podczas warszawskiego koncertu nie zabrakło też hołdu ku pamięci zmarłego w 2004 roku Ol' Dirty Bastarda. Najpierw raperzy poprosili o zgaszenie świateł, oraz zapalenie zapalniczek, aby poczuć duchową obecność zmarłego przyjaciela, by chwilę potem zagrać klasyczne "Shimmy Shimmy Ya'', "Brooklyn Zoo" oraz "Got Your Money'' .Wśród publiki nie zabrakło transparentów, oraz koszulek z napisem "R.I.P. ODB''.

"What's up Warszawa? Remember that Wu Tang Clan is the illest!" - krzyczał Raekwon, tuż po wprawiającym w ruch całą salę - a zarazem kończącym serię klasycznych już kawałków - "Gravel Pit'', po czym na sam koniec, na życzenie swoich przyjaciół z grupy DJ Mathematics, zagrał trzy absolutnie premierowe utwory z mającej ukazać się jesienią nowej płyty Wu Tang Clan "8 Diagrams''. Raperzy poprzestali na kontemplowaniu nowych produkcji, bujając się na scenie w ich rytm, oraz żegnając z fanami.

W ten sposób po przeszło dziewięćdziesięciu minutach koncertu, Wu Tang Clan pozostawił warszawską publiczność sytą ostrej i bezkompromisowej muzyki, lecz z pewnością spragnioną świeżego powietrza, gdyż tego wieczoru temperatura w warszawskiej Stodole bez wątpliwości przekroczyła stan wrzenia.

Marcin Gnat, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wu-Tang Clan | MAN | koncert | publiczność | znak | NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama